Felieton Michała Karnowskiego, publicysty tygodnika Sieci i portalu wPolityce.pl.
Jest na rynku Nowego Miasta w Warszawie piękny choć niewielki kościół, potocznie zwany kościołem sakramentek. Pełna nazwa to Kościół Świętego Kazimierza, sięgający swoją historią do roku 1688 roku. Potem były liczne przebudowy, a latach 80. XIX wieku budynek otynkowano i pomalowano na biało.
W tym samym czasie w Mariupolu rozpoczynał pracę pierwszy stały zespół teatralny, a sala mogła pomieścić 800 osób. Budynek teatru też był biały. Też stosunkowo niewielki.
W kościele sakramentek w czasie Powstania Warszawskiego w sierpniu 1944 roku otwarto szpital, często ostrzeliwany przez Niemców. We wrześniu 1944 roku po bombardowaniu, pod gruzami straciło życie ok. 1 tys. osób, w tym czterech kapłanów, 35 sióstr sakramentek i 15 sierot.
W mariupolskim teatrze tuż po napaści rosyjskiej na Ukrainę utworzono schron. Weszło do niego około 1,5 tys. osób, głównie kobiet i dzieci. Obok gmachu, w sposób wyraźnie widoczny z powietrza, namalowano napisy Dieti – po rosyjsku dzieci. Rano 16 marca 2022 r. teatr został zniszczony w wyniku bezpośredniego trafienia naprowadzaną laserowo bombą lotniczą. Zginęło co najmniej 300 osób.
Obrazy i relacje dochodzące do nas każdego dnia są tak przerażające, że chwilami brakuje słów. Polscy liderzy alarmują świat słowami równie mocnymi jak czynią to liderzy ukraińscy.
– To co się dzieje na Ukrainie to masakra, to jest barbarzyństwo, atakowani są cywile. Dość jałowych, bezzębnych deklaracji i pustych gestów solidarności. Potrzebujemy twardych działań dla Ukrainy – mówił premier Mateusz Morawiecki na szczycie Rady Europejskiej.
Polskie działanie i polskie apele zderzają się jednak niestety z chłodniejszymi reakcjami. Francja – biznes jak zawsze. Mało zostało tam serca dla cierpiących. Niemcy – można odnieść wrażenie, że za zasłoną współczucia trwa cyniczne oczekiwanie na możliwość powrotu do „specjalnych relacji” z Moskwą. Możemy liczyć na większość państw regionu, które też rozumieją, że ten putinowski potwór musi zostać zatrzymany, bo sam nigdy się nie cofnie. Wspaniale zachowuje się rozumiejąca zawsze naturę sowieckiego systemu Wielka Brytania. Stany Zjednoczone na szczęście podejmują zadanie sprawowania światowego przywództwa. Ale dla wielu to niestety nadal konflikt gdzieś daleko. Miejmy nadzieję, że widoczna wszędzie presja społeczna na działanie zmieni tę sytuację. I że Europa przyjmie w końcu propozycje odcięcia Putina od wielkich pieniędzy przez szukanie innych niż rosyjskie gaz, ropa i węgiel.
Niedawny szczyt NATO odbywający się w tym samym czasie, też w Brukseli, wydaje się potwierdzać, że dla Zachodu wciąż nieprzekraczalną granicą reakcji jest obawa przed zbytnim bezpośrednim zbliżeniem się do konfliktu – by czasem się nie poparzyć. Mamy więc zdecydowaną, mocną i zadowalającą reakcję w obszarze wzmocnienia NATO na wschodniej flance solidne dostawy broni i pomocy dla Ukrainy i odrzucanie wszystkiego co pachniałoby wejściem do konfliktu. Identyczną linię zaprezentował ostatnio podczas wizyty w Warszawie prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden.
– Nie oddamy ni cala ziemi natowskiej, niech Rosja nawet o tym nie myśli – mówił.
Ale podkreślił otwarcie, że Amerykanie w tej wojnie walczyć nie będą. To też musimy usłyszeć.
W wojnie, która zapowiada się na bardzo długą. Weszliśmy już w drugi jej miesiąc. Z moich źródeł wynika, że w polskich kręgach rządzących uważa się, że to konflikt na lata, być może z przerwami, zawieszeniami broni. Kiedy Lyse Doucet, korespondentka BBC nadająca od początku wojny z Kijowa, została niedawno zapytana ze studia, czy są jakiekolwiek znaki, sygnały, że Rosjanie mogą odstąpić, zatrzymać się, odpowiedziała: „Żadnych”.
Ukraina broni się dzielnie, ale sama wroga nie odepchnie. Ruski żołdak przegrywa w polu więc coraz częściej sięga po ciężką artylerię, która ma zniszczyć wszystko. Sięga też po terror, gwałt.
Jedyną szansą na pokój jest trwałe złamanie siły agresora, doprowadzenie do takiego wyniszczenia armii moskiewskiego tyrana, że będzie musiał się wycofać, pójść na akceptowalne dla Ukraińców rozwiązania.
Co robić, by to przybliżyć? Jak działać?
Po pierwsze, „uzbroić Ukrainę po zęby” jak to dobrze ujął minister Zbigniew Rau w swoim planie, opublikowanym dziś w Polsce i niektórych mediach zachodnich. Świat zachodni ma czołgi, samoloty, obronę przeciwlotniczą, rakiety. Może mieć więcej. Może dać walczącym w jego imieniu. Armia ukraińska i obywatele udowodnili, że są w stanie zrobić z niej najlepszy użytek.
Po drugie, cisnąć na sankcje tak ostre, jak to możliwe. Na krótką metę Rosja je przetrzyma. Ale poważne ekonomiczne media zachodnie oceniają, iż w dłuższej perspektywie PKB Rosji może się skurczyć nawet kilkadziesiąt procent. To szok, którego nawet systemy postsowieckie, sprawnie łapiące równowagę na niższych poziomach, raczej nie przetrzymają. Sytuacja, w której wielkie koncerny pozostają tam, jest nie do zaakceptowania.
Po trzecie, robić wszystko, by o dziejącym się dramacie nie zapomniano. Wizyta czterech premierów w Kijowie była przykładem takiej akcji, podobnie aktywność prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego.
Po czwarte, zbroić się (jest już ustawa o obronie ojczyzny) i żądać jeszcze więcej jeśli chodzi o obecność natowską na naszej ziemi. To nie tylko ochrona Polski, ale też ważny wpływ na sytuację na Ukrainie.
Po piąte, uświadamiać Rosjanom – tam i poza Rosją – jak straszliwe zbrodnie są dokonywane przez ich armię w ich imieniu. Nie jest to łatwe, bo izolacja postępuje, a umysły większości wydają się zaczadzone. Muszą jednak wiedzieć, że ściągnęli na siebie hańbę nieznaną narodom od czasów nazistowskich Niemiec.
Po szóste, szanować stabilność polityczną państwa polskiego i przywództwo polityczne, które po 2015 roku, nie czekając na wojnę, rozpoznało dobrze zagrożenie i podjęło działania – odbudowywano armię po PO-PSL, wzmacniano państwo. Już atak hybrydowy z Białorusi pokazał jak wiele temu zawdzięczamy, a teraz jest to oczywiste chyba dla każdego poza Tuskiem, który broni swoich skrajnie szkodliwych dla Polski i Europy decyzji. Strach pomyśleć, co by z nami było, gdyby kilka lat temu Polacy nie zdecydowali o zawróceniu z drogi ku przepaści.
Po siódme, wytrwale opiekować się uchodźcami, którzy znaleźli się na polskiej ziemi. Budzi podziw aktywność w tym obszarze i Radia Kielce i Kielczan. Jedna z ostatnich informacji: „w środę 30 marca po godzinie 22.00 do stolicy województwa świętokrzyskiego dotarł kolejny pociąg z ukraińskimi dziećmi chorymi onkologicznie. Do Kielc przyjechało nim około 50 osób, w tym 18 młodych pacjentów”. To wszystko to nie tylko czyny miłosierdzia, ale także realny wkład w obronę Ukrainy. Polscy korespondenci wojenni napotkani na Ukrainie opowiadali mi, że żołnierze ukraińscy podkreślają: ich służba jest lżejsza gdy wiedzą, że ich bliscy, żony, dzieci, mają spokojny dom w Polsce. Z upływem czasu będzie nam tutaj potrzebna szczególnie cnota wytrwałości i mądrości, bo hieny już wokół tematu krążą.
Ten pakiet, w oczywisty sposób niepełny, najpełniej wykorzysta polskie możliwości. Z czasem dojdzie jeszcze jeden punkt: próba nakreślenia już dzisiaj perspektywy odbudowy Ukrainy. Zarysowania funduszu, kwot, które może świat pozyskać. Dodałoby Ukraińcom sił i nadziei. Jest dobra wiadomością, że już wokół tego zaczyna coś się dziać, a Polska ma być tu państwem – koordynatorem.
Musimy działać, rozważnie ale z determinacją, bo my lepiej niż ktokolwiek inny rozumiemy, że tragedia kościoła sakramentek i teatru w Mariupolu może się powtórzyć – o ile tyran nie zostanie zatrzymany. Warszawa, Mariupol, Kielce – to wspólna sprawa.
Warszawa, Kielce, Mariupol – posłuchaj felietonu Michała Karnowskiego: