„Miłkiem wyzłocony kraj, wstęgą Nidy przekreślony
Na szlak wzywa, wzywa nas dźwiękiem wiślickiego dzwonu” –
tak pięknie zachęcał do wędrówki po Ponidziu Wojtek Belon. My ruszyliśmy na wyprawę rowerową. Po trzech dniach wiemy, że będziemy tu wracać. To region dla tych, którzy potrafią docenić piękno przyrody, szukają kontaktu z naturą i ciszy – dalekiej od wielkomiejskiego zgiełku.
Pośród morza łąk wciśnięte pagórki lessowe, przy polnych drogach wiekowe krzyże, kapliczki i kamienne świątki. W miasteczkach gotyckie kościoły. Ten step świętokrzyski kwiatem się złoci, a bociani klekot uspokaja duszę. Leży sobie ta kraina między Krakowem i Sandomierzem. Rozłożyła swe ramiona od Chęcin po Nowy Korczyn. Przegląda się w wodach leniwie meandrującej Nidy i jest perełką świętokrzyskiej ziemi.
Ponidzie, to także ciekawe miasta i miasteczka: uzdrowiskowe Busko-Zdrój, królewska Wiślica z zabytkową kolegiatą, czy malowniczy Pińczów z kaplicą górującą na wzgórzu św. Anny.
Przez Ponidzie rowerzystów poprowadzą liczne szlaki rowerowe, piechurów – szlaki piesze, a zwolennicy kajakarstwa mogą skorzystać z organizowanych po rzece Nidzie spływów. Dla młodszych obieżyświatów atrakcją będzie Centrum Bajki w Pacanowie i przejazd ciuchcią Express Ponidzie.
Ponidzie na rowerze
Do rowerowej wycieczki na Ponidzie zachęcały mnie migawki zdjęć w Internecie. I jeszcze tekst piosenki Wolnej Grupy Bukowina pobudzał wyobraźnię. I stało się. Przestałam śnić sen o nadnidziańskim lecie, a pognałam go szukać wiedziona świtem!
I tak w czerwcowy weekend rozpoczęliśmy trzydniową podróż przez nadnidziańskie zielone krajobrazy, gdzie płaski pejzaż przecinają wyrastające ruiny tajemniczych zamków, mury magicznych gotyckich kościołów, ściany gipsowych wzniesień i lessowe tarasy. Nida – jej bieg nadaje połączenie Białej Nidy i Czarnej Nidy w Brzegach koło Chęcin. Nasz bieg zaczęliśmy nieco dalej, wysiadając z pociągu na stacji w Sobkowie. Skład ruszył i po chwili znikł z oczu. Podróż czas zacząć!
Zamki, ogrody, świątki
Dzień pierwszy i miłość od pierwszego wejrzenia. Soczysta zieleń uderza w nas już po chwili. Najpierw – ta drzew, których szpalerem przekręcamy nasze pierwsze kilometry. Później – łąk, towarzyszących nam już do końca, dekorowanych złocistym rumieńcem kwiatów miłka.
Naszym pierwszym przystankiem, bez wątpienia obowiązkowym na rowerowym Szlaku Architektury Obronnej, którego śladem podążamy, jest fortalicja w Sobkowie. Renesansowa brama stoi otworem, więc przekraczamy jej próg. Magia miejsca pochłania nas już o świcie. Te mury, ten zapach, ta cisza poranka. Nie ma żywej duszy – tylko my dwoje i ona. Jeszcze senna, jeszcze leniwa… Wita nas Nida.
Już wiem, choć minęło zaledwie kilka kilometrów, że Ponidzie to wyjątkowa kraina. Już skradła me serce, już zaskarbiła sobie duszę. Już chcę do niej wracać, choć jeszcze nie zdążyłam jej odkryć. Czy to ta cisza poranka? Czy to rosa na trawie? A może konie na łąkach łaknące powitania? Może trel ptaków albo brzask słońca. Może Nida, nad którą poranna mgła unosi się delikatnie? A może niebo szukające swego odbicia w wodzie?
Każda cząstka, każdego z trzech dni spędzonych na Ponidziu, sprawiła, że nadnidziański region zajął w mojej duszy i na mapie wojaży wszelakich – wyjątkowe i zaszczytne miejsce. Ruszamy więc dalej zatapiać się w tej magii.
Przerwa na kawę
Odkrywamy niemal nieosiągalne dla oczu, ukryte gdzieś pośród wielkich traw, ruiny warowni w Mokrsku Górnym. Zachwycamy się pejzażem i jedziemy niespiesznie, łapiąc ciszę poranka. Słońce coraz wyżej wstaje, dając sygnał, że przyszedł czas porannej kawy. W tym samym momencie wyrasta przed nami Gospodarstwo Rybackie Stawy. To nie tylko łowisko i miejsce na wędkarską przygodę, ale także agroturystyka i restauracja. Schludnie, ale bardzo gustownie udekorowane stoliki w zielonym ogrodzie, komponująca się z krajobrazem muzyka, pyszna kawa i przesympatyczny gospodarz. Czuję się jak Alicja w krainie czarów. Rozkoszuję się tą chwilą, kiedy jeszcze rześkie powietrze kłuje w nozdrza, trel ptaków przyjemnie świdruje w uszach, a w pobliskim stawie rybie życie daje znać o sobie raz po raz pluskiem wody. A wszystko okraszone dźwiękiem muzyki idealnie dobranej.
Pińczów i jego atrakcje
Kolejną dłuższą przerwę robimy w Pińczowie. Do miasta wjeżdżamy niczym królewska para po kolorowym kwiecistym dywanie, utkanym z płatków kwiatów wszelakich. Jest Boże Ciało i wkręcamy do miasta w czasie przechodzącej procesji. By nie marnować czasu, podjeżdżamy do górującej nad miastem kaplicy św. Anny, skąd rozpościera się niebanalny widok na miasteczko i meandrującą w oddali Nidę. W Pińczowie można zatrzymać się na dłużej, zaglądając w zakamarki zespołu klasztornego oo. paulinów, czy zespołu klasztornego oo. reformatorów. Można także odwiedzić Dom Ariański i Pałac Wielopolskich. My darowaliśmy sobie chłodne wnętrza na rzecz ciepłych promieni słońca i pięknej nadnidziańskiej przyrody.
Ogród na Rozstajach
Zielony krajobraz drzew, który dominuje przez chwilę nad otwartą przestrzenią łąk, zamieniamy na kolorowe ścieżki wiodące wśród różnych gatunków kwiatów. To Ogród na Rozstajach w Młodzawach Małych. Ten prywatny ogród botaniczno-ornitologiczny, udostępniony dla zwiedzających, ma niezliczoną ilość odmian roślin, które można podziwiać za niewielką opłatą. Korzystamy z tej okazji i w labiryncie ścieżek i lessowych tarasów, przystajemy co rusz, patrząc z zachwytem na piękno roślinności, podziwiając kunszt zagospodarowania tej blisko hektarowej przestrzeni. Dostojnego charakteru ukwieconemu otoczeniu nadają ponad 100-letnie drzewa. A liczne oczka wodne, szemrzące strumyki i wodospady uzupełniają tę ogrodową kompozycję.
Ruszamy dalej, a przyjemności nie ma końca. I choć jeszcze świeżą w nas paletę ogrodowych barw pokrył lessowy pył, to nie narzekamy. Bo nie zdarza się często tak pędzić w cieniu ścian lessowego wąwozu w towarzystwie stróżujących tu kamiennych świątków
Na nocleg zatrzymujemy się w gospodarstwie agroturystycznym w Wiślicy.
W cieniu tajemnic. Wiślica, Wisła i historia krzyża
Niespiesznie witamy się z dniem drugim. Nawet wiślicki dzwon zdaje się drzemać jeszcze w zaciszu kościelnej wieży.
W Wiślicy warto zwiedzić Dom Długosza – wiślickiego kustosza oraz perełkę miasta – bazylikę kolegiacką Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Polichromie, „posadzka wiślicka”, podziemne pozostałości dwóch kościołów romańskich robią wrażenie i jest to na pewno przystanek konieczny na Szlaku Architektury Obronnej.
Z Wiślicy podążamy tropem Nidy, by w okolicach Nowego Korczyna znaleźć jej ujście do Wisły.
Przechodzącą leciwą już kobietę pytamy o drogę. W odpowiedzi dostajemy przepięknie opowiedzianą historię krzyża, przy którym przyszło nam się spotkać. Podobno stoi tu ponad 150 lat i był świadkiem rodzinnego życia dwóch pokoleń naszej rozmówczyni. Zmurszałe drewno, piękno zanikających zdobień są świadectwem jego wiekowości.
Zaspokajamy ciekawskiego ducha, odnajdując miejsce ujścia rzeki Nidy do Wisły i wracamy na Szlak Architektury Obronnej w kierunku Buska-Zdroju. Płaski jak stół krajobraz przecina nagle wyrastające ponad płaszczyznę pól ukwiecone wzgórze Rezerwatu Przęślin. Obserwujemy stanowiska chronionych owadów i urodę rzadkich roślin, zachowując przy tym ostrożność, by nie zniszczyć żadnej z nich.
W Chotlu Czerwonym pauzujemy przy murach gotyckiego kościoła, który według znawców architektury jest miniaturą kolegiaty wiślickiej.
Noc nadchodzi łagodnie. Próżno szukamy dachu nad głową i stawiamy na targany ze sobą namiot. W końcu można zrobić użytek z trzech kilogramów balastu. Zanim jednak damy sie ponieść objęciom Morfeusza, podprowadzamy rowery na górującą nad okolicą Radzanowską Górę. Rozpościera się stąd wspaniały widok na okolicę i migoczące w oddali feerią barw Busko-Zdrój.
Uzdrowione dusze i zapach siana
Dzień trzeci. Ranek wita nas słońcem i polną drogą pośród kolorowych kwiatów zjeżdżamy na trakt prowadzący nas do Buska-Zdroju. To miasto uzdrowiskowe, więc nie może się obyć bez wizyty w parku zdrojowym i zimnej buskowianki, która gasi pragnienie w ten upalny dzień. Zachęceni przez kogoś odwiedzamy także kościół św. Brata Alberta, którego wnętrze znacznie odbiega od typowych kościelnych wnętrz i nie chodzi oczywiście o elementy, które są w każdym kościele, a o zdobienia, jakie podziwiać możemy na ścianach oraz w oknach świątyni. Nie dość, że są unikatowe, są także piękne.
Z miasta wyjeżdżamy żółtym szlakiem rowerowym, który prowadzi nas długimi kilometrami asfaltową ścieżką rowerową wśród leśnego zapachu i cienia drzew.
Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni
Płaski teren zaczyna wić się jak gimnastyczna wstęga. Najpierw delikatnie wodzi nas w górę, by po chwili ponieść nas w dół. Szybkie tempo zjazdu jakby wprawiało w ruch naszą matkę ziemię, która za zjazdem stawia przed nami kolejny podjazd. Fala wzniesień i obniżeń doprowadza nas do punktu startu – Sobkowa. Tym razem omijamy fortalicję i na zakończenie trzydniowej wędrówki zostawiamy sobie Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni.
Z wielką przyjemnością spacerujemy po parku etnograficznym, pomiędzy drewnianymi chałupami w układzie charakterystycznym dla różnych subregionów Kielecczyzny. Zaglądamy z zaciekawieniem do wnętrza chałup, które w ten upalny dzień przyciągają chłodem wnętrza. Gościmy w karczmie, zaglądamy do spichlerza, co kończy się wizytą w gabinecie doktora Witolda Poziomskiego. Na szczęście tuż obok jest apteka i ogród ziołowy. Można więc szybko wyleczyć różne dolegliwości. Gdyby ktoś chciał skroić ubiór na miarę XX wieku koniecznie niech zajrzy do pracowni żydowskiego krawca. A ci, którym zbywa w kieszeni, mogą zaopatrzyć się w pobliskim sklepiku z lat 30. XX wieku. Podróż po miasteczku należałoby jakoś upamiętnić, dlatego znajduje się tutaj zakład fotograficzny. Gdyby ktoś zechciał się pomodlić, to i kościół otworem stoi. I jeszcze całe mnóstwo chałup, dworków, młynów i zabudowań gospodarczych, gdzie spotkamy żywy inwentarz.
Zbliżamy się do mety. Park Etnograficzny w Tokarni pozwalający poznać kulturę ludową Kielecczyzny jest dobrym zwieńczeniem wycieczki.
Nasza mała wielka podróż w naszym małym pięknym województwie świętokrzyskim dobiegła końca. A ja wiem, że będziemy tu wracać.
Takie jest Ponidzie
Sielski krajobraz polskiej wsi i ciepłego lata. Morze łąk pachnących świeżym sianem. Bociany towarzyszące nam każdego dnia, których klekot rozbrzmiewał po polach, niósł się wśród zapachu ściętych traw, płynął echem pomiędzy dywanem kolorowych kwiatów, gasł gdzieś po drodze w gąszczu czerwonych maków, by po chwili na nowo rozbrzmiewać pośród białych kwiatów dzikiego bzu.
Współistniejąca flora i fauna tworzą tu kompozycję naprawdę bogatą. I trudno w niej szukać dominującej nuty. Czy to woń kwiatów, świergot ptaków, klekot bocianów, zapach siana, uwodzący pejzaż, a może delikatny szum wody? Jestem jednak przekonana, że pośród tej intensywności zapachów, melodii i barw, każdy znajdzie na Ponidziu swoją nutę serca. Wszak perfumy na każdej skórze nie pachną tak samo.
Autorka prowadzi blog „rowerowy kRaj”.