Dla jednych samouk, a dla innych odkrywca Krzemionek Opatowskich, czy twórca nazwy Rydno. Niewiele osób jednak wie, że aby przeżyć Stefan Wincenty Krukowski musiał karmił swoją krwią wszy.
W 1906 roku jako 16-letni pasjonat prehistorii, Stefan Wincenty Krukowski odkrył swoje pierwsze stanowisko archeologiczne we wsi Graba, w powiecie błońskim. Wydawało się, że droga kariery stoi przed nim otworem, ale gdy stan zdrowia jego matki zaczął się pogarszać, Stefan przerwał naukę i podjął pracę. Na szczęście znalazł się pod opieką profesora Erazma Majewskiego i razem z nim prowadził badania archeologiczne. Gdzie? Nie staczy nam czasu, aby opowiedzieć o wszystkich miejscach.
W okresie międzywojennym dzięki działalności Stefana Krukowskiego ujawnione zostały kopalnie odkrywkowe krzemienia czekoladowego w rejonie Łysogór, krzemienia świeciechowskiego koło Annopola i kopalnia krzemienia pasiastego w Krzemionkach Opatowskich. Stefan Wincenty Krukowski wraz z geologiem Janem Samsonowiczem w 1921 roku przeprowadzili powierzchniowe rozpoznanie w widłach Wisły i Kamiennej, odkrywając wtórne nagromadzenia krzemieni czekoladowych. To początek odkrywania Krzemionek Opatowskich, a także Rydna.
Niewiele osób jednak wie, jaki był los odkrywcy podczas II wojny światowej. Przebywał m.in. we Lwowie gdzie był karmicielem wszy zdrowych w Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym i Wirusami prof. Rudolfa Weigla.
„Uzyskać takie lukratywne zajęcie nie było łatwo” – tam czasy, gdy podczas okupacji pracował w tym instytucie wspominał Marek Zakrzewski, ówczesny student Politechniki Lwowskiej. „…Zarobki, dodatkowe przydziały chleba i marmolady z buraków, jakie dostawali pracownicy były nie do pogardzenia, ale naprawdę liczyło się to, że ausweis Instytutu gwarantował bezpieczeństwo. Instytut stał się bezpieczną przystanią dla około 5 tys. ludzi m.in. poety Zbigniewa Herberta, matematyka Stefana Banacha – wszyscy oni byli karmicielami wszy…”
„ … Owady umieszczano w maleńkich klateczkach, z których jedna ścianka zbudowana była z drobnej siateczki, przez którą wszy mogły wyciągnąć ssawki. Pudełeczka, każde zawierające około 500 owadów, przypinało się elastycznymi paskami do skóry na nogach, mężczyźni na łydkach, kobiety – na udach, żeby móc ukryć krwawe ślady po ukąszeniach pod ubraniem. Pogryziona, czerwona skóra piekła i bolała, ale drapanie się było zakazane. Powodowało strupy, przez które wszy nie były w stanie się przebić. Rekordziści karmili dziennie 8-10 tysięcy wszy, w ciągu miesiąca byli w stanie wykarmić w pełnym cyklu rozwoju do 32 tysięcy owadów, tracąc około litra krwi. Kierownicy hodowli musieli pilnować, żeby hodowane w laboratorium wszy nie były karmione dłużej niż 45 minut, bo same nie potrafiły przerwać ssania i pękały …” – pisze z kolei Mariusz Urbanek w książce „Profesor Weigl i karmiciele wszy”.
Stefan Krukowski był w grupie karmicieli kierowanej przez Wacława Szybalskiego, który w maju 1944 roku wyjechał ze Lwowa do Końskich. Także Krukowski opuścił pod koniec wojny Lwów, znalazł się w Skarżysku-Kamiennej i powrócił do swojej archeologicznej pasji.
W kolejnym odcinku słuchowiska: „Wyprawa w nieznane” Radio Kielce opowie o rezerwacie Rydno, z którym związany był Stefan Wincenty Krukowski.