Było prawie jak w domu. Wioleta, która razem z mamą uciekła przed wojną z Charkowa świętowała swoje 11. urodziny w strażnicy Ochotniczej Straży Pożarnej w Kazanowie. To jej nowy, tymczasowy dom. Mieszkańcy Kazanowa przygotowali dla niej przyjęcie – niespodziankę, ze śmietankowo-malinowym tortem.
Sąsiedzi przynieśli smakołyki i prezenty, wśród których znalazły się urządzenia elektroniczne, przybory do malowania, zestaw do badmintona i słodycze.
Aleksandra Łapot, mieszkanka Kazanowa, która przygotowała dla solenizantki tort opowiada, że wspólnie z koleżanką Dominiką postanowiły sprawić dziewczynce przyjemność na urodziny. Akcja została zorganizowana spontanicznie poprzez media społecznościowe.
– Ogłoszenie było widoczne wśród moich znajomych, zauważył je Wojtek który kupił telefon. Dominika w gronie swoich znajomych zrobiła zbiórkę i kupiła tablet. Myślę, że ten dzień, dzięki temu jest dla Wiolety radosny, jak w domu – mówi Aleksandra. Wioleta pytana o to, jakie ma życzenie na kolejny rok mówiła, że potrzebuje tylko pokoju w swoim kraju, a poza tym wszystko ma.
Krzysztof Sota, sołtys Kazanowa dziękował mieszkańcom za ich zaangażowanie w pomoc nowym mieszkańcom remizy. – Jestem tu codziennie i widzę, że ludzie przywożą żywność, środki chemiczne, wszystko czego potrzebują ci ludzie. Jestem im za to bardzo wdzięczny – mówi.
Wioleta razem ze swoją mamą Olchą mieszkały w Sielpi i jako jedne z pierwszych zostały przeniesione do remizy w Kazanowie, gdzie mieszkają wspólnie z dziewięcioma innymi osobami z Ukrainy.
Pani Olcha mówi, że w Ukrainie została jej 26-letnia córka, wspólnie ze swoim chłopakiem i dzięki temu wie, że ich dom ciągle stoi, chociaż rosyjska bomba spadła zaledwie 100 metrów od zabudowań. Jak wspomina, Charków był bardzo zadbany, regularnie sadzono tam kwiaty, a ostatnio uruchomiono nowe linie komunikacji miejskiej. Największą dumą było lokalne ZOO, które często odwiedzały jej córki.
Jak mówi warunki w remizie jej odpowiadają, od miesiąca pracuje w jednej z koneckich szwalni. Chciałaby jak najszybciej wrócić do ojczyzny, kiedy tylko sytuacja się uspokoi.