Drugi dzień Świąt Wielkanocnych w tradycji nazywany jest lanym poniedziałkiem, śmigusem-dyngusem lub po prostu lejkiem. Obyczaj jednak z każdym rokiem zanika. W przeszłości zwyczaj zakładał polewanie wodą młodych panien przez kawalerów. Dziś jeśli się pojawia, to przybiera jedynie formę lokalnej zabawy.
Gawędziarka i propagatorka świętokrzyskiej gwary, Ewa Siudajewska, wspomina, że oblewanie się wodą, szczególnie na wsi miało kiedyś całkowicie inny charakter. Przede wszystkim lany poniedziałek był dniem pełnym radości i dobrej zabawy.
– Bez wątpienia drugi dzień Świąt Wielkanocnych zawsze był wesoły. Inne też było podejście do lanego poniedziałku. Nikt się nie obrażał, gdy został oblany wodą. Dziś jest inaczej, a poza tym tradycja zanika i ma jedynie charakter lokalny – mówi.
Ewa Siudajewska zwraca również uwagę na zwyczaje, jakie panowały na polskiej wsi. – Polewanie wodą zaczynało się już o brzasku, a pierwsi zaczynali strażacy. Następnie w każdej wsi odbywał się pochód tzw. apostołów. Były to grupy przemierzające wieś, które śpiewające pieśni o zmartwychwstaniu pańskim. Taka grupa zatrzymywała się przed każdym krzyżem. Po zaśpiewaniu pieśni religijnej i odmówieniu modlitwy, apostołowie odwiedzali wszystkie domostwa. Zgodnie ze zwyczajem gospodyni dawała im śmigus – dyngus, czyli jajka, ciasto, niekiedy kawałek kiełbasy, a także odrobinę alkoholu – opowiada Ewa Siudajewska.
Obfite polewanie wodą miało też przepowiedzieć rychłe zamążpójście. – Kawalerowie odwiedzali każdą dziewczynę we wsi. Ta, która cieszyła się największym powodzeniem musiała się liczyć z tym, że zostanie najbardziej zlana – zaznacza.
Śmigus – Dyngus, to wielowiekowy zwyczaj związany z praktykami Słowian, którzy czcili radość po odejściu zimy i przebudzeniu się wiosny.
Jeszcze kilkanaście lat temu zwyczaj oblewania wodą w Poniedziałek Wielkanocny był hucznie obchodzony, szczególnie na wsi. Kawalerowie potrafili wejść do domu i nie zważając na nic zlać od stóp, do głów pannę na wydaniu.
Pochodząca z gminy Ożarów, przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich „Kalinki” w Brzozowej Barbara Sołtyka wspomina, że oblewane były już kilkunastoletnie panny. Po udanym psikusie chłopcy zapraszani byli na poczęstunek. – Szli przez całą wieś i tam, gdzie mieszkała dziewczyna, która skończyła podstawówkę musiała być oblana. Na nic zdało się zamykanie drzwi i okiennic – mówi pani Barbara.
Dodaje, że sama była też celem dyngusowych żartów, które pamięta do dzisiaj. – Nikt się nie obrażał, że miał przemoczone ubranie. Szkoda, że tradycja zanika – zaznacza.
Drugi dzień świąt na Ponidziu wiąże się przede wszystkim z uczestnictwem w nabożeństwie. Niemniej jednak poniedziałek wielkanocny w tradycji ludowej, znany jest również jako śmigus – dyngus, potocznie zwany lejkiem lub lanym poniedziałkiem. Tego dnia wzajemnie się odwiedzano, a kawalerowie oblewali panny wodą.
Aleksandra Imosa z Muzeum Wsi Kieleckiej zwraca uwagę, że „śmigus” i „dyngus”, to dwa osobne pojęcia. – „Dyngus” to wykupienie się. Panna, która nie chciała być oblana, musiała się wykupić, czy to pokarmem, czy nawet pieniędzmi. Był to też znak, że kawaler może się starać o jej rękę. Śmigus symbolizował oczyszczenie z brudu i chorób, a w późniejszym czasie także z grzechu – tłumaczy.
– To także smaganie brzozowymi gałązkami. Chłopcy zrywali brzozowe witki i wyruszali do dziewcząt na wydaniu. Te najpiękniejsze i najbogatsze, symbolicznie były uderzane witkami, aby szybko znalazły męża – dodaje.
Dawniej uważano, że panna, która została obficie oblana będzie miała powodzenie u kawalerów i niebawem wyjdzie za mąż. – Młode dziewczęta zdobiły domostwo, aby nie wstydzić się przed kawalerami, którzy przyjdą z brzozowymi witkami i wodą, żeby zapewnić witalność, płodność i powodzenie. Zwykle były to wycinanki, którymi zdobiono ściany chałup – wyjaśnia.
W Poniedziałek Wielkanocny gospodarze obchodzili także swoje pola w uroczystych procesjach. Miały one chronić uprawy przed nieurodzajem.