Na ten dzień żołnierze czekali od pierwszych minut szkolenia – po raz pierwszy będą strzelać z karabinów GROT. Jeszcze przed śniadaniem ochotnicy czytali regulaminy i zapoznawali się z budową broni. Jak wygląda dzień na poligonie? Chodźcie za mną…
W 2017 roku decyzją Ministra Obrony Narodowej powołano w Polsce nową formację, czyli Wojska Obrony Terytorialnej. Rok później w naszym regionie sformowano 10. Świętokrzyską Brygadę OT. Dziś na jej czele stoi pułkownik Piotr Hałys.
Wydaje się, że nie ma osoby, która nie słyszałaby o tej formacji. Informacje na temat działań podejmowanych przez WOT można znaleźć w mediach i na portalach społecznościowych.
Specjalnie dla Państwa, 1 czerwca wybrałam się na poligon w Nowej Dębie, gdzie trwa 16-dniowe szkolenie ochotników. Biorą w nim udział trzy kobiety i 30 mężczyzn. Najmłodsza osoba ma 19 lat, a najstarsza 52.
Przygoda tej grupy rozpoczęła się 28 kwietnia. Tego dnia żołnierze stawili się w jednostce na kieleckiej Bukówce. Tam dopełnili formalności i po raz pierwszy założyli żołnierski mundur. Szeregowy Renata Zaręba mówi, że wstąpiła do WOT-u ze względu na chęć rozwoju.
– Chcę przeżyć fajną przygodę, a w przyszłości związać swoje życie z wojskiem – mówi.
Szeregowy Adam Biernat zauważa, że procedura wstąpienia do WOT-u nie była trudna. Decyzję o tym, że chce dołączyć do tej formacji podjął na początku roku.
– Poszedłem do Wojskowej Komendy Uzupełnień i tam się zapisałem. Miałem już wyniki badań lekarskich. Czekałem tylko na badania psychologiczne i wyznaczono mi termin szkolenia na kwiecień – opowiada.
Na terenie poligonu
Żołnierze przyjechali do Nowej Dęby 29 kwietnia. Tu zostali zakwaterowali w namiotach, mieszczących się na terenie poligonu. Jest ich 15. W każdym po kilka łóżek polowych, a pod nimi osobiste rzeczy ochotników. Na samym końcu stoi wieszak, na którym wiszą zielone mundury.
W jednym z namiotów znajduje się świetlica, stoi tu kilka stolików i krzeseł, jest czajnik. To miejsce, gdzie można napisać wnioski, czy po prostu odpocząć.
Kolejny przeznaczony jest dla służby dyżurnej, która 24 godziny na dobę czuwa nad bezpieczeństwem ochotników.
Na miejscu nie ma toalet. Najbliższe znajdują się kilka metrów od namiotów, a prysznice – kilkadziesiąt metrów dalej.
(Nie)zwykły dzień
Noc z 31 maja na 1 czerwca była ciepła. Termometry pokazywały 12 stopni Celsjusza. To ważne, ponieważ namioty o tej porze roku nie są ogrzewane. Ochotnikom musi wystarczyć piżama i śpiwór.
– Korzystam z dwóch śpiworów, więc nie marznę w nocy. Nie ma tragedii – mówi szer. Magdalena Maciągowska.
Punktualnie o godzinie 5.30 oficer służby dyżurnej staje między namiotami i trzykrotnie wykrzykuje komunikat: „Pobudka!”, a następnie przez głośniki puszcza głośną muzykę, mającą zmotywować ochotników do szybkiego zebrania się z łóżek. Wielu z nich wstało wcześniej.
– Zdarzało się, że chodziłam na 4.30 do pracy, więc takie wczesne wstawanie nie stanowi dla mnie problemu – mówi szer. Renata Zaręba.
Podobnego zdania jest szer. Kamil Gach, który na co dzień jest przedstawicielem handlowym.
– Każdego dnia wstaję do pracy mniej więcej o 6.00, dlatego pobudka o świcie w wojsku nie jest dla mnie problemem. Dziś rano świeci słońce, więc to też motywuje – zauważa.
Dyżurny informuje ochotników jaki strój obowiązuje na porannej zaprawie. Tego dnia mają 10 minut na przebranie się w dres i obuwie sportowe. Każdy ma też obowiązkowy atrybut żołnierza – karabin GROT, z którym nie rozstaje się od pierwszego dnia służby.
O godzinie 5.40 cała kompania stoi w dwuszeregu. Wszyscy stawili się punktualnie. Instruktor pyta, czy każdy może brać udział w porannej zaprawie. Jedna osoba zgłasza problem z kolanem i dostaje zgodę na to, aby zamiast biec – iść szybkim krokiem.
Chwilę później ochotnicy rozpoczynają bieg po poligonie. Następnie zatrzymują się na placu, gdzie wykonują między innymi pompki. Jeżeli ktoś nie jest w stanie wykonać jakiegoś ćwiczenia, może zamiast robić przysiady.
– Ten poranny trening trochę daje w kość. Zwłaszcza osobom, które wcześniej nie ćwiczyły, bądź robiły to sporadycznie – zauważa szer. Renata Zaręba.
Po kilkunastominutowym rozruchu ochotnicy wracają do namiotów. Teraz mają czas na poranną toaletę, a także na to, aby zamienić dres na mundur i charakterystyczne oliwkowe berety. W takim stroju idą na stołówkę, gdzie wspólnie spożywają śniadanie.
– Nikt stąd nie wychodzi głodny – zauważają żołnierze.
Każdy z nich dostaje szynkę, kiełbasę, ser, masło, pieczywo, jajka, serki homogenizowane, owoce i warzywa. Z tych produktów można zrobić sobie także kanapki na czas zajęć.
Gdy wybija 7.50 żołnierze spotykają się na porannym apelu. Wszystko prowadzone jest zgodnie z ceremoniałem wojskowym. Oznacza to m.in., że jest podnoszona flaga na maszt, odgrywany jest hymn państwowy i Pieśń Reprezentacyjna Wojska Polskiego. W ten sposób żołnierze od pierwszego dnia szkolenie przygotowują się do przysięgi, która odbędzie się 11 czerwca na Placu Wolności w Kielcach.
Chwilę później podjeżdżają dwa ciężarowe jelcze, które zabierają ochotników na strzelnicę. Ppor. Daniel Woś podkreśla, że każdy żołnierz musi dobrze przygotować się na zajęć.
– Ochotnicy wychodzą w pełnym umundurowaniu. Mają hełmy, kamizelkę kuloodporną, wojskowe obuwie. Plecak i sakwy, a w nich m.in. maskę przeciwgazową. Żołnierze nigdy nie zapominają o broni i magazynkach – wymienia.
Pierwsze strzały
Na ten dzień żołnierze czekali od pierwszych minut szkolenia – po raz pierwszy będą strzelać z karabinów GROT. Jeszcze przed śniadaniem ochotnicy czytali regulaminy i zapoznawali się z budową broni. Teraz mogli sprawdzić swoją wiedzę w praktyce.
– To dla nas spory stres – przyznają szczerze.
Cała kompania od pierwszego dnia kursu jest podzielona na dwa plutony. Te z kolei na dwie sekcje. Tego dnia żołnierze oddają strzały na celność i skupienie. Każdy z ochotników w pozycji leżącej wykonuje w jednej serii po osiem strzałów z odległości 100 metrów. Tarcza P23 ma wymiary 75 x 75 cm.
Kapral Krzysztof Wójcik wie, że dla wielu ochotników to pierwsze strzelanie w życiu.
– Ćwiczą tu między innymi zgrywanie przyrządów celowniczych i ściąganie języka spustowego. Dzięki temu wypracowują umiejętności strzeleckie. To ważne, ponieważ następnego dnia będą oceniani – mówi.
W trakcie zajęć ochotnicy muszą pamiętać o bezpieczeństwie i bezwzględnie słuchać komend wydawanych przez instruktorów. Aby móc rozpocząć strzelanie potrzebna jest zgoda kierownika strzelnicy.
– Zanim rozpocznie się szkolenie, kierownik strzelnicy zabezpiecza teren. Sprawdza, czy na terenie obiektu nie znajdują się osoby postronne i zwierzęta, które mogłyby ucierpieć – wyjaśnia ppor. Daniel Woś. – Wtedy dopiero na maszt wciągana jest czerwona flaga, która umożliwia rozpoczęcie ćwiczeń.
W pierwszej grupie strzelał szer. Tomasz Łysek. Jak zaznacza, było to bardzo ciekawe doświadczenie.
– Czuć odrzut. Broń idealnie leży. Jestem zadowolony, choć niestety moje pierwsze strzelanie nie do końca się udało i nie zdobyłem punktów, ale w karton trafiłem – mówi z uśmiechem.
Szer. Daniel Hap przyznaje, że nie jest zadowolony z wyniku po pierwszej rundzie.
– Przez pomyłkę przestawiłem przeziernik i strzelałem nie z takiej pozycji jak trzeba, ale następnym razem będzie lepiej – mówi.
Najlepszy w pierwszej rundzie okazał się szer. Damian Dróżdż, który trafił w dwie „dziesiątki”. Pytany o receptę na sukces przyznaje, że pomogła koncentracja.
– Chociaż było dużo stresu, więc sam jestem w szoku, że tak wyszło – dodaje.
Wszyscy ochotnicy zaliczyli zajęcia ze strzelania.
Długi dzień
Po zajęciach żołnierze wracają na stołówkę na obiad. Dwudaniowy posiłek bez wątpienia wystarczy nawet największemu łasuchowi. Na pierwsze danie pieczarkowa z makaronem, a na drugie ziemniaki z pieczonym mięsem w sosie. Do tego ogórki i kapusta z grochem. I jeszcze sok pomarańczowy i woda.
Po obiedzie żołnierze mają zajęcia z taktyki. Ćwiczenia prowadzone są na tzw. maziarni, na terenie poligonu. Potem krótki odpoczynek, ale już niebawem po ochotników podjeżdżają ciężarowe jelcze. Żołnierze w mundurach, z plecakami i karabinami wyruszają na kolejne zajęcia tego dnia.
Kpr. Krzysztof Wójcik informuje, że bedą ćwiczyć strategię pod nazwą „Żołnierz w natarciu”.
– W taktyce lekkiej piechoty nigdy nie idzie się po to, aby gdzieś pójść. Musimy pokonać teren w jakimś celu, na przykład wybudowania posterunku obserwacyjnego. Aby tego dokonać należy wiedzieć, jak stworzyć szyk marszowy i jak prawidłowo obserwować teren – mówi.
W związku z tym ochotnicy od godz. 16.00 do 19.00 uczą się, jak prawidłowo stworzyć tzw. klin czy cygaro. Ten pierwszy stosowany jest w warunkach dobrej widoczności. Często używany jest przy prawdopodobnym kontakcie z przeciwnikiem. Umożliwia łatwe wycofanie się z trudnej sytuacji. Cygaro stosowane jest w trudnym terenie. Wykorzystywane jest w trakcie przemieszczania się po drogach.
Po godz. 19.00 żołnierze zmęczeni wracają do obozu, idą na stołówkę na kolację. Tym razem są to pierogi. Potem apel i wieczorna toaleta. Po niej czas na sen. Ochotnicy muszą się porządnie wyspać, ponieważ nigdy nie wiadomo, jakie wyzwania przyniesie kolejny dzień.
Zdjęcia: ppor. Daniel Woś – 10. ŚBOT