Słup witający wjeżdżających do Kielc od ulicy Krakowskiej po raz kolejny uległ awarii. Wyświetlacz i jego zardzewiała konstrukcja zamiast zachęcać kierowców do pobytu w stolicy województwa świętokrzyskiego, raczej odstraszają – komentują miejscy radni.
Tablica na ulicy Krakowskiej stanęła pod koniec 2009 roku i od tej pory bardzo często dochodziło do awarii urządzenia.
Jarosław Skrzydło, rzecznik Miejskiego Zarządu Dróg w Kielcach, informuje, że prawdopodobnie doszło do awarii elektryczności, lecz muszą to dokładnie zbadać pracownicy MZD.
– Awaria wystąpiła po jednej z ostatnich burz, które miały miejsce 1,5 tygodnia temu. Wstępnie zdiagnozowaliśmy, że jest to problem elektryczny, natomiast musimy przeprowadzić większe rozeznanie i zobaczyć, czy nie zostały uszkodzone inne części, które trzeba sprowadzić z zagranicy. Z moich informacji wynika, że nie jest to pierwsza awaria. Ostatnia miała miejsce trzy lub cztery lata temu. Potem były wymienione podzespoły i później nie dochodziło do poważnych usterek – wyjaśnia rzecznik.
Kamil Suchański, przewodniczący klubu Bezpartyjni i Niezależni nie jest zdziwiony tą sytuacją, bo jak podkreśla, prezydent Bogdan Wenta nie radzi sobie z najprostszymi działaniami.
– Ten nieczynny od dłuższego czasu witacz, którego degradacja postępuje z czasem jest przykładem na to, że pan prezydent i jego służby nie dbają w należyty sposób o jakość w mieście. To symbol tego czego goście mogą się spodziewać w Kielcach, czyli dziurawych dróg, nieskoszonych trawników i nieodmalowanych pasów. Już nikt od prezydenta nie wymaga tego, by był on wizjonerem i by realizował swój program wyborczy, ale Bogdan Wenta nie radzi sobie z zarządzaniem i dziwią się temu nie tylko mieszkańcy, ale i przyjezdni – mówi przewodniczący.
Marcin Stępniewski, radny z klubu Prawa i Sprawiedliwości przyznaje, że zepsuty witacz to nie jest dobra wizytówka miasta i może warto rozważyć zastąpienie znaku inną, bardziej przyjazną konstrukcją.
– Jeśli ktoś wjeżdża od strony Krakowskiej do Kielc i widzi uszkodzone czy niedziałające elementy infrastruktury miejskiej to nie można określić tego mianem promocji. Tym bardziej taki witacz nie wpisuje się w uchwałę krajobrazową, którą wraz z radnymi przyjęliśmy, a miasto nawet nie próbuje jej realizować, choć samo ją zaproponowało.
Pojawia się też pytanie czy jest sens naprawiać ten witacz. Jestem ciekaw jakie będą koszty naprawy. Być może tańszym rozwiązaniem byłby jego demontaż i wstawienie jakieś ładnej, estetycznej tabliczki witającej przyjezdnych – dodaje radny.
Witacz przy ul. Krakowskiej kosztował miasto ok. 200 tys. zł.