Chaos reklamowy i wielkie billboardy dominujące w przestrzeni miasta – to miało się zmienić, dzięki uchwale krajobrazowej dla Kielc. Prace nad dokumentem trwały kilka lat, ale część radnych uważa, że jego przyjęcie nic nie zmieniło, bo służby miejskie nie kontrolują przestrzegania uchwały i nie wyciągają konsekwencji wobec osób łamiących jej zapisy.
Podczas czwartkowej sesji rady miejskiej radna Anna Myślińska z klubu Koalicji Obywatelskiej zwróciła uwagę, że nowe reklamy wielkoformatowe wciąż pojawiają się w strefach, w których być ich nie powinno.
– Jadąc na obrady ulicą Czerwonego Krzyża, zauważyłam na całej elewacji kamienicy rozpięty jest bilboard z czterema fotografiami o sprzedaży apartamentów na Baranówku. Przypominam, że ul. Czerwonego Krzyża to strefa staromiejska. Wcześniej podobna sytuacja miała miejsce na ul. Sienkiewicza i to za zgodą Miejskiego Zarządu Budynków, który chyba zapomniał, że uchwała została przyjęta. To co się dzieje jest karygodne. Czy ktoś to kontroluje? – pytała radna.
Jak mówi, wysłała zapytanie w tej sprawie do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, który stwierdził jednoznacznie, że miejskie służby mogą kontrolować reklamy.
– Ale może nie chcą, albo uważają, że ktoś inny to zrobi – sugeruje Anna Myślińska.
Uchwała jest, ale brakuje organu uprawnionego do egzekwowania kar
Przyjęta w kwietniu br. uchwała krajobrazowa zakłada podzielenie miasta na cztery strefy i określa m.in. typy nośników reklamowych oraz ich dopuszczalne rozmiary. Okres przejściowy ma trwać 36 miesięcy i dotyczy banerów, które istniały w dniu wejścia w życie przepisów.
Radna Katarzyna Suchańska z klubu Bezpartyjni Niezależni przypomina, że prace nad uchwałą krajobrazową trwały kilka lat. Projekt był konsultowany i zmieniany wielokrotnie. Wszystko po to, by z miasta zniknęły szpecące je reklamy.
– Trzeba zwrócić uwagę na brak jakiejkolwiek konsekwencji. Kilku urzędników, radni, pracowali nad uchwałą krajobrazową przez długi czas. W końcu ją uchwaliliśmy, a nagle okazuje się, że ma to być martwy akt prawny, ponieważ nie ma organu w mieście, który byłby uprawniony do egzekwowania kar – narzeka Katarzyna Suchańska.
Problemem jest także brak pracowników
Artur Hajdorowicz, pełnomocnik prezydenta Kielc do spraw rewitalizacji miasta, twierdzi, że problemem jest brak kadr w wydziale urbanistyki i architektury.
– Prezydent miasta, owszem, ma kompetencje do nakładania kar, ale żeby nałożyć karę trzeba wszcząć postępowanie, a żeby to zrobić wcześniej inspektorat budowlany musi ustalić okoliczności związane z tym, kto i kiedy taki baner zawiesił. Prezydent miasta nie ma kompetencji Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, a to jedyny organ, który ma uprawienia do wykonywania tego typu kontroli. Po otrzymaniu stosownych informacji od inspektoratu budowlanego wszczynamy postępowanie, ale obecnie żadne się nie zakończyło. Przedsiębiorcy się odwołują, a my do tych czynności mamy jednego pracownika – dodaje Artur Hajdorowicz.
Dyrektor zapowiada, że w planach jest zebranie informacji na temat nośników reklam widocznych w przestrzeni publicznej. To umożliwiłoby ich weryfikację pod kątem zgodności z przyjętą w kwietniu uchwałą. Koszt takiego przedsięwzięcia ma wynieść 70 tys. zł. Zadanie zostanie wykonane, jeśli uda się znaleźć na ten cel pieniądze.
Z tych słów wynika, że przynajmniej w najbliższym czasie, sytuacja dotycząca reklam w mieście się nie zmieni.