Mickiewicz, Słowacki, Krasiński: wiadomo. Norwid, Wyspiański: chyba też. Żeromski, Witkacy, Gombrowicz, Baczyński, Gajcy? Z pewnością mamy więcej niż trzech wieszczów. Niektórzy z nich mają mocne związki z Kielcami i z regionem świętokrzyskim.
Na postawione na stronie dużego polskiego portalu pytanie „Kto był wieszczem narodowym?” próbuje dać odpowiedź Werka: Mam trzech: Janusz Słowacki, Adam Mickiewicz, Cyprian Kamil Norwid i… nie wiem. Werka prosi o pomoc, bo w zadaniu kazano napisać o czterech. Z pomocą przychodzi jej Trawczi. Poprawia Werkę, zwracając uwagę, że Słowacki miał na imię Juliusz, nie Janusz, a później… bez skrupułów przepisuje i podaje za swoją informację z Wikipedii. A ta mówi o trzech wieszczach narodowych: Mickiewiczu, Słowackim i Krasińskim, o tym, że Krasińskiego próbowano kiedyś zastąpić Norwidem, ale w końcu uznano go za czwartego wieszcza. Dodaje, że wieszczami nazywano również Stanisława Wyspiańskiego i malarza Jana Matejkę, a kiedyś nawet Jana Kochanowskiego.
Co wieszcz mieć musi
Zanim precyzyjnie odpowiemy na pytanie Werki i poddamy osądowi to, co z Wikipedii ściągnął Trawczi, sięgnijmy po zdrowy rozsądek. Jakie cechy musi mieć ktoś, abyśmy uznali go za wieszcza? Czy to coś jest atrybutem obiektywnym, czy może „wieszczość” przypisujemy dowolnie i każdy może mieć swój zbiór wieszczy?
Na początek odrzućmy bardzo szerokie pojęcie, które jako wieszcza określa każdego twórcę, a w szczególności poetę. W tym rozumieniu, choć zbyt ogólnym, kryje się jednak już pierwsza cecha, którą przypisujemy obiektowi naszych zainteresowań. To uroczyste słowo z pewnością podkreśla, że wieszczem jest ktoś, komu w naszym przekonaniu należy się szacunek i kto jest wybitnym twórcą. Już z tego powodu w staropolszczyźnie na miano wieszcza zasługiwali Jan Kochanowski (wieszcz z Czarnolasu), Wacław Potocki, czy urodzony na ziemi sandomierskiej Wespazjan Kochowski.
Wieszcz z pewnością musi wieszczyć, czyli przepowiadać przyszłość (jak wyrocznie greckie i ludowi wróżbici), trochę straszyć i gromić (jak słowiański wieszczy, który był na poły upiorem) i mieć publiczność, która wierzy w jego wieszczbę (nie wieszczymy do szuflady). Z pewnością jest uzależniony od czasu. Nie tylko dlatego, że przepowiada, to co będzie, ale że z biegiem lat może stracić, zyskać albo i odzyskać „posadę” w zbiorowej świadomości. A łaska publiczności na pstrym koniu jeździ, o czym gorzko pisał Cyprian Kamil Norwid w wierszu „Coś Ty Atenom zrobił, Sokratesie”.
Wieszczowi naród i los raczej nie płaci suto za życia. Norwid zmarł w przytułku dla bezdomnych, Wyspiański klepał biedę i umarł na syfilis, Słowacki, nieszczęśliwy i niezrozumiany, życie spędził w cieniu Mickiewicza, nadopiekuńczej mamy i postępującej gruźlicy, która przedwcześnie odebrała mu życie, podobnie zresztą jak Zygmuntowi Krasińskiemu. Również Mickiewicz, uznany za życia za geniusza poezji, umarł z dala od ojczystej ziemi, zarażony tyfusem albo skrytobójczo zamordowany.
Czy wieszcz musi mieć rację? Z pewnością nie: w końcu przepowiada przyszłość i podobnie jak meteorolog może się mylić. Dlatego być może Ci, którzy liczą na uznanie za życia, wolą przewidywać przyszłość dalszą, trudno sprawdzalną. Bywają jednak w proroctwach genialni jak Słowacki, który na sto kilkadziesiąt lat przed faktem zapowiedział w słynnym dziś wierszu pontyfikat słowiańskiego papieża.
Nie musząc mieć racji, wieszcz jednak potrzebuje dużej pewności w głoszonym słowie, by móc pociągnąć tłum. Najlepiej takiej, jaką miał autor głośnych „Kazań sejmowych” – żyjący na przełomie XVI i XVII wieku – Piotr Skarga.
Wieszcz romantyczny
Pojęcie wieszcza jest powszechnie znane, choć mało stabilne. W polskiej świadomości zbiorowej ukształtował je wiek XIX. Pierwszy, miano romantycznego i narodowego wieszcza, zyskał Adam Mickiewicz. Stało się to w najprostszy możliwy sposób – tytuł nadał sobie sam. „Nie nazywajcie mnie krytykiem, ale wieszczem: przyznaję się do tego charakteru” – napisał w 1842 roku i od tej pory tytułu nikt mu nie odebrał. Mickiewicz idealnie nadawał się na wieszcza narodowego, nie tylko dlatego, że sam to pojęcie definiował. Był tytanem słowa, a równocześnie człowiekiem obdarzonym silną osobowością.
Już za życia jego improwizacje i publikowane teksty stawały się legendą. Cytowano jego teksty, w których organizował zbiorową świadomość i brał odpowiedzialność za sztukę w czasie zniewolenia narodowego. Był profetą – chętnie snuł wizje przyszłości i drogi, jaką społeczeństwo musi przejść, zmierzając ku upragnionej wolności. Jako wieszcz przypominał też w zmitologizowany sposób przeszłość – przyjmował więc rolę pojawiającego się w jego dziełach wajdeloty, guślarza, który wróży, odczynia, przestrzega, ale i chroni narodową tożsamość.
Wizje Mickiewicza przedstawione w Wielkiej Improwizacji z III cz. „Dziadów”, „Panu Tadeuszu”, „Konfederatach barskich”, wierszach, wykładach i odczytach, były natchnieniem dla konspiratorów i powstańców oraz obiektem zachwytów nie tylko paryskich salonów.
W czasach trzeciego wielkiego zrywu wolnościowego, jakim było powstanie styczniowe, zaczęła się tworzyć mitologia trzech wieszczy – największych polskich poetów. Miano wieszcza niedługo po Mickiewiczu zyskał Zygmunt Krasiński, później Juliusz Słowacki, którego dziś wielu uważa za najwybitniejszego poetę i dramaturga w dziejach literatury polskiej. W swoistym rankingu uwielbienia Słowacki w końcu zyskał miano drugiego wieszcza, zaś tytuł trzeciego próbowano czasami odebrać Krasińskiemu na rzecz później tworzącego (a jeszcze później, bo w epoce Młodej Polski odkrytego) Cypriana Kamila Norwida.
Stan obecny jest taki, że historycznie za trzech romantycznych wieszczów uznawani są Mickiewicz, Słowacki i Krasiński, czwartym nazywany jest najczęściej, przewracający się pewnie z tego powodu w grobie, Norwid, a piątym – neoromantyk, autor genialnych, profetycznych dramatów – Stanisław Wyspiański. Ta lista jest jednak niekompletna.
Wieszcz świętokrzyski
Jeżeli pojęcie wieszcza narodowego ograniczamy do epoki romantyzmu, lista powinna się ograniczać do trzech poetów zmarłych przed 1860 rokiem (Słowacki, Mickiewicz, Krasiński). Jeżeli weźmiemy pod uwagę profetyzm oraz poetykę romantyczną, to tę listę uzupełnia Wyspiański, a później trzej poeci z pokolenia Kolumbów – Baczyński, Stroiński, Gajcy. Nie Norwid, który z postawą i poetyką romantyczną polemizował, wprowadzając własne rozumienie poezji i jego pracy na rzecz zbiorowości.
Z pewnością na miano narodowego wieszcza zasługuje, zwany często pogrobowcem romantyzmu, Stefan Żeromski. Nie z powodu wierszy, których napisał niewiele i trudno je zaliczyć do wybitnych, ale za sprawą jego pozostałej twórczości i postawy życiowej. Żeromski był poetą romantycznym jako prozaik, a także autor i człowiek, który swym dziełem bierze odpowiedzialność za naród. Skomplikowana jego twórczość nie daje się łatwo zaszufladkować i zamknąć w kilku słowach. Podkreślmy jednak fakt, że tak jak trzej nominalni wieszcze i Wyspiański, autor „Ludzi bezdomnych”, „Popiołów” i „Przedwiośnia” wprowadził do polskiej zbiorowej wyobraźni: marzenia, wspomnienia, przepowiednie i przestrogi, którymi żyjemy do dziś.
Mówimy wymyślonymi przez niego frazami i słowami, opisujemy z ich użyciem świat, wyznaczamy horyzonty przyszłości. Ci, którzy dziś zarzucają Żeromskiemu młodopolską manierę językową i niezrozumiałość, są anachroniczni. Bo, idąc tym tokiem myślenia, można zarzucać Szekspirowi, że jego język jest niezrozumiały dla dzisiejszego angielskiego nastolatka, albo tworzącemu literacką polszczyznę Rejowi, że nie pisał językiem chociażby Marii Konopnickiej.
Antywieszcze albo Witkac i Gomber
Są także antywieszcze. Do tej kategorii zaliczyłbym z pewnością Stanisława Ignacego Witkiewicza, którego niejeden raz okrzyknięto tytułem piątego lub szóstego wieszcza za jego genialne przepowiedzenie nadchodzącej przyszłości. W powieściach i dramatach Witkacego widzimy świat, który nadszedł już po jego samobójczej śmierci 18 września 1939 roku. Artysta odebrał sobie życie na wieść o ataku Sowietów na Polskę. A w swoich utworach przewidział katastrofę cywilizacyjną, zniewolenie poprzez narkotyk propagandy i kultury masowej, upadek wielkich systemów religijnych i sztuki. Był do bólu antyromantyczny we wszystkich swych groteskowych dramatach, z których „Nowe Wyzwolenie” nawet w tytule przedrzeźnia neoromantyka Wyspiańskiego.
Nie popisał się tylko Witkacy, wypluwając z siebie wiersz „Do przyjaciół gówniarzy”, w którym Kielce stają się symbolem prowincjonalnej beznadziei: „ jako jakieś Paramount najgorszej małomiasteczkowej brzydy”. Twórca nigdy nie był w Kielcach, a wiersz tak naprawdę jest zapisem koszmarnego wspomnienia obskurnej wówczas przydworcowej części Krakowa, którą odwiedził, lecząc się z syfilisu. Jako dowód przedkładam list autora opublikowany w „Pamiętniku Teatralnym” na stulecie urodzin Witkacego (1985 r.).
Antywieszczem albo wieszczem na wspak był też Gombrowicz. Któż nie zna lekcji polskiego z „Ferdydurke”, podczas której zainteresowani wszystkim innym dojrzewający uczniowie, muszą zachwycać się twórczością Juliusza Słowackiego? Kto ze słyszenia przynajmniej nie zna pojedynków na narodowe i twórcze gesty z „Transatlantyku”? I kto nie pamięta zapatrzonych we wszystko co nowoczesne, a przez to jakże staroświeckich, Młodziaków?
Chyba jednak zapędziłem się. Werka prawdopodobnie ich nie pamięta i nie zna. Podobnie jak pewnie nie zna nieromantycznego proroka Stanisława Lema, który opisał kilkadziesiąt lat temu kształt i dylematy świata, w którym dziś żyjemy. Jego proponuję nazwać dziewiątym albo jedenastym czy dwunastym wieszczem. A Werkę, jeżeli jednak już słyszała o Lemie, z góry publicznie przepraszam.