Na przełomie października i listopada 1918 roku już mało kto wątpił w odrodzenie Rzeczypospolitej. Droga ku wolności jednak nie była zakończona, choć Polacy podążali nią półtora wieku.
Nie licząc dużej, przechodzącej przez wszystkie szpalty zapowiedzi seansu w kinie „Phenomen”: „«Sulamity. Córki Jerozozolimy» wykonanej przez pierwszorzędne siły Nowojorskie”, cała pierwsza strona „Gazety Kieleckiej” z 26 października 1918 roku poświęcona jest jednemu tematowi.
„Rząd utworzony” – informuje czołówka. Jej tytuł jest co prawda znacznie mniejszy, niż ten zapowiadający perypetie Sulamity, jednak otwiera całkiem spory materiał informacyjny. Dowiadujemy się, że 22 października Rada Regencyjna zatwierdziła listę członków gabinetu ministrów. Premierem został Jerzy Świeżyński. Przy nazwisku Józefa Piłsudskiego jako ministra wojny w nawiasie wtrącono: „chwilowo vacat”. Komendant więziony był wtedy jeszcze w twierdzy w Magdeburgu. Został tam osadzony, gdy w lipcu 1917 roku ostatecznie zerwał z ideą współpracy z państwami centralnymi i wezwał legionistów do odmowy złożenia przysięgi na wierność cesarzom Austrii i Niemiec.
O ileż mąk, ileż cierpienia
Mające niedługo później nastąpić wyjście Naczelnika z niemieckiej twierdzy dobrze symbolizowało zakończenie długiego czasu niewoli i oporu Polaków wobec trzech zaborców. W regionie, który dziś nazywamy świętokrzyskim, sprzeciw rozpoczął się z insurekcją kościuszkowską 1794 roku, a niewola rok później – wraz z upadkiem powstania i trzecim rozbiorem Polski. Józef Piłsudski był pierwszym Naczelnikiem porozbiorowej Polski. Nosił ów tytuł w hołdzie pierwszemu i ostatniemu w dawnej Rzeczypospolitej – Najwyższemu Naczelnikowi Siły Zbrojnej Narodowej insurekcji 1794 roku – Tadeuszowi Kościuszce.
Zbieżności działań dwóch Naczelników są uderzające. Obaj dla odrodzenia Rzeczypospolitej próbowali wzniecić powstanie ogólnonarodowe. Obaj w tym celu ruszyli w pierwszy dzień czynu z Krakowa ku Kielcom. Pierwszy po zaprzysiężeniu na Rynku Głównym, 24 marca 1794 roku, drugi 120 lat później, 6 sierpnia, po wyruszeniu z oddalonych od rynku niespełna półtora kilometra Oleandrów. Piłsudski w Kielcach obozował i stąd wyruszył w dalszy bój po wolność. Kościuszko po wielu stoczonych bitwach w regionie dotarł tu u progu lata i również ulokował swą dowódczą kwaterę. W Kielcach wygłosił spisany 9 czerwca „Raport do Narodu” i manifest wojny wypowiedzianej Prusom.
W pierwszych latach po utracie niepodległości Kielce były pod zaborem austriackim. Chwilowym błyskiem wolności było Księstwo Warszawskie, w skład którego miasto weszło w 1809 roku. Gdy upadł Napoleon, upadło i księstwo, a ziemie kieleckie stały się częścią zaboru rosyjskiego. Z dwóch wielkich XIX-wiecznych zrywów niepodległościowych bardziej zapisało się w pamięci historycznej naszego regionu powstanie styczniowe. Jego bohaterski i tragiczny wymiar najlepiej wyraził Stefan Żeromski w opowiadaniach: „Wierna rzeka” i „Rozdziobią nas kruki, wrony”. To ostatnie przypominali sobie zapewne legioniści marszałka, gdy, inaczej niż Kościuszko, podczas walk z Rosjanami na świętokrzyskiej ziemi spotykali się z obojętnością, a nawet wrogością tutejszych chłopów. Kiedy jednak 6 sierpnia wyruszali z krakowskich Oleandrów ku wyzwoleniu Kielc, a wraz z nimi całej Polski, byli pełni romantycznej nadziei.
O ileż krwi, przelanych łez
Przyglądam się kolorowej pocztówce okolicznościowej z tryptykiem „Wejście strzelców do Kielc w 1914 roku”. To ładne, może nawet zbyt ładne, dzieło pędzla Stanisława Batowskiego-Kaczora powstało na zamówienie stowarzyszenia powołanego do budowy Domu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Kielcach (dzisiejszego budynku WDK) i zawisło w roku śmierci Marszałka w Sali Kominkowej. Na tych trzech obrazach, choć są dużych rozmiarów, brak dbałości o szczegół. Nic dziwnego, wszak malarzowi i jego mecenasom zależało na idei, nie na detalach. Zresztą, skąd by je miał wziąć lwowiak Batowski, skoro w Kielcach nigdy nie był, a płótna malował właśnie z dostarczonych mu pocztówek i zdjęć portretowych.
Wyidealizowany obraz drogi ku wolności zawarty w tryptyku jest swoistym sposobem polakierowania niedalekiej przeszłości. Wejście na progi wolności, a także droga ku niej nie były jednak tak schludne. Walczący o wolną Polskę legioniści, także ci, którzy jako emisariusze Piłsudskiego prowadzili akcję werbunkową, witani byli z rezerwą. Z gruntu nieufni wobec obcych i przyzwyczajeni do panowania rosyjskiego chłopi traktowali ich jako przedstawicieli nieprzyjacielskiego mocarstwa albo panów, którzy może przyszli zabrać podarowaną ukazem carskim w 1864 roku ziemię. Zryw, który w zamyśle Piłsudskiego miał być ogólnonarodowy, przede wszystkim ogarnął szlacheckich synów i to wcale nie tak wielu.
Jednak stosunek chłopów do trzech walczących na ziemiach polskich mocarstw zmieniał się zależnie od sytuacji na froncie i od tego, jak dane wojska i ich żołnierze zachowywali się w stosunku do mieszkańców. Prorosyjskie nastawienie większości ulegało zmianie za sprawą doznanych krzywd od Moskwy, a także pod wpływem patriotycznych uroczystości, na które zezwalali albo do których wręcz zachęcali Austriacy, gdy opanowali te ziemie. Obchody 100-lecia śmierci dobrze zapamiętanego przez chłopów Tadeusza Kościuszki, rocznic powstania listopadowego i styczniowego, a także uchwalenia Konstytucji 3 Maja zaczynały budzić w nich uczucia patriotyczne i chęć odzyskania wolności.
Trzeba pamiętać, że ofiarami wojny stawali się wszyscy, nie tylko walczący tak często w osamotnieniu żołnierze oddziałów pod komendą Piłsudskiego. Pradziadowie dzisiejszych mieszkańców regionu świętokrzyskiego bili się na froncie głównie, choć nie tylko, w rosyjskiej armii. Jej wojenne straty oznaczały śmierć najbliższych – synów, ojców i braci. Ogromne ofiary cywilne poniosła każda grupa społeczna, a mordy, gwałty i grabieże, których dopuszczali się również wymykający się spod kontroli dowództwa wojskowi, nie miały przypisanej jednej barwy narodowej, klasy, ani wyznania.
Znamienny jest przykład gangu, który w styczniu 1915 roku napadł na majątek ziemski w powiecie jędrzejowskim. W skład bandy wchodzili: mieszkaniec guberni orłowskiej – prawosławny, mieszkaniec guberni warszawskiej – katolik oraz dwóch mieszkańców guberni chełmskiej – ewangelik i osoba wyznania mojżeszowego (informację tę podaję za Markiem Przeniosłą, który w świetnej książce „Chłopi Królestwa Polskiego w latach 1914-1918” podaje precyzyjnie adres źródła znajdującego się w w Archiwum Państwowym w Kielcach).
Dodaje sił wędrówki kres
Rok 1918 w Kielcach i ich okolicach przebiegał pod znakiem zmęczenia, nadziei i czynu. Jesienią działacze patriotyczni z Polskiej Partii Socjalistycznej organizowali tu, podobnie jak w całym Królestwie Polskim, manifestacje i wiece, których coraz liczniejsi uczestnicy żądali opuszczenia regionu przez okupantów. Podczas manifestacji i strajku powszechnego w Kielcach 16 października domagano się zaprzestania rekwizycji i niszczenia majątku narodowego, uwolnienia Józefa Piłsudskiego i innych więzionych bojowników oraz robotników ściągniętych do Prus i zatrzymanych do wykonywania prac przymusowych (z Królestwa Polskiego było ich 700-800 tysięcy), a także prawa do samostanowienia narodowego i rozpisania wolnych wyborów.
1 listopada w Kielcach wybuchł kolejny strajk powszechny. Dzięki jego powodzeniu Milicja Miejska i Wojsko Polskie (POW i Pogotowie Bojowe PPS) rozpoczęły rozbrajanie Austriaków. 2 listopada władzę wojskową w mieście objął major Karol Dziekanowski. Władzę cywilną otrzymał 7 listopada komisarz Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej w Lublinie Franciszek Loeffler. Gdy 10 listopada Piłsudski wrócił z niewoli do Warszawy, Kielce wraz z okolicami były już od kilku dni wolne. Trzydziestokilkutysięczne miasto wraz ze zniszczonym wojną powiatem, a także inne miasta i wsie dzisiejszego regionu świętokrzyskiego, ruszyły do odbudowy państwa i jego struktur.
Nie wszyscy jednak przeżyli wielką wojnę. Niektórzy, jak 23-letni Zygmunt Massalski, zginęli na legionowym szlaku już w 1914 roku. Inni, w tym również zaprzysiężeni 6 sierpnia 1914 roku na krakowskich Błoniach jego młodsi bracia – Leon i Tadeusz Feliks Massalscy, jedenaście dni po odzyskaniu niepodległości zgłosili się jako ochotnicy do obrony Lwowa.
Po zakończeniu walk Leon wrócił na studia, a Tadeusz, absolwent szkoły oficerskiej, pozostał w szeregach Wojska Polskiego i brał udział w zwycięskiej bitwie warszawskiej 1920 roku. Żył do 1970 roku, przechowując nawet w najtrudniejszych czasach dokumenty legionowe i pamięć o swoich braciach.
W momencie śmiertelnego zagrożenia Polski przez nawałę bolszewicką Leon przerwał studia i również wstąpił do armii. Choć usilnie starał się o przydział na front, ulokowano go w jednostce wojskowej w Radomiu, gdzie szkolił rekrutów. Później znowu podjął naukę, ale studiów nie skończył. Zmarł tragicznie w wakacje 1923 roku, ratując tonącego.
To są Termopile
Trudno sobie wyobrazić polską drogę do niepodległości bez „Marszu Kieleckiego nr 10”. Jego melodia towarzyszyła oddziałom wraz z orkiestrą Kieleckiej Straży Ogniowej, która miała odprowadzić żołnierzy do rogatek miasta, ale poszła z nimi dalej, przemieniając się w orkiestrę legionów. Na czele muzyków stał Andrzej Brzuchal-Sikorski, który utwór zaaranżował albo skomponował dla kieleckich strażaków prawdopodobnie już w 1905 roku. Melodia zagrana po raz pierwszy legionistom na parę dni przed Bożym Narodzeniem 1914 roku, tuż przed bitwą pod Łowczówkiem, tak się spodobała, że stała się pieśnią Legionów. Słowa trzech pierwszych zwrotek napisał w 1917 roku Andrzej Hałaciński, następne dopisał w pociągu wiozącym legionistów do obozu internowania w Szczypiornie Tadeusz Biernacki. Od wtedy, jako pieśń „My, Pierwsza Brygada”, już zawsze towarzyszyła w ważnych i trudnych chwilach legionistom, a później stała się symbolem nieugiętej walki Polaków o wolność i narodową godność. Z „Pierwszej Brygady” pochodzą wszystkie cytaty, których użyłem jako śródtytułów tego tekstu.
Termopile, do których przyrównywany jest legionowy los, to polska specjalność. Takich bitew wymienia się w naszych dziejach co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście. Dla autora pieśni Termopilami był legionowy czyn, który stawał się później natchnieniem w każdej zdawałoby się beznadziejnej sytuacji. Po polskich Termopilach lat 1794-1918 wreszcie ziścił się listopadowy świt w wyśnionej przez pokolenia romantyków oswobodzonej Polsce. Spokój nie trwał jednak długo.
„Gazeta Kielecka” z 24 grudnia 1918 roku zapraszała na „Wielki świąteczny program z występami nowo zaangażowanych artystów” w Teatrze Variete „Orfeum” przy Rynku 6, informowała o otwarciu kawiarni przy Kolejowej 14 (dawniej cukierni Włoskiej). Obok jednak, na tej samej pierwszej stronie pisała o pomocy Warszawy dla Lwowa, wytykając Kielcom, że przyłączając się do zbiórki, zebrały zaledwie kilkaset koron. Dostało się też władzom centralnym, które wbrew opinii publicznej „domagającej się od dawna utworzenia armii w drodze przymusowej rekrutacji”, nie robiły tego: „Kilkutygodniowe rządy p. Moraczewskiego nauczyły społeczeństwo wiele. Po smutnych doświadczeniach doszło ono już do tego przekonania, że od ludzi, którzy obecnie kierują losami Polski, nic dobrego spodziewać się nie można. I dlatego zapewne, negatywne stanowisko p. Moraczewskiego względem organizacji wojska nikogo już nie dziwi”.
O tym pewnie rozmawiano w kawiarni przy Kolejowej oraz podczas antraktów w „Orfeum” i Teatrze Ludwika (dzisiejszym Teatrze im. Żeromskiego). I powtarzano sobie, wydrukowany na drugiej stronie tego wigilijnego wydania gazety, gorzki, bynajmniej nie świąteczny, wiersz Marii Konopnickiej, który kończył się słowami: