Stara polska przyśpiewka głosi: „Ludowa muzyka i ludowe granie, nigdy nie zaginie ludowe śpiewanie”. Samo się jednak nic nie zrobi. Potrzebny jest do tego człowiek – pasjonat, muzykant, miłośnik swojskiej nuty. Ktoś, kto w sztafecie pokoleń odbierze pałeczkę od poprzedników i po latach przekaże ją dalej. Jednym z takich ludzi jest grający na skrzypcach już od pięćdziesięciu lat Edward Gola z Sędziszowa.
– Jak opowiadali mi tata i moja babcia, w naszej rodzinie byli wcześniej muzykanci, właśnie w rodzinie babci od strony mamy, grali na klarnecie i skrzypcach. Nazywali się Sobczyki, pochodzili z Nowej Wsi koło Słupi Jędrzejowskiej. Później na skrzypcach grał brat mojej mamy, Waldemar Baran, i brat mojego ojca, a mój chrzestny, Edward – rozpoczyna swoją opowieść ten ceniony ludowy artysta.
Obydwaj skrzypkowie mieli swój wkład we wczesne muzykowanie młodego Edwarda Goli. Najpierw, a były to lata 70-te, odezwał się grający muzykę ludową chrzestny, mieszkający wówczas w Dąbrowie Górniczej. Napisał list, żeby przyjechać, bo chce ofiarować bratankowi skrzypce: „…może byś spróbował, może byś się uczył coś grać”.
– I od tego się właśnie zaczęło – wspomina skrzypek. – Poszedłem potem do wujka, brata mamy, Waldemara Barana, który zaczął mnie uczyć gry na skrzypcach. Zacząłem od podstaw, przecież nie miałem wcześniej nic wspólnego z instrumentem, ale cały czas interesowały mnie skrzypce. Bo u mnie w rodzinie wszyscy – skrzypce, to i ja – skrzypce. Chodziłem do wujka ponad rok, a potem powiedział mi wprost: „musimy znaleźć innego nauczyciela, żeby cię dalej kształcił”. Wujowi pewnie zabrakło wiedzy, którą mógłby mi przekazać, bo ja byłem bardzo zdolny, w lot wszystko chwytałem. Już widział, że nie da rady.
Uczyć się od najlepszych
W tamtych latach w Domu Kultury w Sędziszowie gry na skrzypcach uczył legendarny ludowy artysta Stefan Ostrowski z Gniewięcina, wychowanek słynnej Orkiestry Włościańskiej założonej pod koniec XIX wieku przez hrabiego Stanisława Łosia w Desznie. Do niego w 1971 roku przybył z tatą młody Edward Gola z zapytaniem, czy przyjąłby go na lekcje gry na skrzypcach. Mistrz wyraził zgodę.
– Pochodzę z rodziny wielodzietnej – opowiada artysta. – Było nas sześcioro w domu, nie było lekko. Do Sędziszowa z Łowini, gdzie mieszkaliśmy, miałem siedem kilometrów na piechotę. I często tak właśnie szedłem. Czasem, gdy miałem pieniądze na pociąg z powrotem, dojeżdżałem do miejscowości Krzcięcice, a resztę drogi, czyli trzy kilometry, wracałem już pieszo do domu. Ale miałem dużo samozaparcia, tak bardzo chciałem grać i powtarzałem sobie: muszę dać radę.
Lekcje odbywały się dwa razy w tygodniu, we wtorek i piątek, w pokoju 26. Nauka gry na skrzypcach jest trudna. To instrument wymagający precyzji, wytrwałości i pasji. Bo tylko wtedy wielogodzinne ćwiczenia stają się przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. Młodemu Edwardowi przychodziło to bez trudności, a gdy nauczyciel zauważył, że już dobrze sobie radzi, zaczął pisać dla niego utwory. Najpierw lżejsze, potem coraz trudniejsze.
– Pierwszy raz Stefan Ostrowski wybrał właśnie mnie na Dożynki Centralne. To było za Edwarda Gierka, w 1973 roku. Pojechałem jako uczeń do Białegostoku. Wówczas odbywało się to tak: ile było województw, tyle zjeżdżało się kapel. A teraz, gdy byłem w 2020 roku w Warszawie u Pana Prezydenta, to zobaczyłem, że już nie ma kto grać. My byliśmy jedyną kapelą, która prowadziła Parę Prezydencką do Pałacu. A wtedy, w Białymstoku, prowadził to wszystko mój mistrz, Stefan Ostrowski i pan Wróbel z Sądeckiego grający na skrzypcach, a także pan Byszewski z Katowic. Pan Byszewski prowadził poszczególne sekcje instrumentalne, oddzielnie ćwiczyli skrzypkowie (pierwsze i drugie skrzypce), pierwsze i drugie klarnety, trąbki, akordeony. Cały program, a było to dosyć dużo utworów, był potem nagrywany. I podczas centralnych dożynek, myśmy szli i muzyka była z playbacku, a tańce odbywały się na żywo. W następnym roku już ja, w zastępstwie mistrza Ostrowskiego, który zmarł w 1974 roku, poprowadziłem kapelę na dożynkach.
Muzykowanie
Przez kolejne lata Edward Gola rozwijał swoją pasję do ludowej muzyki i gry na skrzypcach.
– Zacząłem grać, gdy miałem 16 czy 17 lat. Stworzyliśmy taką kapelę uczniów i nawet zagraliśmy pierwsze wesele. Grał tam wówczas ze mną Mirek Nowakowski na akordeonie, Jerzyk Sobieraj z mojej wsi (też się uczył u Stefana Ostrowskiego), Władysław Gaca z Gniewięcina na trąbce, graliśmy we czterech. Zajechaliśmy na to wesele i goście się zadziwili: „Jak to, takie dzieci przejechały, kto tu będzie grał?” Ale jak żeśmy zaczęli grać, to wszystkim się spodobało. Na tym weselu były siostry panny młodej, później i na ich weselach żeśmy grali. Jedno było, gdzie dwie siostry wychodziły razem za mąż, czyli w sumie graliśmy na trzech weselach. No i od tego zaczęło się moje granie. Jak do tej pory, mimo że niedaleko mi do siedemdziesiątki, radzę sobie dobrze.
Edward Gola przez około 20 lat grał z kapelą Mirosława Piaseckiego. Był to skład typowo ludowy: Marek Piotrowski – kontrabas, Mirek Piasecki z Jędrzejowa – akordeon, Edward Gola – skrzypce, Rafał Gola, syn Edwarda – trąbka i Kazimierz Lędźwa „Zygmunt” z Książa Małego – klarnet. Kapela brała udział w Buskich Spotkaniach z Folklorem w Busku-Zdroju.
– Potem, kiedy Mirek zachorował postanowiłem założyć swoją kapelę – opowiada skrzypek. – Byłem zmuszony, nie chciałem nikomu zrobić krzywdy, ale bardzo chciałem kontynuować granie muzyki regionu jędrzejowskiego. Przyuczyłem bardzo dobrze grającego obecnie Mariusza Stradomskiego. On grał na organach inną muzykę, współczesną, ale pragnął nauczyć się gry na akordeonie. Całym jego majątkiem było to, że on czytał nuty. Pisałem mu utwory, bo jeśli chodzi o skrzypce i akordeon to my gramy w jednym kluczu. On przyjeżdżał do mnie i powoli, powoli pracowaliśmy. On mówił: „Ja to chyba w życiu nie zagram oberka”. Ale ja pisałem mu utwory, on je pomału rozczytywał, przyjeżdżał do mnie na lekcje, potem powtórka i poprawka. Takim sposobem doszedłem do mojej kapeli. Tak jak wcześniej gra tutaj Marek Piotrowski, Mariusz Stradomski na akordeonie, ja, syn Rafał, no i Kazik Lędźwa, bo my się wspomagamy. Bywa, że Kazik startuje ze swoją kapelą Małopolanie z Książa Małego (dawniej województwo świętokrzyskie, obecnie małopolskie – przyp. red.) na przeglądach, na przykład w Dąbrowie Górniczej, gdzie regulamin nie pozwala na grę na akordeonie. Wtedy w zespole musi być dwoje skrzypiec – prym i sekund, i ja gram u niego prym. A Kazik mnie wspomaga w mojej kapeli na klarnecie. I tak już ładnych parę lat ze sobą współpracujemy.
Wściekłe granie
– Staram się prowadzić kapelę regionalnie, z muzyką powiatu jędrzejowskiego, bo starsi koledzy zawsze mówili tak: powiat jędrzejowski to jest centrum muzyki ludowej. Tu jest specyficzne granie, dosyć ostre, szybkie, techniczne i trudne tonacyjnie. Nazywamy to wściekłym graniem. Zwolennikiem wściekłego, szybkiego grania mój mistrz Stefan Ostrowski nie był. My jednak, jeśli reprezentujemy powiat jędrzejowski, to staramy się tę muzykę powielać po śp. Janie Jaworze, bo Jan Jawor z Piołunki (wybitny skrzypek ludowy – przyp. red.) też grał bardzo wściekle i tonacyjnie. To jest muzyka trudna, bo jędrzejowskie utwory takie są, i to jest bardzo wysoko cenione. Odróżniamy się od innych regionów, na przykład pińczowski nie jest tak daleko, ale już gra inną muzykę, lżejszą, troszkę wolniejszą. A powiat jędrzejowski gra wściekłą muzykę – opowiada Edward Gola.
Osiągnięcia
Rozliczne sukcesy kapeli Edwarda Goli i solowych występów skrzypka potwierdzają dyplomy, statuetki, zdjęcia, pamiątki. Jest ich mnóstwo. Wiele pochodzi z prestiżowego konkursu Buskie Spotkania z Folklorem. Są to liczne pierwsze miejsca, Grand Prix – nagroda im. Piotra Gana fundowana przez Radio Kielce. Kapela Edwarda Goli została uhonorowana także nagrodą „Jawor – u źródeł kultury” w 2020 roku. Tą samą nagrodę cztery lata wcześniej otrzymał Edward Gola jako skrzypek – solista.
Pasja do solowych występów zaczęła się w 2011 roku w Busku Zdroju od… Leszka Ślusarskiego, redaktora Radia Kielce.
– Pamiętasz Leszku, jak występowałem solo i wtedy skoczyłeś do mnie za scenę, bo byłeś w komisji? „Skoneś się ty człowieku wzieł!”. I miałem wtedy wywiad, a potem po kolei do 2016 roku zajmowałem jako skrzypek ludowy pierwsze miejsca. Po 2016 roku odpuściłem, ale zauważyłem, że coraz mniej nas jest takich grających solo – mówi artysta. I dodaje: – W ogóle jest bardzo mało ludzi, którzy grają muzykę ludową na skrzypcach. Postanowiłem więc w 2021 roku wystartować ponownie, póki mam jeszcze kondycję. I też zająłem pierwsze miejsce, podobnie jak i w tym roku.
Edward, musisz naświetlić temat!
– W 2020 roku byłem rekomendowany przez WDK w Kielcach jako skrzypek ludowy województwa świętokrzyskiego do udziału w Festiwalu Folkloru Polskiego „Sabałowe Bajania” w Bukowinie Tatrzańskiej. Zdobyłem drugie miejsce, ale to był czas pandemii i wystąpiło tylko około 34 solistów grających na różnych instrumentach. W 2021 roku zająłem tam trzecie miejsce, wtedy było już około 100 solistów. W tym roku otrzymałem pierwsze miejsce, a też była bardzo duża konkurencja. Mam taką statuetkę, godło Bukowiny Tatrzańskiej.
– Na takich przeglądach ogólnopolskich jest naprawdę wysoki poziom oceniania. W komisji jest dziesięć, dwanaście osób, są to profesorowie, muzykolodzy. Z chwilą, kiedy wychodzę na scenę, mam to w głowie, że muszę dobrze zagrać. Ale to jest gra solo na skrzypcach. Nie daj Boże, żebym się potknął – nie chciałbym przynieść wstydu naszemu województwu. Na razie mi się to nie zdarzyło, chociaż gram utwory dosyć trudne, tonacyjnie i technicznie. Gram tak, jak mi zawsze mówili w Busku redaktor Leszek Ślusarski czy Jerzy Gumuła z WDK: „Edward, musisz naświetlić temat, bo jak pójdziesz od razu w obiegniki, to jak ktoś nie zna utworu, to nie zrozumie. Trzeba zagrać prosto, żeby temat pokazać, dopiero potem to ubrać, trójkami, ozdobnikami, itp.”
A w tym roku, po pierwszych miejscach Edwarda Goli solo na skrzypcach i prowadzonej przez niego kapeli, zdobytych w Busku, artyści zostali rekomendowani jako jedyna kapela z województwa świętokrzyskiego na prestiżowy Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. W regulaminie po raz pierwszy dopuszczono granie na akordeonie, wyłącznie dla artystów ze świętokrzyskiego. I w takim składzie z akordeonem kapela dostała wyróżnienie.
– Jak zeszliśmy ze sceny, jak my na rynku zagrali, to ta publiczność, która była przed sceną, przyszła do nas – wspomina Edward Gola. – Jakby mogli, to by nas na rękach nosili. Tak ludzie pragną tej ludowej muzyki. Nawet nie chcieli nas puścić, proponowali nam zostanie w Kazimierzu. Ale nie mogliśmy, bo następnego dnia prowadziliśmy korowód do głównej sceny na Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki Ludowej „Jawor – u źródeł kultury”. A po południu w tym samym dniu był Festiwal im. Stefana Ostrowskiego w Sędziszowie. To był prawdziwy maraton.
Jestem zadowolony z moich dotychczasowych osiągnięć. Pracuję nad tym cały czas, mam napisanych 1120 utworów. Na razie idzie mi to bezproblemowo.
Przekazać wiedzę
Tak jak Stefan Ostrowski uczył Edwarda Golę, tak i on teraz przekazuje wiedzę swoim uczniom.
– Naprawdę mam jakiś dar nauczania, bo jeśli uczeń przychodzi do mnie przynajmniej raz w tygodniu, to po półtora roku poradzi sobie ze mną na scenie i zaprezentuje to, co mu przekazuję. Wszystko tłumaczę w taki prosty sposób i czasami podpytuję uczniów, czy są zadowoleni, a oni mówią: „Panie Edwardzie, gdyby tak w szkole tłumaczyli, to naprawdę my byśmy byli samymi orłami”. U mnie lekcja trwa długo, bo zawsze jest coś zadane i to, trzeba przegrać, potem trzeba wytłumaczyć następne ćwiczenie i przegrać to, a i napisać jakiś utwór, więc zajęcia mogą trwać do trzech godzin. I kiedy widzę po jakimś czasie, że uczeń sobie radzi z podziałami, z czytaniem nut i już gra, to wyprowadzam uczniów, tak jak kiedyś wyprowadzał mnie Stefan Ostrowski, na scenę. Moi uczniowie już ze mną wystąpili na festiwalu im. Stefana Ostrowskiego. Artek Suliga czy Andrzej Koprowski, pochodzący z muzykalnej rodziny, który nauczył się także sam grać na klarnecie, już występuje z kapelą Kamila Połonki, chociaż ma dopiero 20 lat.
Tradycja nie zaginie
W kapeli Edwarda Goli już od lat na trąbce gra syn skrzypka, Rafał.
– Z Rafałem to było tak: kiedy grałem z kapelą Jerzego Całki z Zielonek, trębacz zespołu nie zawsze mógł przyjechać na próby, na zgrywki, na występy. A syn grał w orkiestrze na instrumencie zwanym barytonem, który tak jak trąbka jest w stroju B – opowiada artysta. – Więc kiedy wrócił z wojska chciałem, żeby zmienił instrument. Na występy napisałem mu program i on to wszystko wyćwiczył. I tak zaczęła się rozwijać jego pasja do gry na trąbce. Jest bardzo zdolny, gra technicznie i mocno, a teraz to wszystko łapie na słuch.
Tymczasem w rodzinie Edwarda Goli zaczęły dorastać wnuczki.
– Najpierw zaczął się uczyć grać na gitarze basowej najstarszy wnuczek od syna, Łukasz. Grał nawet potem w orkiestrze. Potem wnuczka Kinia na saksofonie altowym. A potem wnuczek Marcel, to jest bardzo zdolne dziecko, z czego jesteśmy dumni – ja, dziadkowie i rodzice. Kiedy miał pięć lat, syn kupił mu taką malutką trąbeczkę, na której można było grać i już go ciągnęło do muzyki. My startowaliśmy wtedy w Jędrzejowie na przeglądzie regionalnym, założyliśmy mu czapkę rogatywkę i już próbował na tej trąbce coś tam dmuchać, tak się tam prezentował. A teraz już jest chłopcem dorastającym, ma 15 lat i postanowiliśmy z synem dać go do szkoły muzycznej do Pińczowa. Jego nauczycielem jest Karol Serek. Wnuczek w pierwszej klasie już robił program trzeciej, czwartej klasy. „Dziadziuś, to jest dla mnie łatwe” – mówi Edward Gola. – Nie sprawia mu to problemów, tak jak to było ze mną. Bo ja byłem w tych samych latach, co on i też mi to przychodziło lekko – dodaje.
Jeszcze jest moja wnusia od córki, Julcia. Od trzech lat uczę ją grać na skrzypcach i już występuje na różnych akademiach z Leszkiem Wawrzyłą, nauczycielem muzyki w szkole w Chlewicach. Też czyta nutki, podział, a ja ją uczę tak, jak mnie uczył Stefan Ostrowski. To jest już piąte muzykujące pokolenie w naszej rodzinie. Cieszę się, że ktoś tę moją miłość do folkloru będzie kontynuował.
Minęło pół wieku…
– W tym roku obchodzę jubileusz działalności artystycznej jako skrzypek ludowy. Nawet sam się nie spostrzegłem, że gram już 50 lat. Pamiętam, jak śp. Stefan Wyczyński obchodził w Jędrzejowie 60-lecie działalności na scenie, brałem udział w tym święcie jeszcze z kapelą Mirosława Piaseckiego z Jędrzejowa. A teraz nadszedł czas i na mój benefis – mówi Edward Gola.
Święto odbyło się hucznie w Muzeum Wsi Kieleckiej – Parku Etnograficznym w Tokarni. Wystąpiło wiele kapel, w tym kapela prowadzona przez benefisanta i zaprzyjaźniona kapela „Małopolanie” Kazimierza Lędźwy. Nie zabrakło odznaczeń, gratulacji i podziękowań: od wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka, marszałka województwa świętokrzyskiego Andrzeja Bętkowskiego, senatora Krzysztofa Słonia, włodarzy Sędziszowa. Było gromkie „sto lat”, poczęstunek i serdeczne życzenia.
– Czułem się, jakbym był wyniesiony na wysokie ołtarze – mówi Edward Gola. – I wszystkim, którzy brali udział w tym moim święcie gorąco chcę podziękować. Ktoś mi przecież musi pomóc, żebym mógł grać, brać udział w przeglądach. Jestem szczęśliwy, że Radio Kielce i dziennikarze zajmujący się folklorem promują moją muzykę. Chciałbym też podziękować wszystkim słuchaczom, fanom muzyki ludowej, do których docierają moje nuty. To dla was gram.