„Andrzeju daj znać, co się ze mną będzie dziać” – szeptały panny, lejąc wosk przez klucz. W tę jedyną noc, w wigilię św. Andrzeja w wiejskich izbach królowały wróżby matrymonialne. Dawały nadzieję na znalezienie męża, a nawet wskazówki dotyczące jego wyglądu. Kawalerowie wróżyli sobie ukochaną podczas „Katarzynek”, ale dziś ta tradycja odeszła w niebyt.
Przekonanie, że ludzie pozostają pod wpływem sił nadprzyrodzonych i kosmicznych funkcjonowało w kulturze ludowej do XIX wieku. Wierzono, że człowiek nie może wpłynąć na swój los, ponieważ jego przeznaczenie zostało „zapisane w gwiazdach”. Ludzi ciekawiło, jakie będą koleje ich życia, na różne sposoby usiłowali dociec co im pisane – fatum, a może fortuna? Późna jesień oraz zima były do tego idealną porą. Oto noc wygrywała z dniem, świat zapadał w odrętwienie, a granica dzieląca sacrum i profanum stawała się płynna. W tak zwanym „czasie przejścia” łatwo można było nawiązać kontakt ze sferą pozaludzką, a komunikowano się z nią przy pomocy wróżb.
W noc świętego Andrzeja, pannom z wróżby nadzieja
Łukasz Wołczyk z Muzeum Wsi Kieleckiej jest autorem projektu badawczego „Śladami ks. Władysława Siarkowskiego. Wybrane elementy kultury duchowej na Kielecczyźnie”. Badania, które prowadził w tym roku, rysują obraz minionej wsi kieleckiej, także w „czasie przejścia”.
– Niejednokrotnie słyszeliśmy od naszych rozmówców, że już w październiku na wsi zaczynała się stagnacja. Nadchodząca zima sprawiała, że przyroda i sama ziemia „zasypiały”. Ludzie, nie mogąc jej uprawiać, znajdowali sobie inne zajęcia, na przykład darcie pierza, przędzenie, czy młócenie. W publikacji „Materiały do etnografii ludu polskiego z okolic Kielc” ks. Siarkowski zawarł fragment, dotyczący rozpoczęcia w tym czasie tzw. „prządek”, które ściśle związane były z dniem św. Katarzyny. Pisał: „Powszechnie, w dzień świętej Katarzyny (25 listopada) dziewczęta rozpoczynały prządki w ten sposób, że brały ze sobą flaszkę z wódką i gromadnie szły do domów tych gospodarzy, u których kolejno zamierzały w czasie zimowych wieczorów prząść kądziel. Przyszedłszy do domu, oznajmiały cel swego przybycia, następnie częstowały gospodarza domu wódką, co nazywało się wkupnem”. Wieczorami starsi snuli straszne i przejmujące opowieści, których z wypiekami na twarzy słuchały dzieci. Praktykowano też wróżby andrzejkowe i katarzynkowe – mówi etnograf.
Dominowały te o charakterze matrymonialnym, bo zamążpójście było sprawą kluczową. Stara panna nie miała łatwego życia na ówczesnej wsi. Doświadczała złośliwości i przytyków od niemal całej społeczności. Nic dziwnego, że dziewczęta w strachu przed staropanieństwem intensywnie obserwowały otoczenie, pragnąc dostrzec jakiś znak, odczytać informację, która potwierdzi, że uda im się znaleźć męża.
– Ta determinacja wynikała głównie z presji społeczności. Stworzenie rodziny miało ważny wymiar nie tylko materialny, ale również duchowy. Postępując w zgodzie z szeroko pojętymi prawami boskimi, mieszkańcy wsi czuli się zobowiązani do wypełnienia tych norm, ponieważ niesprostanie im wiązało się z określonymi konsekwencjami. Staropanieństwo, lecz także starokawalerstwo, było zdecydowanie źle postrzegane – wyjaśnia Łukasz Wołczyk.
W Polsce, wróżby praktykowane były przez dziewczęta na wydaniu już w XVI w. Pierwsze wzmianki źródłowe o tym zwyczaju pochodzą z 1557 roku. Kronikarz i pisarz Marcin Bielski w jednej ze swych sztuk teatralnych umieścił takie słowa:
Nalejcie wosku na wodę
ujrzycie swoją przygodę.
Słychałam od swej macierze,
że która mówi pacierze,
w wigiliją Jędrzeja Świętego
ujrzy oblubieńca swego.
Którą gąsior najpierw skubnie
Sposoby, w jaki panny wróżyły sobie „szczęście i szybkie zamęście”, dziś mogą wydawać się zabawne i pozbawione sensu, jednak nie były przypadkowe. Wykorzystywano do nich między innymi zwierzęta domowe, którym przypisywano niezwykłe właściwości. Uważano, że właśnie one są pośrednikami z tamtym światem, a więc znają wszelkie jego tajemnice i mogą zdradzić je w wyjątkowych okolicznościach. Jakie to były właściwości? Wierzono, że głos koguta płoszy demony nocy, węże i siły nieczyste. Podziwiano wrażliwość i czujność gęsi, których głośne gęganie mogło ostrzegać przed pojawieniem się złego ducha. Kot potrafił widzieć w ciemnościach, a więc znał tajemnice niedostępne człowiekowi. Długie i ciągle powtarzające się wycie psa zwiastowało rychłą śmierć kogoś bliskiego. Z drugiej zaś strony, panny i kawalerowie radośnie przyjmowali fakt pogryzienia przez czarnego psa, bo to oznaczało rychłe małżeństwo.
„W Mazowszu, Lubelskiem i Sandomirskiem jako wróżby używają placuszków, gałek ciasta lub nóżek cielęcych, które pies wygłodzony ma połykać. Gdzie indziej bułeczki małe w liczbie odpowiedniej dziewczętom poukładawszy na ziemi, psa przywołują; czyją połknie prędko, ta rychło będzie mężatką, czyją porzuci, niepomyślna dla niej wróżba” – pisał Łukasz Gołębiowski w publikacji z 1830 roku „Lud polski: Jego zwyczaje, zabobony”.
Z odliczonych ziaren pszenicy dziewczęta usypywały na podłodze równe kupki, a następnie do izby wpuszczały koguta. Czyją kupkę zaczął dziobać jako pierwszą, ta panna mogła wypatrywać wybranka.
Także kot mógł najeść się do syta w czasie listopadowych wróżb. Dziewczęta wspólnie lepiły pierogi, starały się, aby każdy był identyczny i jednakowo omaszczony masełkiem. Kładły je wszystkie na stole i wpuszczały do izby sytego kota. Jeśli mimo pełnego brzucha na któregoś się skusił, oznaczało to, że panna jeszcze w tym roku za mąż pójdzie.
Gęsi miały mniej wdzięczne zadanie. „Oto wewnątrz izby kilka dorodnych dziewcząt, przystrojonych w barwiste gorsety, chcąc się dowiedzieć, która z nich najpierw pójdzie do ołtarza, wpuściły do izby gąsiora z zawiązanemi oczami, a otoczywszy go dookoła, wzięły się za ręce i niecierpliwie oczekują, którą z nich naprzód skubnie” – zapisał wspomniany Łukasz Gołębiowski.
Święty Andrzeju daj znać, co się ze mną będzie dziać
Nieprzypadkowe jest także używanie wosku do andrzejkowych wróżb, pochodził od pszczół, owadów uznawanych w kulturze ludowej za święte. Uważano, że są one pośrednikami między dwoma światami: ziemskim i niebiańskim. Z Bogiem owady łączył wosk, którego często używano w kościołach. Pszczoły cieszyły się taką estymą, że gospodarze czuli się w obowiązku poinformować swoje roje o świętach Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Gdy pszczelarz umierał, rodzina była zobowiązana przekazać to jego podopiecznym w ulu, śmierć opiekuna mogła sprawić, że rój postanowi opuścić pasiekę. Zakazane było przy pszczołach podnoszenie głosu lub używanie wulgaryzmów. Surowo karano wszelkie krzywdy, które im zadano.
Użycie podczas lania wosku klucza wzmacniało moc wróżby, symbolizował on bowiem tajemnicę, dyskrecję, lecz także był wskazówką do rozwiązania zagadki. Podczas przelewania wosku przez klucz należało wypowiedzieć formułę: Święty „Andrzeju daj znać, co się ze mną będzie dziać”.
Andrzejkowe wróżby mogły pokazać wygląd przyszłego małżonka. „Przy rachowaniu kołków w płotach, dowiadują się: czy i jaki będzie mąż, a mianowicie czy ładny, brzydki, stary, młody, prosty, krzywy, łysy, garbaty itp. A mówił o tym wygląd czternastego kołka w płocie” – pisał Łukasz Gołębiowski. Niektóre panny odliczały kołki, mówiąc naprzemienne: kawaler, wdowiec, kawaler, wdowiec…
Przekładanie butów zdjętych z lewej nogi w kierunku drzwi było jedną z popularniejszych wróżb. Ta panna, której but jako pierwszy przekroczył próg izby, mogła spodziewać się zamążpójścia w najbliższym czasie.
W Mąchocicach wróżono sobie także z liczby przyniesionych drewien z szopy do izby. Panna zbierała naręcze szczapek z zamkniętymi oczami. Towarzyszki rozpraszały dziewczynę, aby ta nie mogła w myślach policzyć, ile ich wzięła. Gdy ostatecznie liczba szczapek okazywała się parzysta, dziewczynę czekało rychłe zamążpójście.
W wigilię św. Andrzeja panny gorąco modliły się do świętego. Niektóre dodatkowo pościły, aby uzyskać wstawiennictwo patrona małżeństw i orędownika zakochanych. Błagały świętego, aby we śnie ujawnił im przyszłego męża.
Kawalerowie szli na gałdę
Jednym z atrybutów św. Katarzyny, patronki cnotliwych kawalerów, jest pierścień zaręczynowy. W nocy z 24 na 25 listopada kawalerowie obchodzili Katarzynki.
Hej! Kasiu, Katarzynko
Gdzie szukać cię dziewczynko
Wróżby o ciebie zapytam
Czekaj – wkrótce zawitam
Bawmy się więc w Katarzyny
Szukajcie chłopaki dziewczyny
Zapytać więc trzeba wróżby
A nuż potrzebne już drużby – śpiewali kawalerowie podczas katarzynkowych spotkań.
– Ksiądz Siarkowski zanotował, że, „W tenże dzień, we wsi Brzezinkach, kawalerowie wyprawiali sobie bal nazywany gałdą i zwracali uwagę na sen nocy następnej, który miał się zawsze sprawdzić” – mówi Łukasz Wołczyk.
Gdy kawalerowi przyśniła się kura oznaczało to, że ożeni się z panną, czarna kura – z wdową, a jeśli towarzyszyły jej kurczęta, wdowa będzie miała dzieci. Żaden młodzieniec nie chciał snu o czarnym lub siwym koniu, który wieszczył starokawalerstwo. W wyśnieniu ukochanej pomagało podkładanie pod poduszkę gęsiego pióra lub elementu żeńskiej garderoby, mówiło się: „W noc świętej Katarzyny pod poduszką są dziewczyny”.
Panny nie opuszczały żadnej okazji, aby sobie powróżyć i mimo, że Katarzynki były dedykowane kawalerom wykorzystywały w tym celu wspólną obecność w czasie wspomnianych już „prządek”. Ks. Siarkowski przytacza przykład takiej wróżby: „…biorą patyk z osikowego drzewa, na nim każda wiąże kulkę z pakuł konopianych, następnie stawiają ten patyk na piecu w bliskości otworu, skąd wydobywają się płomienie rozpalonego ognia pod piecem; które kulki od wychodzących płomieni zajmą się, to ich właścicielki mogą być pewne, że ściągną chłopaków do siebie, starających się o ich rękę”.
Obchody Katarzynek nie przetrwały do naszych czasów.
– Wydaje się, że przemiany społeczne, które mocno dotknęły także mieszkańców wsi polskiej, sprawiły, że bycie kawalerem nie jest już czymś nagannym, jak choćby w czasach ks. Władysława Siarkowskiego. Ciężar przesunął się w stronę kobiet, ich w dalszym ciągu dotyczy stygmatyzacji staropanieństwa – mówi Łukasz Wołczyk.
Informacje o ks. Władysławie Siarkowskim, znakomitym badaczu kultury ludowej Kielecczyzny oraz kulturze duchowej naszego regionu, można znaleźć na stronie Etnografia Kielecczyzny.
Droga na skróty
W XXI wieku, gdy kosmos przestał być enigmą i poznaliśmy już naturę zwierząt to nie opuściła nas fascynacja magicznym myśleniem. Aż 55 proc. Polaków czyta w gazetach horoskopy, na wizyty i telefony do wróżek oraz ezoteryczne SMS-y rocznie wydajemy około 2 mld zł. Szacuje się, że 100 tys. osób w naszym kraju zajmuje się wróżeniem.
– Korzystanie z różnego rodzajów amuletów, czy życie według przesądów i zabobonów jest zakorzenione w naszej kulturze i tradycji. Jest to pozostałość dawnego systemu wierzeń naszych przodków. Chcemy czuć się bezpiecznie, a jeśli takie zachowania nie wyrządzają nikomu krzywdy, a od nas nie wymagają większego nakładu pracy, to myślimy – „lepiej nie kusić losu”. Jest to forma oderwania się od codziennej, szarej rzeczywistości, mająca przynieść poczucie komfortu – mówi psycholog Karolina Łukaszek.
Po co dziś odwiedzamy gabinety ezoteryczne?
– Powodów do takich wizyt może być wiele. Czasem jest to forma zaspokojenia własnej ciekawości i przekonania się, dlaczego stały się one modne. Dla niektórych jest to zabawa zwłaszcza w okresie andrzejkowym. Lecz są i tacy, którzy obawiają się samodzielnego podejmowania konkretnych decyzji, oczekują, że wróżka zrobi to za nich. Są też osoby zrozpaczone bądź znajdujące się w trudnej sytuacji życiowej, szukające nadziei lub zwykłego utwierdzenia się, że „wszystko będzie dobrze”. Ludzie tkwiący w niepewnych dla siebie sytuacjach, szukający wsparcia, chętnie korzystają z „drogi na skróty”. Idąc do wróżki, uważają, że taka forma pomocy jest dla nich łatwiejsza niż wizyta u specjalisty: psychologa, psychoterapeuty czy psychiatry – dodaje.
Wróżby praktykowane przez naszych przodków integrowały społeczność, wyrastały na gruncie poczucia wspólnoty i silnych więzi międzyludzkich. Zapotrzebowanie na dzisiejsze praktyki wróżbiarskie wynika z samotności, którą pogłębiła pandemia. Brakuje nam miłości, którą tak żarliwie pragnęli wywróżyć sobie nasi przodkowie.