W powszechnej opinii ze stolicą regionu świętokrzyskiego łączy się jedno XIX-wieczne powstanie – styczniowe. Może dlatego, że miało pogrobowca i barda, urodzonego w 1864 roku – Stefana Żeromskiego. Jednak synowie tej ziemi walczyli i ginęli również w latach 1830 i 1831, choć nasza ziemia nie była centrum powstania.
Nie znajdziemy w Kielcach zbyt wiele pamiątek po powstaniu listopadowym. Najbardziej widocznym w przestrzeni miejskiej jest pomnik wraz z krzyżem powstańczym przy ulicy Zagórskiej. Monument tworzą dwa granitowe kamienie. Pierwszy jest zwieńczony odlewem orła wojsk Królestwa Polskiego z umieszczoną na charakterystycznej tarczy cyfrą „4” – znakiem czwartego pułku piechoty. Pod orłem widnieją dwie daty: 1831 – drugiego roku powstania listopadowego i 1981 – rok postawienia pomnika podczas bezkrwawej rewolucji „Solidarności”. Tabliczka na drugim, mniejszym otoczaku, zawiera zapis:
Kamień ustawiono
dla upamiętnienia 150 rocznicy
wybuchu powstania listopadowego
i ustanowienia barw narodowych
/7.II.1831 r./
w miejscu śmierci trzech nieznanych z imienia
żołnierzy Wojska Polskiego w dniu 24.IX.1831 r.
Kim byli ci nieznani żołnierze? Nie wiadomo. Wiemy tylko, że byli polskimi ochotnikami, których w ostatnim dniu powstania zatrzymali i rozstrzelali w tym miejscu triumfujący Rosjanie.
Kielecki tysięcznik i dziesiętnicy
O zamiarze wzniecenia powstania kielczanie wiedzieli dzięki bezpośrednim związkom ze Sprzysiężeniem Piotra Wysockiego. Najgorętszą agitację prowadzili emisariusze przywódcy sprzysiężenia – hrabia Roman Sołtyk, Michał Badeni i Jan Ledóchowski. Pożar browaru na Solcu, który był znakiem wybuchu w Warszawie listopadowej rewolty, szybko rozniecił entuzjazm na świętokrzyskiej ziemi.
Już dwa dni później do miasta przychodziły zewsząd oddziały ochotnicze, a zaraz potem Rada Administracyjna zarządziła rekrutowanie na ziemiach Królestwa Polskiego Straży Bezpieczeństwa, do której wstępowali zdolni do służby wojskowej dorośli mężczyźni. 8 grudnia ustanowiono czterech dowódców, którzy wywodzili się z grona kupców i właścicieli nieruchomości. O szczebel niżej w hierarchii byli dziesiętnicy – kieleccy majstrowie i czeladnicy. Najwyższe funkcje – tysiączników i czterotysięczników – leżały w gestii Rządu Tymczasowego. Tysięcznik kielecki, ziemianin Rafał Radziejowski, dowodził 1,8 tys. ludźmi ze stolicy województwa i jej obwodu.
Wydzielona ze Straży Bezpieczeństwa rezerwa armii, Gwardia Ruchoma, była w województwie dowodzona przez Jana Ledóchowskiego, posła na Sejm Królestwa Polskiego z powiatu jędrzejowskiego, odznaczonego Legią Honorową i Krzyżem Virtuti Militari, weterana wojen napoleońskich i adiutanta księcia Józefa Poniatowskiego. Był on zdecydowanym zwolennikiem walki z Rosją i detronizacji cara Mikołaja z polskiego tronu.
To Ledóchowski wzywał 9 grudnia 1830 roku młodych mieszkańców województwa:
„Kto z Was chce stanąć w szeregach ochotników, niech przybywa do Kielc uzbrojony w broń palną i opatrzony w konia z rynsztunkiem! Oto jest pora, w której pokazać możecie, iż wszystko dla obrony drogiej Ojczyzny poświęcić jesteście gotowi”.
Entuzjaści i cwaniacy
Jak pisze w „Kielcach przez stulecia” Wojciech Saletra, obok entuzjastów, znaleźli się i tacy, którzy powstańcze zamieszanie wykorzystywali do załatwienia własnych porachunków. Tak zrobili mieszczanie, którzy 1 grudnia 1830 roku wystąpili przeciw niepopularnemu prezydentowi miasta Stanisławowi Niewiadomskiemu. Namówił ich niejaki Piotr Frydrychiewicz, któremu nie podobały się zbyt wysokie podatki. Doszło do tego, że mieszczanie zebrali się przed kancelarią prezydenta i grozili linczem.
Niewiadomski w końcu uciekł z Kielc, a na jego miejsce 5 grudnia wybrano uczestnika wojen napoleońskich Dominika Wójcikowskiego. Nazajutrz, w spokojny już dzień, powstał w Kielcach klub Towarzystwa Patriotycznego w znakomitym składzie. Przewodniczył prezes Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego w Kielcach Andrzej Suchecki, a jego zastępcami zostali: radca wojewódzki Hieronim Kochanowski i prokurator przy wojewódzkim Trybunale Cywilnym Jan Grabowski.
Z wielkim aplauzem do powstania przyłączyła się grupa 56., a więc ogromna większość, uczniów najstarszych klas kieleckiej szkoły wojewódzkiej, do której tradycji nawiązuje dziś I Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego. Stało się tak w dużej mierze za sprawą przykładu znakomitych nauczycieli: Stanisława Borzęckiego i Tadeusza Wagnera. Taka postawa obywateli miasta była nierzadka, jednak też nie powszechna. Mniej chętni do wspierania byli przeważnie ludzie zamożniejsi, którzy do wojska wysyłali bezrobotnych, przybłędów oraz starców i zniedołężniałych – czyli najmniej przydatnych na miejscu, ale i w narodowym powstaniu.
Karabiny z Białogonu i fury pieniędzy
Tak pięknie zapisane w legendzie romantycznej narodu powstanie listopadowe miało więc, nie tylko w Kielcach i w regionie świętokrzyskim, również swoją „szarą stronę”.
Do powstania szli na ochotnika najubożsi – chłopi, którzy woleli iść do wojska, niż klepać biedę w służbie niedobremu panu, a w mieście – przecież nie posiadacze kamienic, placów i rozmaitych interesów, ale służący, czeladnicy, uczniowie, parobkowie.
Ponieważ wielkim mankamentem powstańczej armii był brak uzbrojenia, bardzo ważna stała się produkcja broni. Rozwinęły ją zakłady w Białogonie. Zatrudniały w tym czasie 300 osób i od grudnia 1830 roku produkowały broń sieczną – kosy, lance i piki, zaś od stycznia już karabiny dla piechoty.
Wojciechowi Saletrze zawdzięczamy jeszcze jedną ciekawostkę związaną z Kielcami czasów powstania listopadowego. Wiąże się ona ze skarbem Królestwa Polskiego. W obliczu zagrożenia Warszawy ofensywą wojsk Iwana Dybicza, dyrekcja Banku Polskiego postanowiła ratować przed Rosjanami pieniądze i przewieźć je do Kielc. A stąd ewentualnie, w razie dalszego zagrożenia, mogły przewędrować do Krakowa. U progu wiosny 1831 roku z Warszawy do Kielc ruszyły dwa transporty – razem pięć wozów wypełnionych ogromnymi sumami. Narodowy skarb nie gościł w Kielcach zbyt długo, już w połowie kwietnia wrócił do stolicy.
Brutalne przebudzenie
Oddziały „Krakusów” formowane od grudnia w Kielcach, już w lutym były pod Warszawą, gdzie pełniły funkcje pomocnicze dla walczącego na froncie regularnego „starego wojska”. Jednak wiosna była już czasem ostatecznego gaśnięcia powstańczego zapału i oporu na ziemi świętokrzyskiej. Bataliony Gwardii Ruchomej rozwiązano w kwietniu. Z końcem sierpnia jeszcze na mocy rozkazu generała Samuela Różyckiego próbowano utworzyć Gwardię Narodową złożoną ze wszystkich mężczyzn w wieku 19-50 lat. Koniec nadchodził jednak nieuchronnie.
24 września 1831 roku wojska moskiewskie wkroczyły do Kielc. To był ten dzień, w którym Rosjanie dokonali egzekucji na trzech nieznanych z imienia i nazwiska polskich żołnierzach. Romantyczny sen o wolności kończył się brutalnym przebudzeniem. Następny powstańczy zryw przeciw zaborcom, którego piewcą stał się Żeromski, miał wybuchnąć 30 lat później.
Pamięć skrywana
Trzech nieznanych i zabłąkanych powstańców, których śmierć symbolicznie upamiętniono po 150 latach, przypomina innych bohaterów też słabo obecnych w zbiorowej świadomości. Znakiem dyskretnie zapisanej pamięci o przeszłości jest pochodząca z czasów rewolucji 1905 roku tablica w przedsionku kościoła Trójcy Świętej przy ulicy Jana Pawła II w Kielcach. Fundatorzy wspomnieli w inskrypcji rektora utworzonej 15 lat po powstaniu listopadowym Szkoły Wyższej Realnej w Kielcach i jej profesorów. Poprzedniczką tej szkoły była wspomniana szkoła wojewódzka, której nauczyciele i uczniowie brali udział w powstaniu listopadowym.
Poświęcenie tablicy nastąpiło po mszy żałobnej, na której datę nieprzypadkowo wybrano 29 listopada. O powstaniu listopadowym i jego bohaterach na tablicy nie można było wprost napisać, bo Kielce nadal były pod rosyjskim butem.
Teraz, gdy już nie ma zakazów, wciąż za słabo pamiętamy powstanie 1830/31 roku z jego romantycznym entuzjazmem, nadziejami na wolność, a także szarymi i czarnymi stronami. Gdyby Żeromski urodził się 30 lat wcześniej albo jego rówieśnik, autor „Nocy Listopadowej”, Stanisław Wyspiański był kielczaninem, pewnie byłoby inaczej.
Młodzierzy Krakowska
Pozostają dokumenty. Czasem zresztą przemawiają mocniej niż literatura. Te zgromadzone w Archiwum Państwowym w Kielcach można oglądać na specjalnej stronie internetowej.
Ortografii lepiej się z nich nie uczyć, bo jest odmienna: już nikt nie pisze wyrazu Ojczyzna w formie – Oyczyzna. Nikt też, nawet w najbardziej płomiennej odezwie, jak ta hrabiego Jana Ledóchowskiego, nie zwraca się do młodych kielczan – Młodzierzy Krakowska, pisane przez kłujące wrażliwe oczy – rz i z zaskakującym w tym zwrocie wyrazem – Krakowska, bo Kielce już nie są stolicą województwa krakowskiego.
Pragnienie wolnej Polski i gorycz po jej utracie nie zetlała jednak, ani nie wyparowała z pożółkłych kart. Przemawia z żarliwych odezw, rozkazów, suchych spisów ochotników, którzy właśnie wstąpili do powstańczej armii albo zmarli w lazarecie, a także list mieszkańców Królestwa Polskiego postawionych pod sąd za pomoc udzieloną „zbrojnym wichrzycielom” – jak powstańców nazywali wysłannicy Kremla.
Jest listopad. Nie tylko teraz sięgajmy po dokumenty, pamiętajmy tych, którzy nie zaznali wolnej Polski, ale ją nam przybliżyli. A może wśród tych, którzy zagłębią się w przeglądanie wirtualnych dokumentów Web 2.0, znajdzie się drugi Żeromski albo Wyspiański 2.0, który nie odejdzie od klawiatury komputera, tylko napisze powieść albo dramat na miarę tamtych czynów, rozterek i rozczarowań. Wypełni lukę między rokiem 1812, w którym kończą się „Popioły”, a rokiem 1830, w którym rozpoczyna się, szukająca wciąż autora, listopadowa powstańcza epopeja w Kielcach.