Procesy sądowe dla nikogo nie są przyjemne. Niezależnie od tego, po której stronie sporu jesteśmy, spotkania na sali rozpraw wiążą się z dużymi emocjami. Z pomocą przychodzą mediacje, które umożliwiają szybsze zakończenie sporu.
Monika Miller rozmawia z mediatorką sądową Jadwigą Szner-Dobrowolską.
Mówi się, że mediacja jest dla wszystkich. A czy jest jakaś grupa osób, jakieś konkretne sprawy, dla których nie jest ona dobrym rozwiązaniem?
– Myślę, że nie ma takiej grupy. Mediacja zawsze prowadzi do dobrego rozstrzygnięcia. Nie ma znaczenia, czy jest to sprawa karna, cywilna, czy gospodarcza.
Wiemy, że spotkania w sądzie zawsze są stresujące, niezależnie w jakiej roli tam występujemy. A jeżeli rozpraw jest kilka i strony wiele razy strony muszą się spotykać w sądzie, to napięcie wzrasta. Czy mediacja może pomóc?
– Celem mediacji jest zakończenie sporu i wypracowanie akceptowalnej i satysfakcjonującej obie strony ugody. Strony muszą przedstawić swoje żądania, a także zastanowić się nad ustępstwami. Mediacja ma zakończyć spór bez udziału sądu, bez stresu, który towarzyszy wszystkim na sali sądowej i bez zbędnej formalizacji.
Ile obecnie prowadzi Pani spraw?
– Obecnie zajmuję się siedmioma sprawami. Prowadzę mediacje od 4 lat. W tym czasie przeprowadziłam ich około 400. Zauważam, że z roku na rok wzrasta zainteresowanie tym sposobem rozwiązywania sporów. Myślę, że wzrasta świadomość ludzi w tym zakresie. Nie ma znaczenia, czy jest to sprawa karna, cywilna, rodzinna czy gospodarcza. Wszyscy przed wyznaczeniem rozprawy mogą spotkać się na mediacji. Wzrosła także świadomość sędziów.
Wszystkie mediacje odbywają się w budynku „Hipoteki” przy ulicy Sienkiewicza w Kielcach. Jak wygląda takie spotkanie? Kto w nim uczestnicy?
– Budynek „Hipoteki” należy do Sądu Okręgowego w Kielcach. Przedstawiciele instytucji udostępniają pomieszczenia mediatorom. W spotkaniu biorą udział strony postępowania, ich pełnomocnicy lub obrońcy. Nie może przyjść nikt z rodziny, ani osoby towarzyszące. Wynika to z faktu, że mediacja jest poufna. Wszystko, co się wydarza podczas spotkania, ma tam zostać.
Korzyścią dla zwaśnionych stron jest to, że jeżeli ustalą wszystko podczas jednego spotkania, nie będą się już musieli więcej spotykać.
– Zazwyczaj sędziowie nie tłumaczą, na czym polega ten sposób rozwiązywania sporów, tylko informują o takiej możliwości. Załóżmy, że na mediację przychodzi oskarżony i pokrzywdzony. Proszę zwrócić uwagę na to, że to dwie role procesowe. Muszę wytłumaczyć im, jakie będą mieli korzyści ze spotkania, ale tak, żeby żadna ze stron nie miała poczucia, że druga wie więcej. Jeżeli jest to sprawa karna, to zazwyczaj jest pełnomocnik i obrońca. Przyznam, że czasami zamiast pomagać – przeszkadzają, ponieważ mają wizję zakończenia mediacji. Gdy na spotkanie przychodzi osoba oskarżona, to oznacza, że ciążą na niej zarzuty i skierowano w jej sprawie akt oskarżenia do sądu. Wtedy staram się wytłumaczyć, jak wiele może zawdzięczać osobie pokrzywdzonej, jeżeli zrozumie swój błąd, przeprosi i zadośćuczyni. Taka sprawa może zakończyć się warunkowym umorzeniem postępowania, które sprawia, że oskarżony może mówić o sobie, że jest niekarany. To bardzo istotne dla ludzi, którzy na przykład prowadzą działalność gospodarczą, chcą pracować w służbach mundurowych bądź sprawują funkcje publiczne. Z kolei osoba pokrzywdzona może domagać się konkretnego zadośćuczynienia za doznane szkody.
Czy są jakieś historie, które szczególnie zapadły Pani w pamięci?
– Jest takich wiele. Nie mogę opowiedzieć o nich szczegółowo. Pamiętam, jak kiedyś na mediacji spotkały się synowa z teściową. Przyszły i nie patrzyły na siebie. Jedna z nich walczyła o zadośćuczynienie za znęcanie się. Bardzo długo siedziałyśmy i rozmawiałyśmy. Tłumaczyłam im, że są rodziną, że jedna pani związała się z synem drugiej, że są dzieci. Rozmowa z upływem czasu się rozwijała. Mówiłyśmy o tym, jak ważna jest w życiu rodzina, że bez niej trudno jest funkcjonować i że nie wystarczą znajomi. Sprawa dotyczyła znęcania – prokurator taki zarzut sformułował. Już to określenie działało na kobiety jak „płachta na byka”. To przecież okropne przestępstwo przeciwko rodzinie. Mediator nie wnika, czy doszło do tego przestępstwa, czy nie. Nie prowadzi postępowania dowodowego i nie ustala żadnych faktów. Próbuje strony pogodzić. Tak było i w tym przypadku. Ostatecznie kobiety spojrzały na siebie, zaczęły rozmawiać. Trwało to długo, kilka godzin, ale było warto. Po mediacji poszły na kawę. Uważam, że był to sukces. Wyszły pogodzone. Wszystkie trzy byłyśmy szczęśliwe.
Inna, która utkwiła mi w pamięci, dotyczyła bardzo młodych osób, które zbłądziły. Trzech chłopaków napadło na młodą dziewczynę, poszarpali ją i uderzyli. To nieprzyjemna sprawa, która jest surowo zagrożona. Podchodzili do tego z ignorancją. Mieli obrońcę, a dziewczyna pełnomocnika. Zgodzili się jednak, aby rozmawiać bez udziału prawników. Przeprowadziłam indywidualne rozmowy z każdym z nich. Tłumaczyłam oskarżonym, że to co zrobili nie było mądre, że nie jest to temat do rozmów ze znajomymi i że nie ma się czym chwalić. Mówiłam, że są nastolatkami i nie wiedzą, co ich w przyszłości czeka, że tym samym mogą stracić w przyszłości szansę na dobrą pracę.
Jej z kolei starałam się wytłumaczyć, że była to sytuacja incydentalna i że była przypadkową ofiarą. Chciałam, żeby zrozumiała, że to nie ona ponosi odpowiedzialność za tę sytuację, a ta druga strona.
Ostatecznie chłopcy zrozumieli swój błąd. Przepraszaniu nie było końca. Zrozumieli, że ich zachowanie nie było w porządku. Naszła ich refleksja. Wpłacili w krótkim czasie zadośćuczynienie pokrzywdzonej. Chłopcy nie byli wcześniej karani. Fakt, że chcieli naprawić swój błąd sprawiał, że mieli szansę na warunkowe umorzenie postępowania albo nadzwyczajne złagodzenie kary. Prawnicy byli zaskoczeni, że tak sprawa się zakończyła. Byłam dumna z tego, że włączyło im się pozytywne myślenie i naszła ich refleksja. Widać było, że jest to prawdziwe i szczere. Nieudawane.
To szerszy problem dotyczący karania młodych osób. Zdarza się, że jeżeli ich sprawa trafi na wokandę sądową, to częssto nie przychodzą nawet do sądu. Reprezentuje ich obrońca, a wyrok bywa niezbyt dokuczliwy – grzywna nie jest wysoka, a kara pozbawienia wolności jest zawieszona.
– Tak. Podczas mediacji również o tym rozmawiamy. W wielu przypadkach oskarżeni szczerze zastanawiają się nad tym, dlaczego doszło do tej sytuacji. Mediacja jest szybkim sposobem zakończenia sporu. Tym samym proces nie trwa latami. Przyznanie się przed pokrzywdzonym do tego, że zachowaliśmy się niewłaściwie jest bardzo ważne. Z praktyki wiem, że później, szczególnie te młode osoby, nie wracają na przestępczą ścieżkę. Z kolei postawa poszkodowanego, który okazał klasę i chęć przebaczenia ma wpływ na ich dalsze życie.
Jak podczas mediacji wyjaśnia pani sytuację prawną stronom,wymaga to przecież specjalistycznego języka?
– Podczas spotkania tłumaczę wszystkie zawiłości prawne w jak najprostszy sposób. Robię to na tyle, na ile mogę, tak aby nie wyręczać pełnomocników bądź obrońców, ponieważ to ich zadanie.
Do mediacji trafiają też sprawy rodzinne, na przykład te dotyczące kwestii opieki nad dziećmi po rozwodzie rodziców.
– W takich przypadkach jest ostra walka przed sądem. W ostatnich latach często prowadzone są sprawy kompleksowe, w których sąd zajmuje się kwestią rozwodu, ustanowienia opieki nad dzieckiem, miejscem pobytu dziecka i alimentami. W takich sytuacjach zastanawiam się, od czego zacząć, ponieważ często strony są bardzo skłócone. Jednak w mediacji nie możemy na przykład ustalić władzy rodzicielskiej. To jest domeną sądu i w te kompetencje nie wkraczamy. Często zaczynamy więc od kwestii opieki nad dzieckiem. Rozmawiam z rodzicami o tym, że biorąc rozwód ze sobą, nie biorą go z córką czy synem. Tłumaczę, że trzeba racjonalnie zastanowić się nad tym, gdzie dziecku będzie lepiej. Często mężczyźni upierają się, aby dziecko zostało z nimi, jednak nie uzasadniają tego w żaden sposób. Przyznam, że w takich sytuacjach lepiej rozmawia mi się bez pełnomocników. Taki temat trzeba przepracować, ale warto to zrobić mądrze. Strony muszą zrozumieć, że konieczne są ustępstwa. Ale też muszą wziąć pod uwagę swoje możliwości, bo ważne jest, aby ustalenia były możliwie najmniej dolegliwe dla wszystkich. Są osoby, które dojeżdżają do pracy na przykład 60 km i chcą zajmować się dzieckiem całodobowo. Pytam wtedy, co z opieką nad maluchem. Babcia nie zastąpi ani ojca ani matki, chociaż może pomóc raz na jakiś czas. Padają odpowiedzi, że są przedszkola i żłobki. Staram się wtedy wytłumaczyć, że nie jest to dobre rozwiązanie i że lepiej być bliżej dziecka. Wtedy, szybciej można zareagować, gdy córka lub syn źle się poczują i trzeba je zabrać do domu. Podkreślam, że ten drugi rodzic nie zrobi dziecku krzywdy. Często walka między małżonkami jest bezpardonowa, ale udaje się dojść do kompromisu.
Mediacje są poufne, a mediator nie może zeznawać w sprawie – o tym strony są informowane. Ta świadomość pewnie im pomaga?
– Nawet w sprawozdaniu, które mediator przygotowuje dla sądu, nie można zamieścić propozycji, jakie przedstawiły strony. Jest tam tylko końcowe stanowisko. Strony nie mogą się powoływać na to, co działo się na spotkaniu. Dzięki temu podczas mediacji osoby się otwierają i zdecydowanie więcej mówią. Z tego rodzi się ugoda i zakończenie sporu. Strony mają zyskać tyle samo. Nie może być tak, że jedna z nich otrzymuje więcej.
Mediator powinien chyba znać sprawę? Czy ma dostęp do akt?
– Mediator ma nawet obowiązek zapoznać się z aktami. Jeżeli otrzymuje postanowienie o tym, że będzie zajmował się daną sprawą, jego obowiązkiem jest dotrzeć do akt, które są udostępniane przez sąd. Musi je przeczytać, aby mieć pełen obraz sprawy. Strony same mogą wyznaczyć sobie mediatora. Cieszę się, że często wracają do mnie pełnomocnicy z kolejnymi klientami. To napawa optymizmem, ponieważ pokazuje, że moja praca ma sens.
Jeżeli mediacja nie zakończy się ugodą, sprawa trafia na wokandę sądową. Ważne jest to, że mediatorami nie są jedynie prawnicy. Mogą być to osoby, które nie były karane, mają skończone 26 lat oraz posiadają wiedzę i umiejętności w zakresie prowadzenia mediacji. Kwalifikacje można zdobyć na przykład na studiach podyplomowych lub odpowiednich kursach.