Wiersze rodziły się w „umyśle” i tam przez lata były przechowywane. Rozalia i Wojciech Grzegorczykowie z Krajna nigdy nie napisali ani słowa, a mimo to nadal jaśnieją w panteonie poetów ludowych Kielecczyzny.
Wojciech Grzegorczyk „Poniewierka” siedzi na skraju polnej drogi, którą dzieci ze wsi zwykle wracają ze szkoły. W ręku trzyma list. Nie potrafią z żoną odczytać napisów na kopercie, ani też na odwrocie fotografii, która znajdowała się w środku. Są analfabetami. Dzieci, których niecierpliwie wypatruje Wojciech, w kilka sekund poskładają litery, tajemnica zostanie rozwikłana. Bezradność rosłego mężczyzny, doświadczonego mówcy i uznanego ludowego poety wobec słowa pisanego jest wzruszająca. Scena ta pochodzi z krótkometrażowego filmu dokumentalnego z 1976 roku zatytułowanego „Rozalia i Wojciech Grzegorczykowie poeci ludowi w jesieni życia” Józefa Gębskiego.
Sulima spisał wiersze
Postawiona w Krajnie, na skrawku darowanej ziemi chałupa Rozalii i Wojciecha, ma tylko jedno okno, jedno wejście, a wewnątrz ogromny piec. Dom jest kresem ich drogi, zwieńczeniem tułaczego losu pary poetów. Lubią siadać przy oknie i patrzeć na „świętokrzyskie pasiaki”, które zimą zamieniają się w białą, rozległą pustynię. Jedną z takich chwil Rozalia ubiera w wiersz:
Ni mom nic, ni mom nic
Mom ubogi domek
Stoi w scerym polu
Jak królewski zomekNi mom nic, ni mom nic
Mom przed sobom sciezki
Ide od kolebki
Do grobowej deskiNi mom nic
Nic zem nie zdobyła
Bo zem na Niemców
Za darmo robiłaKopałam buraki
Kopałam ziemniaki
A Niemcy mówili
Róbcie głupie Polaki.
W latach 70. XX wieku małżeństwo niepiśmiennych poetów ludowych Rozalii i Wojciecha Grzegorczyków z Krajna cieszyło się dużym zainteresowaniem dziennikarzy, filmowców, pisarzy językoznawców i badaczy kultury ludowej. Wiele sławy przysporzyło im ukazanie się w 1972 roku nakładem Ludowej Spółdzielni Wydawniczej tomiku wierszy „Rozalia i Wojciech Grzegorczykowie z Krajna. Wiersze”. Opracował go i opatrzył wstępem Roch Sulima, późniejszy profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wówczas student.
Grzegorczykowie podyktowali mu swoje wiersze, spisał piętnaście krótkich autorstwa Rozalii i dziewięć dłuższych stworzonych przez Wojciecha. Obszerne utwory Wojciecha zwierały treści historyczne, głównie związane z II wojną światową, nawiązał w nich między innymi do pacyfikacji Michniowa i Powstania Warszawskiego. Rozalię inspirowały trudy codzienności i piękno Gór Świętokrzyskich. Jej wiersze były „malutkie”, lecz pełne poetyckiej emocji, która ją przepełniała.
„Grzegorczykowie przyjęli mnie bez niespodzianki, gdyż interesowała się nimi wcześniej Wanda Pomianowska. W jednej, ubogo wyposażonej izbie „zawiadywał” gwarowym słowem – Pan Wojciech. Pani Rozalia wtrącała od czasu do czasu jakieś zdanie, ale mąż ją strofował: „Cichoj staro, jo mówie!”. Bez przerwy palił papierosy. Wyglądał na energicznego mężczyznę, który chce opowiedzieć o sobie. Rozmowę przerywał na recytację wierszy. Udało mi się jednak zapisać kilka znakomitych, o wymowie wręcz przedchrześcijańskiej, hymnów do słońca i księżyca” – wspominał pierwsze spotkanie z poetami Roch Sulima w liście do Pawła Beckera.
Droga do gwiazd
Na drodze do sławy małżeństwo spotykało wiele życzliwych dla ich twórczości osób, pierwszą, o której wspominał Wojciech, była kielczanka, niejaka pani Kosterska. Wojciech budował dla niej stodołę i wzbudził zainteresowanie kobiety swoją twórczością. Za odkrywczynię Grzegorczyków uznaje się jednak, wspomnianą przez Rocha Sulimę, Wandę Pomianowską. Pochodziła ze świętokrzyskich Radkowic, gdzie prowadziła gospodarstwo rolne, nie rezygnując z tego nawet w czasie studiów uniwersyteckich i pracy naukowej w Warszawie. Była żołnierzem Armii Krajowej, m.in. łączniczką brygady Świętokrzyskiej Jana Piwnika „Ponurego”. Studiowała polonistykę i socjologię na Uniwersytecie Warszawskim. W trakcie badań zetknęła się z ludową literaturą ustną, która ją zafascynowała. Należała do Sekcji Literatury Rady Naukowej Stowarzyszenia Twórców Ludowych. W latach 50. XX wieku zasiliła kolegium redakcyjne czasopisma „Literatura Ludowa”, gdzie od początku promowała autentyczną i samorodną twórczość chłopską.
Według Pawła Beckera, autora publikacji „Rozalia i Wojciech Grzegorczykowie – ludowi poeci Gór Świętokrzyskich”, Roch Sulima trafił do Krajna z inicjatywy Wiesława Myśliwskiego, pełniącego wówczas funkcję kierownika Literatury Współczesnej w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej. „Dowiedziałem się od profesora Sulimy, że krótko po wydaniu tomiku wierszy, zetknął się z nimi Zbigniew Herbert, który był zachwycony wierszami Rozalii” – napisał Becker. Podkreślił także ogromne zaangażowanie Rocha Sulimy w wydanie wierszy Grzegorczyków i zachwycił się oryginalnym pomysłem na oznaczenie korzeni poetów: „To dzięki staraniom Rocha Sulimy w 1972 roku ukazuje się tomik: „Rozalia i Wojciech Grzegorczykowie z Krajna. Wiersze”. Rzecz znamienna – nigdy z wyjątkiem autorów średniowiecznych (Janko z Czarnkowa, Baltazar z Lublina itd.) nie podaje się miejsca pochodzenia autorów, tutaj pojawia się ono na stronie tytułowej. Roch Sulima zwraca uwagę, zwłaszcza przy twórczości Rozalii Grzegorczykowej na średniowieczno-ludowe źródło słów i stałych epitetów, a nawet motywów, ale tytuł dodatkowo to podkreśla. Ponadto określenie „Krajno” nie kojarzy się z wielkimi ośrodkami literackimi jak Kraków czy Lwów, osadza dodatkowo tę poezję w świecie ludowym, lokalnym” – pisze Becker (Rocznik Towarzystwa Naukowego Płockiego, 2015 r. nr 7).
Żywot Wojciecha Grzegorczyka „Poniewierki”
– Grzegorczyki w każde szli walke. Dziady powiedały, że jeden, Marek mu beło, skrzyknon chłopów z kosamy i pośli w powstanie, i poginęli wszystkie – opowiadał o przodkach Wojciech. Nie fantazjował, Marek Grzegorczyk pojawia się w opowiadaniu „Puszcza Jodłowa” Stefana Żeromskiego, a właściwie Zarymskiego jak gwarowo wymawiane było w okolicy nazwisko pisarza.
Wojciech przyszedł na świat 18 listopada 1893 roku, jako trzecie z dziesięciorga dzieci Florentyny Kołomańskiej z Wilkowa i Antoniego Grzegorczyka z Krajna. Bieda wypędziła go z rodzinnego domu, gdy tylko osiągnął pełnoletniość. Zatrudnił się w folwarku Ostrowite pod Płockiem i trzy kolejne lata pracował tam od kwietnia do listopada, do domu wracając na zimę. W 1914 roku razem z młodszym bratem Janem (17 lat) i siostrą Antosią (14 lat) zdecydowali się wyjechać „za chlebem” do Niemiec. Pracowali w polu i gospodarstwie po kilkanaście godzin dziennie, w czasie żniw nawet piętnaście. Jako dzienną zapłatę otrzymywali: litr mleka, 6 kg ziemniaków i 2 kilogramy chleba. „W Mimcach – jak Polak kunia, tak Miemiec mioł Polaka” – opowiadał Grzegorczyk o tamtych czasach Rochowi Sulimie („Folklor i kultura – szkice o kulturze i literaturze współczesnej”).
Roch Sulima wspomina fenomenalną pamięć Wojciecha, który potrafił podać szczegóły wydarzeń z dzieciństwa, np. powodzi w 1903 roku, suszy, która nastąpiła rok później, parcelacji folwarku, biedy i głodu, które panowały wówczas na kieleckiej wsi.
W jego historiach przewija się nazwisko Poniewierka, sam Wojciech używał go z dumą jako przydomka. Należało do jego dziadka (ojczyma Antoniego). Ów Poniewierka mimo, że był po pierwszych święceniach, porzucił stan duchowny dla młodej wdowy, babki Grzegorza. Poeta mówił o nim, że był „ucony i piśmienny”. W niedzielę Poniewierka przyjmował interesantów, przychodzili do niego mieszkańcy okolicznych wsi z urzędowymi pismami i prośbami, aby odpisał w ich imieniu. Zapamiętał też czwórkę młodych ludzi, których dziadek uczył pisać i czytać. W jego rodzinnym domu były książki, ale któregoś dnia wyjechały razem z dziadkiem do Ameryki. Wojciech nie zdążył nauczyć się pisać i czytać.
Profesor Sulima zanotował też wspomnienie, w którym Wojciech opowiada o chwili, gdy zaczął tworzyć: „Za Miemców układałem różne rzecy do śmichu o Hitlerze. Bałem się z tem występywać, bo nie wiadomo, kto Miemcowi słuzył”. Były to przeważnie popularne podczas okupacji śpiewki w stylu:
Siedzi Hitler na podwórzu
a z Berlina kupa kurzu
Dopiero po roku 1945 „zaconem sie z tem pokazywać”. (…) pirsego wiersa ułożyłem o Hitlerze”. Moment ten pozostał mu na trwałe w pamięci: „Tak jak teraz sidziołem sobie przy oknie. Był wiecór, poliłem papirosa. Kobita spała, córka tyz się pokładła. Było cicho i tak z nicego zacynom o Hitlerze układać”. Było to Boże Narodzenie 1946 roku.
Tworzył coraz więcej, wszystkie utwory zapamiętywał, a w latach 70. XX wieku wygłaszał publicznie swoje „mowy”: „Łysico, Łysico”, „O Kielcach”, „Tragedia Michniowa”, „Jak zabił gajowy chłopca”, „Świętokrzyskie stroje” . Wiele utworów Wojciecha Grzegorczyka opiera się na ludowej tradycji pieśniowej, najbardziej charakterystycznym przykładem takiego utworu jest ten opowiadający o Michniowie.
„Michniowie, Michniowie w opisach cie majom
Wszyscy ludzie dzisioj ciebie wspominajom
Dziś cie wspominajom i bez opowieki
Jakieś ty przechodził hitlerowskie meki.
Młody skowroneczek nad Michniowem śpiwoł
Nikto się niesceścia tego nie spodziwoł (…).
Długi utwór, pełen opisów i odnośników do historii kończy słowami:
„Ja tyz swoi mowy nigdy nie utrace,
Gdy powiem o Michniowie, to kazdy zapłace,
Nie jest to radością, nie jest to pociecha
Słyszeli państwo mowe – Grzegorczyka Wojciecha”.Wiersz ten był inspiracją dla Mirosława Niziurskiego i Ryszarda Miernika – twórców „Pieśni o Michniowie”.
Dom w Krajnie
– W którem roku się urodziłam, to nie wim, bo ni mogę tych lat poskładać do całości – mówiła Rozalia.
Biografowie dotarli, że miało to miejsce 28 września 1896 roku w Górkach Szczukockich. Osierocona Rozalia Adamczyk, od drugiego roku życia była wychowywana przez babcię. Latami zajmowała się „pasionką”, pilnowała zwierząt na łące. W 1921 roku także i ona z biedy wyruszyła do niemieckiej Meklemburgii. Rok wcześniej po raz drugi przyjechał tam do pracy Wojciech. Poznali się i szybko pobrali ( 26 września 1922 roku). Tutaj urodziła się ich dwójka dzieci: Zofia (1923) i Józef (1924 roku). Pod koniec lat 20. XX wieku Niemcy wprowadzili ograniczenia emigracyjne dla Polaków. Przed Świętami Bożego Narodzenia w 1930 roku Grzegorczykowie musieli wracać do Polski, a nie mieli tutaj nic. W podróż do ojczyzny Rozalia wyruszyła będąc brzemienną, wkrótce urodziła Mariannę. Pięć lat rodzina tułała się od wsi do wsi, najmując się do pracy. Wojciech nauczył się ciesielki, lecz i tak ledwo wiązali koniec z końcem. Mieszkali tu i ówdzie, w wynajmowanych mieszkaniach. Los odwrócił się w 1936 roku, na skrawku ziemi podarowanej przez brata, wyrósł ich własny dom, wybudował go Wojciech. Nareszcie mogli odpocząć, zapuścić korzenie.
Moje słowa takie wiatrowe…
Wiersze Rozalii rodziły się w głowie, gdy była sama i miała mniej domowych obowiązków. Pierwszy ułożyła podczas „pasionki”, obserwowała krowę usiłującą posilić się na łące spalonej słońcem.
„Matko Bosko Spuść nom rosy
Usychajo zbozne kłosy
Podsychajo i trowne korzenie
Cierpi głód
Wszelkie stworzenie
Świenta ziemia
Kiejby skała
Od gorąca popękała
Roch Sulima zanotował, jak wyglądał proces twórczy Rozalii i jaki miała sposób na przypominanie sobie „utworzonych” wierszy: „Autorka posiada bogaty zestaw tematów modlitewnych na każdą okazję: ranek, wieczór, powódź, suszę, święta kościelne, wydarzenia lokalne i zasłyszane. Jest to – podkreślmy – zestaw tematów, a nie tekstów, ponieważ poetka nie układa ich z myślą o ponownym wykonaniu. W większości są to trudne do odtworzenia improwizacje, powodowane konkretnymi sytuacjami życiowymi, nastrojem. W związku z tym niewiele utworów Grzegorczykowej zostało zapisanych. „Wszystko, co sobie utworze, zapominom. Moje słowa takie wiatrowe… Jak tylko znajde pirse słowo, jeden pocuntek, to juz dali pódzie” – powiada poetka. Większość utworów nie ma ustalonego porządku zwrotów i zdań, wyodrębnionych przez schemat rytmiczny, nie ma ustalonego następstwa wersów i strof. Podczas wygłaszania tekstów poetka wie jednak, że do każdego z nich istnieje „pierwsze słowo”, czyli „zaczyn”, „zaśpiew” utworu, pełniący funkcję sygnatury w tej przebogatej „bibliotece pamięci”. Takim zaczynem niewątpliwie były „Świętokrzyskie Góry”.
„Świętokrzyskie Góry wyście magnesowe
W Świętokrzyskich Górach jest powietrze zdrowe
Świętokrzyskie Góry w sobie magnes majo
I wszystkie narody do siebie ściągajo
W Świętokrzyskich Górach są cierniste drogi
Skały kamieniste i krzyzowe drogi
Świętokrzyskie Góry zielono się strojo
Od początku świata zawsze w porze stojo
W Krajnie pamiętają
Rok po ukazaniu się wierszy Grzegorczyków zostali laureatami Nagrody Artystycznej dla Twórców Ludowych im. Jana Pocka. Gazeta „Chłopska Droga” ustanowiła doroczną nagrodę zaledwie rok wcześniej. Byli jednymi z jej pierwszych laureatów. Honorowano nią zasłużonych twórców, którzy talentem, wyobraźnią i pracą przyczynili się do rozwoju i upowszechniania literatury i sztuki ludowej.
Grzegorczykowie przeżyli razem 55 lat, odeszli w tym samym roku, Wojciech zmarł 2 kwietnia 1977 r., miesiąc później, 6 maja Rozalia. Para wiele zawdzięcza Rochowi Sulimie, którego wytrwałość i determinacja, lecz także zachwyt jakim obdarzył małżeństwo poetów, sprawiły, że spisał ich wiersze, biografie i dokonał dogłębnej analizy ich procesu twórczego. To Sulima ocalił i pokazał ludziom kruchą i ulotną twórczość Grzegorczyków.
W rodzinnym Krajnie znajduje się pomnik poetów, został umiejscowiony naprzeciwko domu jego brata Ludwika. Przedstawia małżeństwo Grzegorczyków siedzące na ławeczce przed domem. Autorem rzeźby jest Stefan Dulny. Stworzył go w Ośrodku Pracy Twórczej „Wietrznia” w Kielcach około roku 1985 r. na podstawie fotografii wykonanej przez znaną pisarkę Barbarę Wachowicz. Stowarzyszenie Przyjaciół Gminy Górno dba o konserwację pomnika i w wydawanych publikacjach przypomina o Rozalii i Wojciechu Grzegorczykach, jako o osobach, które między innymi przyczyniły się do stworzenia regionalnej gwary.
Ewa Siudajewska, poetka ludowa i gawędziarka: – Gwara, którą mówili państwo Grzegorczykowie jest źródłem, z którego można czerpać bez końca, poznawać, odtwarzać lub uzupełniać cechy mowy mieszkańców wsi podłysickiej. A to jest godne wyróżnienia, ponieważ gwara świętokrzyska w obecnym czasie nie cieszy się zainteresowaniem, a przecież jest jedynym wyrazem przynależności do tej społeczności. Twórczość państwa Grzegorczyków to skarbnica wiedzy o naszej kulturze oraz bezcenny dokument opisujący trudną historię regionu.