Konsumenci coraz częściej kupują karpie bezpośrednio od producenta, gdzie jest trochę taniej. Nowym zjawiskiem jest też sprzedaż przez internet – część gospodarstw rybackich ma już małe przetwórnie i prowadzi sprzedaż wysyłkową.
Zboża, które stanowią podstawowy pokarm dla ryb znacznie podrożały na wiosnę, po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Wojna też wpłynęła na ceny energii i gazu, a to z kolei zwiększyło koszty produkcji. Za patroszoną tuszę ryby trzeba zapłacić ok. 40 zł za kg.
Szczepański przypomniał, że cykl hodowlany karpia wynosi 3 lata, co oznacza, że dopiero w trzecim roku nabiera on wartości handlowej.
W tym roku produkcja będzie podobna do ubiegłorocznej, gdy pozyskano mniej ryb niż wynosi średnia wieloletnia. Produkcja w ub.r. wyniosła 17-18 tys. ton, a trzy lata temu była ona na poziomie 20-21 tys. ton. Dodatkowo raczej nie można tez liczyć na import, gdyż w sąsiednich krajach (Czechy i Węgry) od których kupowaliśmy karpie, także wystąpiły podobne problemy – zaznaczył prezes.
Zdaniem Szczepańskiego, o tym, że podaż karpi nie będzie duża, świadczą doniesienia od hodowców, ale też „nerwowe” ruchy dużych graczy – przetwórni ryb, które przygotowują karpie do sprzedaży detalicznej i oferują elementy karpia m.in. sieciom handlowym. Wyjaśnił, że przetwórnie starając się o pozyskanie ryb przebijały ceny zbytu. W ubiegłym roku hurtowa cena zbytu była na poziomie 12-13 zł/kg, w tym roku za kg karpia hodowcy żądali 20 zł/kg, a przetwórnie proponowały nawet po 22-23 zł/kg. Ceny te wraz ze słabymi odłowami – rosły.
– Jeżeli weźmie się pod uwagę, że w tym roku ryby są raczej chude i po wypatroszeniu mięsa jest mniej, to cenę zbytu trzeba pomnożyć co najmniej dwukrotnie i wtedy cena sprzedaży za tuszę może sięgnąć 45-50 zł za kg – mówił prezes „Pan Karp”. Dodał, że oczywiście znacznie droższe są elementy z ryb, gdzie dokładana jest praca, koszty energii i transport. W sumie filet może kosztować 70-90 zł/kg.
– Może się więc okazać, że karpi będzie nie dużo, ale jeszcze mniej zostanie zjedzone – powiedział.
Przy takich cenach, być może konsumenci zmienią nawyki i nie będą kupowali po pół kilograma karpia na osobę, traktowali tej ryby jako główne danie, ale będą kupowali 20 dkg fileta na osobę i będzie on rarytasem na świątecznym stole – ocenił Szczepański.
Prezes zwrócił uwagę, że w tym roku nasiliło się zjawisko sprzedaży bezpośredniej. Większość stawów hodowlanych znajduje się w południowej Polsce m.in. na Śląsku i tam też ta ryba jest najchętniej kupowana. Konsumenci jeżdżą więc na stawy i nabywają ryby prosto od producenta. Tam niewypatroszony karp kosztuje 25-30 zł/kg, czyli może trochę taniej, ale i tak o ponad 60 proc. więcej niż w ubiegłym roku.
Trudno powiedzieć, co jest powodem tak dużego zainteresowanie sprzedażą bezpośrednią. Być może wysokie ceny w marketach, a może też chęć nabycia świeżej ryby. Tym bardziej, że wielu producentów świadczy już usługę patroszenia czy nawet filetowania ryby. Oczywiście takie rozwiązanie jest dobre, ale głównie dla osób mieszkających w pobliżu stawów – zaznaczył Szczepański.
Nowym zjawiskiem jest też sprzedaż przez internet. Część gospodarstw rybackich ma już małe przetwórnie i prowadzi sprzedaż wysyłkową. Np. można kupić karpia w galarecie w słoikach – poinformował Szczepański.
Jak mówił, rybacy radzą sobie na razie z hodowlą karpi, ale zauważają, że z każdym rokiem występują coraz większe problemy z wodą. Rząd chce budować dodatkowe zbiorniki wodne, podczas gdy na terenie kraju znajduje ok. 60 tys. ha stawów karpiowych.
Rybacy chcieliby, by te stawy objąć programem retencji wodnej i żeby było finansowe wsparcie na utrzymanie stawów z tytułu retencji. W rybactwie karpiowym bardzo dużo nakładów jest ponoszonych jest na utrzymanie infrastruktury np. koszenie rowów czy konserwacje przepustów, odmulanie rowów itp. – wyjaśnił Szczepański.
Rybacy chcieliby też uporządkowania kwestii odszkodowań za szkody d wyrządzane przez zwierzęta chronione, a zwłaszcza kormorany, które żywią się rybami ze stawów hodowlanych. Program rekompensat wodno-środowiskowych powinien być nie tylko utrzymany, ale stawki dopłat powinny rosnąć wraz z inflacją – stwierdził prezes Towarzystwa Promocji Ryb.