– 13 grudnia 1981 roku cały naród, słysząc komunikat o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, przeżył ogromny szok – powiedział Waldemar Bartosz, przewodniczący świętokrzyskich struktur NSZZ „Solidarność”, który wówczas był także członkiem prezydium związku. – To było poczucie wielkiej tragedii, przecięcia naszej historii – stwierdził.
– Takie emocje u większości Polaków wówczas dominowały. Przypomnijmy, do „Solidarności” wtedy nikt się nie zapisywał, po prostu ludzie ją tworzyli. Po co? Bo widzieli w niej nadzieję na odmianę swojego losu, swojej małej Ojczyzny, Polski, na zakończenie marazmu komunistycznego, bo były wówczas przecież puste półki. Ta nadzieja 13 grudnia została w sposób brutalny zniszczona. To był szok, to był koniec historii, to był początek apokalipsy – powiedział szef świętokrzyskich związkowców.
Waldemar Bartosz zaznaczył, że skutki wprowadzenia stanu wojennego były bardzo poważne.
– Co jest bardzo tragiczne dla nas, co najmniej sto osób zabito. Mówię co najmniej, bo uważam, że trzeba tę liczbę pomnożyć przez niewiadomą, bo nikt nie jest w stanie policzyć, ile osób zmarło dlatego, że telefony wyłączono i nie udzielono im pomocy lekarskiej. Wszystkie zawały, wylewy kończyły się tragicznie, ponieważ nikt nie mógł odebrać zgłoszenia w pogotowiu ratunkowym. Ponadto, około 200 tys. młodych, wykształconych, dynamicznych ludzi zostało zagranicą, bo zostali wypędzeni, i to był dramat niesamowity, bo państwo po raz pierwszy w historii dawało swojemu obywatelowi paszport w jedną stronę, bez możliwości powrotu do kraju. Te osoby pracowały już dla innych państw, dla innych gospodarek, bo nie mogły powrócić do Polski. To była ogromna strata, bo, przypomnę, wtedy w Polsce było tylko 10 proc. ludzi z wyższym wykształceniem. Wygoniono 20 tys. inżynierów. Na naszym państwie skutki tych decyzji do dziś się odbijają, ponieważ zapaść gospodarcza pogłębiła się poprzez ogromny ubytek młodych, zdolnych ludzi – podkreślił.
Przewodniczący świętokrzyskiej „Solidarności” dodał, że stan wojenny nie oznaczał końca związku. Przeciwnie, „Solidarność” stała się związkiem podziemnym. – W 1989 roku odzyskaliśmy wolność, ale należy przyznać, że wcześniej w dużym stopniu przetrącono Polakom kręgosłup.
– Nas przed 13 grudnia było prawie 10 milionów, natomiast w 89. roku, kiedy „Solidarność” mogła już wyjść legalnie z podziemia, to było w jej szeregach 2 mln ludzi. 8 mln osób wolało zostać w domach, bojąc się, nie chcąc się narażać. To miało skutek również później, na przykład w niskiej frekwencji wyborczej, bo gdzieś w podświadomości Polaków tkwiła myśl: to się nie opłaca, nie mamy wpływu na bieg zdarzeń – stwierdził.
Waldemar Bartosz zaznaczył, że naszą powinnością jest każdego roku przypominać o tragicznej dacie 13 grudnia 1981 roku.
– My nie świętujemy, my przypominamy. Przypominamy dla tych, którzy przyszli po nas, dla przyszłych pokoleń, bo to pokazuje, w jakim momencie byliśmy wtedy, i w jakim momencie moglibyśmy być dzisiaj, gdyby nie stan wojenny – dodał.
Szef świętokrzyskich związkowców powiedział też, że dla współczesnej młodzieży historia sprzed 42 lat znaczy tyle, ile dla jego pokolenia oznaczała II wojna światowa, bo czas jest tak odległy. Ale, jest to historia realna, bo przecież uczestniczyli w niej członkowie rodzin, dziadkowie, ojcowie.
– Młodzi ludzie muszą mieć świadomość, że takie tragiczne wydarzenia są w naszej historii pewnymi kamieniami węgielnymi, i nie tylko trzeba o nich pamiętać, ale przede wszystkim wyciągać wnioski. Póki „Solidarność” istnieje, będziemy o tym przypominać. Póki żyją świadkowie tych wydarzeń, trzeba mówić o skutkach działań reżimu dla Polski. Kraj przetrwał, mimo że w gotowości byli Sowieci, przetrwały wartości, powstało społeczeństwo alternatywne, które wydawało swoją prasę w podziemiu, cała światowa literatura wydawana była w podziemiu. Dzięki temu, po latach, przywrócona została normalność – powiedział.
Waldemar Bartosz wyraził żal, że nie wszyscy sprawcy stanu wojennego i wykonawcy rozkazów zostali osądzeni. – To budzi emocje. Większość sprawców nie poniosła konsekwencji, a ci, których osądzono, na przykład sprawcy morderstwa księdza Jerzego Popiełuszki, już chodzą po ulicach wolni – stwierdził. W tym kontekście szef świętokrzyskiej „Solidarności” odniósł się też do zapowiedzi nowego rządu pod kierownictwem Donalda Tuska o przywróceniu emerytur dla agentów Służby Bezpieczeństwa.
– To się w głowie nie mieści. To nie tylko zrównanie kata z ofiarą, bo ofiara, jeśli jest na emeryturze, to ma skromniutkie świadczenie, bo albo była w czasach komunizmu wyrzucona z pracy i nie ma okresu składkowego, albo miała bardzo niskie wynagrodzenie. I ci, dzięki którym dziś mamy wolność nadal żyją na głodowej emeryturze, a ci, którzy byli katami mają mieć przywrócone przywileje. Przecież im nie zabrano emerytur, lecz zrównano je do średniej – podkreślił.
Waldemar Bartosz przypomniał, że „Solidarność” już zaprotestowała przeciwko tym zapowiedziom.