Co łączy greckie Termopile ze świętokrzyskim Chotowem? W obu miejscach broniło się 300 żołnierzy! Spartanie zginęli, ale uczy się o nich w każdej szkole. Pod Chotowem, żołnierze AK wygrali, ale nie dowiemy się o tym z żadnego podręcznika.
Jesień 1944 r. to czas gdy większość oddziałów Armii Krajowej zostało już zdemobilizowanych. W lesie pozostały kadrowe grupy żołnierzy. Jednym z wyjątków był I batalion 2 pp Leg. AK dowodzony przez kapitana Eugeniusza Kaszyńskiego „Nurta”. Wspólnie z innymi oddziałami prowadził w ostatnich dniach października ciągłe walki z wojskami okupacyjnymi: Krzepin, Kossów, Lipno. Ostatecznie batalion dotarł w okolice Chotowa gdzie liczył na odpoczynek.
– Około północy, partyzanci dotarli do naszej wioski. Odpoczęli kilka godzin, ale już o świcie oddział odszedł w okolice gajówki Kuźnica – mówi Łukasz Karpiński, sołtys Chotowa, a jednocześnie wicestarosta włoszczowski.
Partyzancki plan nie ziścił się i ostatecznie doszło do bitwy, która rozegrała się na wzgórzu – 349. Batalion AK zajął tam stanowiska w układzie czworoboku. Walka rozpoczęła się około godziny 14.00 i trwała do zapadnięcia zmroku. Partyzancki oddział liczył ok. 300 żołnierzy. Okupanci wystawili przeciwko niemu około 5 tys. wojska i sił policyjnych. Naturalnie tylko część z nich miała uderzyć na batalion „Nurta”, zdecydowana większość była użyta do obstawienia wszelkich dróg, którymi oddział mógłby próbować się wyrwać.
Mimo kilkukrotnych szturmów, Niemcom nie udało się zniszczyć partyzanckiego oddziału. Co więcej, to właśnie żołnierze AK przeprowadzili udany kontratak odrzucając w kluczowym momencie Niemców szykujących się do szturmu.
– Po bitwie oddział „Nurta” ponownie przyszedł do naszej wioski. Rodziny z każdego domu wspominają, że dzielono się z partyzantami, czym kto miał – mówi Łukasz Karpiński.
– Starsi mówią, że partyzanckie ubezpieczenie z karabinem maszynowym stało na skraju wioski, w miejscu gdzie rośnie dziś charakterystyczne drzewo – dodaje.
To właśnie obok tego posterunku około godz. 22 przejechało trzech ułanów ze zwiadu konnego. Mieli podjechać tylko do drogi Włoszczowa – Oleszno, żeby stwierdzić, czy jest zajęta przez Niemców. Nie ujechali daleko. Padła seria z niemieckiego karabinu maszynowego, od której zginął Marian Łyżwa „Żbik”. Niedaleko od tego miejsca stoi dziś pomnik upamiętniający bitwę.
W walce pod Chotowem poległo łącznie 11 żołnierzy batalionu kapitana Eugeniusza Kaszyńskiego „Nurta”. Prawie 20 było rannych. Trudno określić z całą pewnością wysokość strat niemieckich, ale wszystko wskazuje, że stracili oni ok. 200 zabitych i rannych oraz trzy samochody.
Obrońcy Termopil polegli, a partyzanci AK zwycięsko wyszli z walki, a później bez strzału udało im się przemknąć pomiędzy oddziałami niemieckiej obławy. Tak jak pisaliśmy na początku, o obrońcach spod Termopil uczy się w każdej szkole, ale o bohaterach spod Chotowa pamiętają tylko nieliczni.
Radio Kielce historię bitwy przypomina w syklu słuchowisk: Obrazy wojennych zdarzeń