Panował nad siłami natury, władał tajemną wiedzą, potrafił rachować i był bogaty. Młynarz nie był zwyczajnym człowiekiem, wspierały go siły nadprzyrodzone, przynajmniej w wierzeniach ludowych.
O tym, że młynarz miał konszachty z diabłem świadczyła choćby lokalizacja młynów, które budowane były na otwartej przestrzeni, z dala od wiejskich zabudowań. Powstawały w miejscach uważanych przez lud za obce i nieprzyjazne, w których roiło się od postaci demonicznych. Przy młynach wodnych mieszkały głównie utopce oraz inne demony związane z wodą. Młynarzy z wiatraków posądzano zaś o współpracę z grupą istot demonicznych mających wpływ na zjawiska atmosferyczne, min. płanetnikami i latawcami. To dzięki tym demonicznym istotom potrafili sprawić, aby wiatr im sprzyjał a nie czynił szkody.
Młyn w Parku Etnograficznym w Tokarni / Fot. Muzeum Wsi Kieleckiej
Młyn miele a mąki niewiele
– Pozycja młynarza wiejskiego w dawnej kulturze chłopskiej była bardzo wysoka. Właściciel wiatraka był człowiekiem zamożnym, dlatego też często spotykał się z zawiścią i obmową. Niezrozumienie mechanizmu działania młyna sprzyjało podejrzeniom, że sam diabeł pomagał młynarzowi w przemiale i dzięki temu uzyskiwał on wysokie zarobki – opowiada Leszek Gawlik z Muzeum Wsi Kieleckiej. – Wiele legend ludowych opowiada o skarbach zakopanych w okolicach wiatraka lub przy brzegu młyna wodnego.
Dawne porzekadło mówi:
Choć młyn miele, jednak mąki niewiele”
Chłop uważał, że młynarz podbierał ziarno, które ten przywiózł do przemiału. Trudno mu było bowiem pojąć drastyczną różnicę w ilości przywiezionego ziarna a wydanej po przemiale mąki.
– Kiedy do młyna przywożono 100 kg ziarna, nie było oczywiste, że z tych 100 kilogramów powstanie tyle samo mąki. Proporcje bywały różne w zależności od tego jaka była jego wilgotność i w jakim stopniu było ono zanieczyszczone. Przeważnie z takiej ilości ziarna otrzymywano ok. 57 kilogramów mąki, 31 kg plew, a 2 kg szły na tzw. rozkurz, czyli to co znikało gdzieś w tajemniczych okolicznościach. Natomiast 10 kg ziarna młynarz zabierał jako wynagrodzenie. Ludzie, którzy przywozili ziarno na przemiał często mieli wiele pretensji do młynarza, że dostali jej zbyt mało – mówi Leszek Gawlik.
Płatność w naturze zaniknęła w XIX wieku.
W zamkniętym kręgu
Młynarze tworzyli zamknięty krąg społeczny. Funkcjonowało nawet powiedzenie:
Jak się żenić, to równo – młynarz z młynarzówną”
Wyróżniał ich także charakterystyczny strój i język. Mówiono, że
Młynarz nie umączniony to rzadka rzecz”
Jako grupa byli dla siebie wsparciem. Prof. Bogumiła Szurowa przytacza słowa pieśni „Braterstwo” towarzyszącej „wyzwolinom na czeladnika” :
„Dajęć Bracie puchar w dłoń,
Ozdób wieńcem swoją skroń,
Niech każdy z nas przepije,
Bośmy Bracia Ty i Ja.
Czy Ci zły los będzie dan,
Czy zostaniesz wielki Pan,
Jeśli nie chcesz być bity,
Pomnij nasze Ja i Ty.
Każdy z nas Ci rękę da,
Więc kpić z biedy, z losu masz,
W nas masz pomoc, boś brat Nasz”.
Oswoić młyn
– Dla młynarza wiatrak nie był tylko skrzypiącym, drewnianym budynkiem. Był traktowany jak członek rodziny, z którą łączyła go szczególna więź. Młynom nadawano imiona np. Chyży, Bystry, Mocny, które silnie nawiązywały do jego charakteru. Czasami młyn otrzymywał imię po cieśli, który go budował. Elementy mechaniczne wiatraka uosabiały części ludzkiego organizmu. Na przykład oko, znajdowało się w złożeniu kamieni młyńskich – mówi Leszek Gawlik.
Tworzenie młyna trwało około dziewięciu miesięcy. Jednak nie od razu mógł on rozpocząć pracę, najpierw właściciel i wiatrak musieli się ze sobą oswoić. Proces ten trwał od trzech miesięcy do roku. Kończył się „kiedy młynarz był pewien, że poznał charakter młyna i jego muzykowanie, gadanie”. Dopiero potem odbywał się „chrzest młyna”, czyli pierwszy przemiał ziarna. Mąka, która z niego powstała była rozsypywana na powierzchni młyńska – obszaru wytyczonego przez dyszel służący do obracania bryły wiatraka. Miało to ochronić młyn przed urokami.
Park Etnograficznym w Tokarni. Na zdjęciu młyn wodny z Parszowa / Fot. Muzeum Wsi Kieleckiej
Kiedy młynarz umierał
– Każdego ranka młynarz rozpoczynał pracę od powitania i przebudzenia wiatraka. Przemawiał do niego, głaskał i poklepywał ważniejsze urządzenia. Gdy młyn był gotowy do pracy, młynarz wspinał się na drugą kondygnację, stawał przed złożeniem kamieni młyńskich i odmawiał modlitwę – mówi Leszek Gawlik.
– Praca we młynie przy dobrym wietrze trwała nawet 24 godziny. Przemiał jednej partii zboża trwał 1,5 godziny. Młynarz musiał być przy tym obecny, dlatego często spał we młynie. Kiedy przemiał dobiegał do końca uruchamiał się specjalny dzwoneczek, zamontowany przy koszu zasypowym. Na ten dźwięk młynarz musiał wstać i wsypać kolejny worek ziarna. Jeżeli się nie obudził, mogło się to źle skończyć. Przy jałowej pracy, gdy wokół było dużo pyłu mącznego, młyn mógł się po prostu zapalić – mówi Leszek Gawlik.
Gdy młynarz umierał, skrzydła wiatraka ustawiano w znak krzyża. Zdarzało się, że wóz wiozący trumnę ze zmarłym zatrzymywał się przy młynie, aby ten dowiedział się, że stary młynarz odszedł, a wiatrak będzie musiał teraz „ułożyć się” z nowym.
Park Etnograficznym w Tokarni. Na zdjęciu młyn wodny z Piasku / Fot. Muzeum Wsi Kieleckiej
Mąka nieprzewidywalna
W 1907 roku w czterech powiatach: sandomierskim, iłżeckim, opatowskim, lipskim działało 175 wiatraków. Najwięcej odnotowano w dawnym powiecie sandomierskim – 60, a także opatowskim – 81.
W czasie II wojny światowej nastąpiła dewastacja młynów. Pozostawione bez opieki w większości nie przetrwały. Do połowy lat 50. XX. wieku na polskich wsiach istniało 3280 wiatraków, z czego pracowało zaledwie 63. Ostatnie z nich zaprzestały działalności w latach. 60.
Halina Dobrowolska, prowadząca w Kielcach rodzinną piekarnię słynącą ze zdrowego, tradycyjnego pieczywa, mówi: – Prawdziwą mąkę, bez polepszaczy kupuję we młynie w Mninie. Współpracujemy ze sobą od pokoleń. Nasi dziadkowie kupowali tam mąkę od dziadka obecnego właściciela. Lecz nie każdy piekarz lubi taką mąkę. Jest ona bowiem nieprzewidywalna. Właściwie każda partia jest inna. Zanim przystąpimy do wypieku, przez kilka dni ją obserwujemy, musimy dowiedzieć się jak się zachowa – dodaje.
Beata Ryń