Jakie były losy domu, przy nieistniejącej już ulicy Szydłowskiej w Kielcach przed 1944 rokiem, jak wyglądało życie mieszkającego w nim Janusza Jaroszewicza-Bartnowskiego, a szczególnie gdzie i jak zginął – odpowiedzi na te pytania poszukują historycy z Ośrodka Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej w Kielcach i proszą słuchaczy Radia Kielce o pomoc.
Historia domu przy ulicy Szydłowskiej jest związana z zamachem na Franza Wittka, szefa siatki agentów kieleckiego Gestapo. Polacy próbowali go zabić kilkanaście razy, aż w końcu 15 czerwca 1944 roku dosięgła go śmiertelna kula zamachowca.
Udanego zamachu dokonała grupa bojowa AK pod dowództwem ppor. Kazimierza Smolaka „Nurka”. Zamachowcy znaleźli schronienie właśnie w domu przy ulicy Szydłowskiej (dziś to ulica Targowa). Niestety Niemcy szybko tam trafili i po nierównej walce, pokonali Polaków.
– Od czasu kiedy Niemcy zabili w tym domu zamachowców, jego historia jest znana. O zamachu i jego uczestnikach przypomina też kamień, który znajduje się przy ulicy Targowej, przy bloku. Natomiast tajemnica domu przy ulicy Szydłowskiej jest tajemnicą Janusza Jaroszewicza-Bartnowskiego – mówi dr Marek Maciągowski, dyrektor Ośrodka Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej w Kielcach.
Korespondencja z Paryża
Zainteresowanie tym miejscem pojawiło się, kiedy do Kielc, z Paryża, przyszedł obszerny list. Jego autorką była Elżbieta Jaroszewicz-Bartnowska. Osoba znana w artystycznym świecie. Jedna z najwybitniejszych solistek w teatrze Henryka Tomaszewskiego. Odeszła z niego w latach 60., by wyjść za mąż za słynnego francuskiego mima Marcela Marceau. Od 1976 roku prowadzi w Paryżu Europejską Akademię Teatru Ruchu Magenia. Profesor pantomimy i ekspresji w Szkole Baletowej Opery Paryskiej, wykładowca w Międzynarodowej Szkole Pantomimy Marcela Marceau.
Jak podkreśla dyrektor Marek Maciągowski, Elżbieta Jaroszewicz-Bartnowska urodziła się w Kielcach w 1938 roku, i tu jako dziecko mieszkała razem z rodzicami.
– W liście prosiła o pomoc w znalezieniu grobu jej ojca, Janusza Jaroszewicza-Bartnowskiego. Z żoną i małą córeczką zamieszkał w domu przy ulicy Szydłowskiej rok po tym, kiedy zostało już zlikwidowane kieleckie getto. Wynajęli tam mieszkanie – wyjaśnia. Historia Janusza Jaroszewicza-Bartnowskiego jest owiana mgłą. Córka niewiele pamięta.
– To są tylko takie migawki, które zapamiętało dziecko. Jak sama pisze, to są fragmenty, z których niewiele można się dowiedzieć, bo to tylko jakieś urywki wspomnień rodziny, kilka starych zdjęć, kilka dokumentów – wymienia Marek Maciągowski.
Wspomnienia małej dziewczynki
Elżbieta Jaroszewicz-Bartnowska podejmowała samodzielne próby odkrycia rodzinnej tajemnicy, ale jak mówi dyrektor OMPIO, bezskutecznie.
– Pani Elżbieta była kilka razy w Polsce i szukała śladów ojca. W 2007 roku była po raz ostatni. Wszędzie gdzie trafiła, nawet do dawnych partyzantów, ludzi, którzy mogli mieć kontakt z jej ojcem, okazywało się, że nikt nic nie wiedział. Może nie chciał powiedzieć? Tego nie wiemy. Nie natrafiała też na ludzi, którzy byli członkami kieleckiej konspiracji przed 1944 rokiem, czyli mogli współpracować z jej ojcem. Ci ludzie już nie żyją, ale mogły się zachować rodzinne wspomnienia, może coś powiedzieli – zauważa dyrektor Maciągowski.
Co wiadomo? Kilka faktów udało się ustalić
Marek Maciągowski mówi, że na pewno Janusz Jaroszewicz był żołnierzem konspiracji, skoro to jego mieszkanie stało się tym punktem, gdzie po zamachu na konfidenta Wittka, skierowano rannych żołnierzy.
– W pamięci małej dziewczynki zostało tylko tyle, że w tym domu przebywali mężczyźni, że mieszkali na strychu, że odbywały się rozmowy o konspiracji. Ma zdjęcia, na których jest również Tadeusz Rylski, znany kielecki fotografik, który również był związany z konspiracją, ze Związkiem Walki Zbrojnej, który fotografował żołnierzy zgrupowania „Ponurego”. Wiemy też z przekazów, że razem z Tadeuszem Rylskim zajmowali się rozwożeniem zdjęć, portretów ślubnych, a także jakichś materiałów: być może konspiracyjnych, być może meldunków – zastanawia się.
Pewne jest także to, że Janusz Jaroszewicz pochodził ze Wschodu. W Kielcach się ożenił. Pewnym dokumentem jest akt ślubu z kieleckiej katedry. Zachowało się także zdjęcie małej kawiarenki „Ada” przy ulicy Małej/Kilińskiego 2, którą założył w czasie wojny razem z żoną. Sprzedawali w niej lody. Wiadomo też, że był muzykiem – grał w orkiestrze w kieleckim „Bristolu”.
Każdy trop będzie cenny
Marek Maciągowski dodaje, że niejasne są okoliczności śmierci Janusza Jaroszewicza.
– Został zastrzelony gdzieś przy torach i tyle z bardzo wczesnego dzieciństwa pamięta pani Elżbieta. Jej babcia, matka Janusza, która pojechała żeby zabrać zwłoki syna, została zastrzelona przez Niemców, przy jego ciele. Był to prawdopodobnie kwiecień, Wielki Piątek, 1944 roku – zaznacza.
Po tych wydarzeniach matka z dzieckiem musiała się ukrywać, część rodziny matki została aresztowana i wywieziona do obozów. Sama Elżbieta Jaroszewicz-Bartnowska po wojnie już nie mieszkała w Kielcach, przeniosła się na Śląsk.
Jak mówi dyrektor Marek Maciągowski, ani ona, ani jej rodzina, nigdy nie dowiedzieli się, gdzie zginęli ojciec i babcia, stąd apel.
– Być może ktoś ze słuchaczy Radia Kielce, ktoś kto pasjonuje się historią, słyszał o zastrzeleniu ludzi w okolicy Wielkanocy 1944 roku, gdzieś przy torach. Może to właśnie będzie wykonanie tego wyroku przez Gestapo na Januszu Jaroszewiczu-Bartnowskim. Są to bardzo nikłe ślady, ale szukamy każdego tropu, który mógłby doprowadzić do znalezienia jakiejś informacji o Januszu Jaroszewiczu i o miejscu, gdzie zginął, gdzie był pochowany. Każdy sygnał będzie tym krokiem naprzód, który będzie prowadził do odkrycia tajemnicy domu przy ulicy Szydłowskiej – podkreśla.
Osoby, które mają jakąkolwiek wiedzę na ten temat, proszone są o kontakt z Ośrodkiem Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej na Wzgórzu Zamkowym w Kielcach, tel. 41-367-68-01. Marzeniem Elżbiety Jaroszewicz-Bartnowskiej jest upamiętnienie ojca w miejscu, gdzie zginał, lub tam gdzie spoczywa.