Niewiele optymizmu, sporo spraw mogłoby pójść lepiej, ale na szczęście są też ludzie, którzy serca kibiców nie pozostawiają bez nadziei. Zapraszamy do subiektywnego podsumowania roku.
SPORTOWA I WIZERUNKOWA KATASTROFA KORONY
Po najgorszym sezonie w historii Korona Kielce spadła z ekstraklasy. Z najlepszymi drużynami w Polsce „żółto-czerwoni” rywalizowali przez ostatnie 11 lat. W marcu misję uratowania piłkarskiej elity dla Świętokrzyskiego powierzono cenionemu w stolicy regionu Maciejowi Bartoszkowi, ale nawet dla niego okazała się to „mission impossible”.
Trzeba jednak zaznaczyć, że problemy Korony zaczęły się dużo wcześniej. Fatalny w wykonaniu kieleckiego zespołu był początek sezonu 2019/2020. We wrześniu zeszłego roku, po czwartej porażce z rzędu i zdobyciu w siedmiu kolejkach zaledwie pięciu punktów, od prowadzenia zespołu odsunięty został Gino Lettieri. Gdyby taką decyzję podjęto kilka miesięcy wcześniej, to kto wie czy doszłoby do katastrofy.
Włocha zastąpił Mirosław Smyła, który okazał się bardzo barwnym mówcą, ale niestety słabym szkoleniowcem. Pod jego wodzą, a w kieleckim klubie pracował od 16 września 2019 do 6 marca 2020, drużyna wygrała zaledwie pięć meczów. Nad „żółto-czerwonymi” zawisło realne widmo spadku.
Do Kielc, w trybie pilnym, sprowadzono Macieja Bartoszka i postawiono przed nim piekielnie trudne zadanie – utrzymać zespół w ekstraklasie. Kibice wierzyli, że jeżeli może się to komuś udać, to właśnie jemu. Przecież pracował w Koronie w sezonie 2016/2017, w którym drużyna zajęła wysokie piąte miejsce, a on sam został wybrany najlepszym ligowym trenerem. Co ciekawe 42-letniego szkoleniowca sprowadził do Kielc prezes Krzysztof Zając. Ten sam, który trzy lata wcześniej, nie widział dla niego w Koronie miejsca.
Maciej Bartoszek rozpoczął od dwóch zwycięstw, ale na kolejne przyszło czekać do ostatniej kolejki. Sezon Korona zakończyła na przedostatnim miejscu w tabeli. Runda wiosenna rozgrywana była w cieniu pandemii COVID-19, a mecze odbywały się bez udziału publiczności. To również miało wpływ na postawę Korony. Nie ulega jednak wątpliwości, że większość zagranicznych piłkarzy nie grała z zaangażowaniem jakie powinno cechować zawodowców.
Spadek z ekstraklasy to nie był, jak się później okazało, jedyny problem kieleckiego klubu. Posiadająca 72 procent akcji Korona S.A. rodzina Hundsdorferów poinformowała w lipcu, że chce się wycofać ze spółki. Ofertę przejęcia pakietu większościowego otrzymało miasto Kielce. Ustalanie warunków trwało do końca października, ale ostatecznie strony podpisały porozumienie.
W grudniu Dirk Hundsdorfer w długim liście do radnych miejskich przedstawił powody rezygnacji z prowadzenia kieleckiego klubu. Napisał w nim m.in. o braku współpracy ze strony prezydenta Bogdana Wenty, blokowaniu przez niego wypłaty klubowi środków z tarczy kryzysowej PZPN i traktowaniu niemieckich właścicieli jak „intruzów”, a nie jak „partnerów biznesowych”. Dostało się także Danucie Papaj, która reprezentowała przez pewien czas miasto Kielce na Walnych Zgromadzeniach Akcjonariuszy i obecnemu p.o. prezesa zarządu Korony i członkowi Rady Nadzorczej spółki Sławomirowi Gieradzie.
Problemy organizacyjne klubu miały niewątpliwie wpływ na postawę piłkarzy w rundzie jesiennej sezonu 2020/2021 Fortuna 1 Ligi. Na stanowisku trenera pozostał Maciej Bartoszek, ale z zespołu odeszło ponad dwudziestu zawodników. W ich miejsce sprowadzono dziesięciu nowych. Trener zmuszony był budować drużynę już w trakcie rozgrywek. Nie wszystkie transfery okazały się trafione. Ostatecznie „żółto-czerwoni” zimę spędzają na 11. miejscu w tabeli.
Korona jest pogrążona w kryzysie, a dźwiganie się z niego będzie procesem złożonym i trudnym. Spadek z ekstraklasy to jeszcze nie „koniec świata”. Nie takie kluby musiały przejść przez ten, swego rodzaju, czyściec. Jeśli znajdą się osoby, które odpowiedzialnie będą zarządzać spółką, otoczą się piłkarskimi fachowcami i będą chciały słuchać ich dobrych rad, to powrót do elity jest oczywiście możliwy. Trzeba się jednak uzbroić w cierpliwość, bo może nie stanie się to w roku 2021.
BEZ OCZEKIWANEJ POMOCY, ALE WCIĄŻ W KIELCACH
W czerwcu firma VIVE Group ogłosiła, że wycofuje się ze sponsorowania klubu PGE Vive Kielce. Powodem takiej decyzji były problemy finansowe spółki, wynikające z panującej od marca pandemii COVID-19. Nie oznaczało to oczywiście upadku klubu, ale walkę o utrzymanie poziomu sportowego.
Do zamknięcia budżetu brakowało 2,5 mln złotych. Na portalu zrzutka.pl uruchomiona została zbiórka pieniędzy, która miała pomóc w załataniu finansowej „dziury”. Akcję wsparło ponad 2 tys. kibiców, którzy wpłacili łącznie prawie 781 tys. złotych.
Po miesiącu od wycofania się VIVE Group, przyszedł kolejny cios. Ze sponsorowania zrezygnowała Polska Grupa Energetyczna, która od sierpnia 2017 roku zabezpieczała około 20-25 procent budżetu. Z komunikatu wydanego przez klub wynikało, że przyszłość nie jest jednak w żaden sposób zagrożona.
W połowie sierpnia gruchnęła wiadomość, że mistrzowie Polski mają nowego inwestora strategicznego. Został nim duży koncern spożywczy – firma Van Pur. Umowa została podpisana na cztery lata, a zespół zmienił nazwę na Łomża Vive Kielce.
W listopadzie władze Łomży Vive napisały list do prezydenta Kielc Bogdana Wenty, w którym poprosiły o dodatkowy milion złotych za promocję miasta przez sport. Od lat kielecki klub otrzymywał 2,5 mln złotych, ale w 2020 roku kwotę zmniejszono do 1,5 mln złotych. Ostatecznie w grudniu radni zadecydowali o przekazaniu 300 tys. złotych. Kilka dni później Łomża Vive taką samą kwotę otrzymała od Urzędu Marszałkowskiego Województwa Świętokrzyskiego.
Nie ulega wątpliwości, że z byłym trenerem kieleckich szczypiornistów, a obecnie prezydentem Bogdanem Wentą łączy Bertusa Servaasa dosyć „szorstka męska przyjaźń”. Mimo mniejszego finansowego wsparcia udzielanego przez miasto, holenderski przedsiębiorca zapewnił, że dopóki on będzie prezesem, zespół pozostanie w Kielcach.
Łomża Vive jest jednym z najlepszych klubów w Europie. Cztery lata temu zespół wygrał Ligę Mistrzów i siedemnaście razy zdobywał mistrzostwo Polski. Jest najbardziej znanym produktem promocyjnym Kielc, choć władze miasta zdają się o tym zapominać.
„KORONECZKI” Z NADZIEJAMI NA LEPSZĄ PRZYSZŁOŚĆ
Drugi rok z rzędu na drodze piłkarek ręcznych Korony Handball do PGNiG Superligi stanęły względy finansowe. Kielecki klub nie był w stanie zgromadzić wymaganego budżetu i zrezygnował z gry w barażu o elitę. Przez moment wydawało się, że tym razem będzie inaczej.
„Koroneczki”, prowadzone przez świetnego szkoleniowca Pawła Tetelewskiego, wygrały rywalizację w swojej grupie I ligi. Dodatkowo spółka prowadząca rozgrywkami Superligi postanowiła obniżyć próg budżetowy z 1,4 mln złotych do miliona złotych. Koronie Handball niestety nie udało się zgromadzić nawet takich pieniędzy. Działacze liczyli na dodatkową miasta, ale okazało się to niemożliwe. Z nieoficjalnych informacji wynika, że zabrakło 300 tys. złotych.
Pod koniec kwietnia kielecki klub wydał oświadczenie, w którym napisał m.in. „W związku z brakiem możliwości zgromadzenia budżetu minimalnego w wysokości miliona zł wymaganego przez PGNiG Superligę Kobiet Zarząd Stowarzyszenia podjął decyzję o pozostaniu na sezon sportowy 2020/21 w Pierwszej Lidze Kobiet, rezygnując tym samym z prawa gry w barażu o Superligę”.
Zawodniczki dostały wolną rękę w poszukiwaniu nowych klubów i kilka rzeczywiście odeszło. Jedna z najzdolniejszych szczypiornistek młodego pokolenia Magda Więckowska, została wypożyczona do Piotrkowa Trybunalskiego. Drużynę trzeba było budować od nowa.
Potencjał kieleckiego klubu jest jednak tak duży, że nawet odmłodzona Korona Handball, to murowany kandydat do zwycięstwa w I lidze. Dobra praca szkoleniowa z młodymi szczypiornistkami została w końcu dostrzeżona i doceniona. W listopadzie ogłoszono, że sponsorem tytularnym klubu zostaje Suzuki Motor Poland. Może to oznaczać koniec finansowych kłopotów i powrót „Koroneczek” do elity, w której z pewnością jest ich miejsce.
ODPOWIEDNI CZŁOWIEK NA ODPOWIEDNIM MIEJSCU
Grzegorz Nowaczek został we wrześniu ponownie wybrany prezesem Polskiego Związku Bokserskiego. 48-letni kielczanin nie miał kontrkandydata. Stanowisko szefa PZB piastował od maja 2019 roku. Zastąpił wówczas Leszka Piotrowskiego.
Prawie 20 lat temu Grzegorz Nowaczek stworzył od podstaw Kielecki Klub Bokserski „RUSHH”. Już wtedy dał się poznać jako dobry trener i menadżer. Przed kilkoma laty zaczął aktywniej działać w strukturach Polskiego Związku Bokserskiego. W ostatnim roku potwierdził, że jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim stanowisku. Nic zatem dziwnego, że środowisko pięściarskie, wcześniej często podzielone, tym razem jednogłośnie wybrało kielczanina na sternika federacji.
Grzegorz Nowaczek podwyższył standardy i wprowadził nową jakości do polskiego boksu olimpijskiego, pozyskał dla związku sponsora strategicznego Suzuki Motor Poland i podpisał umowy z telewizją publiczną na pokazywanie największych imprez bokserskich m.in. gal Suzuki Boxing Night.
Jego praca i zaangażowanie zostały także dostrzeżone przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu, które przyznało Polsce organizację Młodzieżowych Mistrzostw Świata Kobiet i Mężczyzn (AIBA Youth Men’s and Women’s World Championships). Turniej odbędzie się w kwietniu przyszłego roku w Kielcach.
Przy wsparciu głównego sponsora prezes Nowaczek stworzył grupę „Suzuki Top Team”, w której znaleźli się pięściarze przygotowujący się do IO w Tokio m.in. kielczanie Sandra Drabik, Daniel Adamiec i Bartosz Gołębiewski. Kadrowicze zyskali stabilne i profesjonalne warunki do treningów, a dodatkowe środki finansowe umożliwiły organizację kolejnych meczów bokserskich na światowym poziomie. Sportowcy wchodzący w skład grupy „Suzuki Top Team” otrzymali od Suzuki Motor Poland nie tylko kluczyki do nowych aut, które wyróżniają się specjalnym oklejeniem z wizerunkami zawodników, ale także comiesięczne stypendium w wysokości 3,5 tys. złotych.
Miejmy nadzieję, że zmiany wprowadzone w Polskim Związku Bokserskim przez Grzegorza Nowaczka dadzą efekt w postaci medalu olimpijskiego, na który w tej dyscyplinie sportu czekamy od 1992 roku.
SMUTNA ROCZNICA DLA KIBICÓW SIATKÓWKI
W 2020 roku kibice obchodzili smutną rocznicę zlikwidowania w Kielcach męskiej drużyny siatkarskiej. Po kilkunastu latach istnienia ze sportowej mapy miasta zniknął w 2019 roku klub Buskowianka, znany wcześniej jako Dafi Społem, Effector, a jeszcze wcześniej Fart.
Fani z rozrzewnieniem wspominają czasy walki w PlusLidze z takim potentatami jak PGE Skra Bełchatów, czy ZAKSA Kędzierzyn Koźle. Wszystko wskazuje jednak na to, że siatkówka, to już tylko historia sportu w Kielcach.
Tak naprawdę niewiele osób było zainteresowanych tym, żeby siatkówkę w stolicy regionu podnieść z kolan. Jeśli nie Plusliga, to może chociaż I liga? Na to także zabrakło zapału i chęci.
Najbardziej zadziwiający jest fakt, że żadnej pomocy nie było ze strony Polskiego Związku Piłki Siatkowej, którego prezesem jest pochodzący z Ostrowca Świętokrzyskiego Jacek Kasprzyk, a wiceprezesem i sekretarzem generalnym kielczanin Jacek Sęk.