Przed łódzkim sądem okręgowym toczy się proces mężczyzny, który w marcu, z podejrzeniem zakażenia SARS COV-2, uciekł ze szpitala jednoimiennego w Zgierzu. Adam K. opuścił placówkę, nie znając wyniku testu, który okazał się pozytywny.
Prokuratura zarzuca mu narażenie życia i zdrowia wielu osób. Dziś (3.11) skalę zagrożenia ze strony uciekiniera oceniała sądowa biegła.
W momencie opuszczenia szpitala w wydzielinach oskarżonego obecny był materiał genetyczny wirusa. To, jak przekonywała biegła Joanna Klęk, oznacza, że Adam K. wydychając powietrze, kaszląc czy kichając mógł zarażać osoby w swoim otoczeniu. – W mojej ocenie jeżeli prezentował objawy chorobowe, a wynik pochodzący sprzed 24 godzin był dodatni, to w tym momencie oskarżony był osobą zakażoną i zdolną do zarażania innych osób – wyjaśniła Joanna Klęk.
Oskarżony utrzymuje, że nie wiedział dlaczego został przyjęty do szpitala w Zgierzu, a samowolnie go opuścił, bo czuł się brudny i zmęczony po podróży z zagranicy. Zdaniem biegłej, odbieranie od zakażonego pisemnego potwierdzenia, że wie, dlaczego trafił do szpitala, w warunkach epidemii byłoby nierozsądne. Jednak w dokumentacji medycznej powinien pojawić się jakiś ślad, że taka informacja trafiła do pacjenta.
– Jest to dobrą praktyką, że jeżeli pacjentowi przekazuje się takie informacje, to takie wpisy powinny znaleźć się w dokumentacji medycznej – dodała biegła.
Na kolejnym posiedzeniu sąd przesłucha lekarza, który przyjmował Adama K. do szpitala w Zgierzu. Mężczyzna otrzymał jeszcze jeden pozytywny wynik 2 kwietnia, a 9 i 30 kwietnia otrzymał dwa wyniki negatywne. Kolejna rozprawa 3 grudnia. Oskarżonemu grozi do 8 lat więzienia.