Biegacze podkreślają, że tęsknią za rywalizacją w masowych biegach ulicznych. Jednak z ich organizacją w czasie pandemii jest ogromny problem.
Od niedawna biegi uliczne mogą się znów odbywać, oczywiście pod ścisłym reżimem sanitarnym. Ostatnio zwiększono nawet limit uczestników ze 150 do 250. Jednak wciąż nie jest to liczba satysfakcjonująca biegaczy, a przede wszystkim organizatorów.
Dyrektorzy największych tego typu imprez podkreślają, że aby móc je robić i wyjść na tym bez straty, limity muszą wynosić przynajmniej kilka tysięcy. Na to zielonego światła wciąż nie ma.
Wraz z organizatorami na biegi czekają przede wszystkim ich uczestnicy.
– Tęsknimy za tymi biegami, za atmosferą, codzienne treningi tego nie dają. I chcemy jak najszybciej wystartować w jakimś biegu. Da się to zorganizować w sposób bezpieczny. Dla porównania liczba kibiców, którzy będą mogli wejść na stadiony, to 50 proc. miejsc na obiekcie, czyli w niektórych przypadkach będzie to nawet kilkadziesiąt tysięcy osób – podkreśla jeden z biegaczy.
– My robimy imprezy po kilka tysięcy osób i limit 250 za dużo nam nie daje i nie pozwala myśleć w jakiejś dłuższej perspektywie o tym, co robimy – mówi prezes Fundacji Białystok Biega Grzegorz Kuczyński.
– Mamy pewne rozwiązania, które będziemy starali się wdrożyć, i widzimy, że już niektórzy organizatorzy w Polsce to stosują, a mianowicie dzielenie uczestników na kilka mniejszych grup, tak, aby dana grupa nie przekraczała limitu 250 osób. Tutaj nie chodzi o obchodzenie przepisów, żebym był dobrze zrozumiany, tylko o to, żeby zapewnić bezpieczeństwo też biegaczom. I możemy to zrobić. Opracowaliśmy szereg rozwiązań, żeby zawodnicy się nie tłoczyli, żeby to było bardzo sprawne, bardzo szybkie – wyjaśnia Grzegorz Kuczyński.
Prezes Fundacji Białystok Biega oraz inni dyrektorzy największych biegów w Polsce prowadzą rozmowy z Ministerstwem Sportu w sprawie zmniejszenia obostrzeń i zwiększenia limitów uczestników.