Odwiedzają osoby żyjące w opuszczonych budynkach, barakach, na klatkach schodowych, a także koczowiska w lesie. Szacuje się, że w Koszalinie mieszka około 200 osób bez dachu nad głową.
Od 20 lat tak żyje między innymi pan Janusz, który z pomocy służb socjalnych nie chce skorzystać: – W 1994 roku przyjechałem z Wierzchowa do szkoły – do budowlanki. Jestem po rozwodzie. Swego czasu trochę siedziałem i nie lubię towarzystwa. Tu mam trzy koty. Ludzie z pobliskiego osiedla mnie znają i mi pomagają. Nie ma więc problemu.
Jacek Wróbel z koszalińskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie zaznacza, że dotychczas zaledwie 80 bezdomnych skorzystało z pomocy Domu Miłosierdzia, czy Schroniska Brata Alberta. I dodaje, że na bezdomność decydują się coraz młodsze osoby: – Pozostaje około 50 osób w miejscach takich, jak koczowiska, altany na działkach warzywnych, klatki schodowe. Kiedyś bezdomni to były osoby starsze – około 60-tki. Teraz ten wiek się obniża. W ostatnim czasie zaobserwowałem bardzo dużo młodych bezdomnych osób. Nawet osiemnastolatków. Główną przyczyną ich bezdomności są narkotyki.
Monika Kosiec z koszalińskiej policji podkreśla, że wspólna akcja służb i pracowników socjalnych ma przede wszystkim zachęcić osoby bezdomne do skorzystania z pomocy: – Zachęcamy te osoby, by poszły do Domu Miłosierdzia, czy do Schroniska Brata Alberta. Tam te osoby będą bezpieczne. W swoich prowizorycznych schronieniach natomiast ogrzewają się różnymi „wynalazkami”, które stwarzają realne zagrożenie pożaru. Jeżeli ktoś chce skorzystać z pomocy, to my go przewieziemy tam, gdzie będzie bezpieczny i otrzyma pomoc.
Zarówno policja, jak i straż miejska apelują do mieszkańców o to, by przekazywać informacje o osobach bezdomnych, którym może grozić niebezpieczeństwo. Każdy z nas może uratować życie takiej osoby.