Sprawa zasypania Doliny Radości w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym wraca do instytucji zajmujących się ochroną środowiska. Tak nakazał Naczelny Sąd Administracyjny.
W 2015 roku na część 7-hektarowej podmokłej działki jej właściciel nawiózł żwir. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska uznała wtedy, że żwir trzeba usunąć. Bardzo dokładnie opisała też, jak powinien wyglądać proces przywracania Doliny Radości do stanu pierwotnego.
RDOŚ nakazała w swojej decyzji „zabezpieczenie łęgu olszowo-jesionowego przed obcymi gatunkami roślin niewystępującymi na tym terenie, usuwając nawieziony i rozplantowany piasek żwirowy”. Co więcej, nakazano „usuwanie piasku wykonać warstwowo z wyłączeniem użycia sprzętu mechanicznego, tak aby nie spowodować zniszczenia warstwy naturalnej gleby w łęgu olszowym”.
ODWOŁANIE OD UCHYLENIA
Właściciel terenu odwołał się od tej decyzji do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, a ta uchyliła decyzję podległej sobie RDOŚ. Wtedy jednak od tej decyzji do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego odwołał się Polski Klub Ekologiczny. I choć WSA podtrzymał niekorzystną z punktu widzenia ekologów decyzję, to już Naczelny Sąd Administracyjny ją uchylił i nakazał Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska ponowne zajęcie się sprawą.
– Naszym celem jest przywrócenie tego cennego terenu do stanu pierwotnego – mówi Marcin Wilga z Polskiego Klubu Ekologicznego. – Trzeba powiedzieć, że mamy w Polsce bardzo mało lasów łęgowych. Tutaj doszło do ewidentnego zniszczenia tego środowiska. Zależy nam na przywróceniu stanu początkowego. I oczywiście nie uda się tego zrobić tylko dzięki wywiezieniu ziemi. Stworzy się jednak dzięki temu warunki do tego, aby natura sama odtworzyła to, co zostało zniszczone – mówi Wilga.
FINAŁ SPRAWY JEST DALEKI
Wszystko wskazuje na to, że na finał tej skomplikowanej i ciągnącej się od ponad 4 lat sprawy jeszcze poczekamy. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, która ponownie zajmie się sprawą, ma dwie możliwości: albo podtrzymanie decyzji RDOŚ, która nakazuje uprzątnięcie terenu, albo ponowne jej uchylenie. Wtedy jednak znów ekologom będzie przysługiwało odwołanie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Podobnie – w przypadku niekorzystnej dla siebie decyzji – będzie mógł w takiej sytuacji postąpić inwestor.
Mecenas Piotr Pieczonka reprezentujący właściciela działki podkreślił w rozmowie z Radiem Gdańsk, że działka nie była obszarem cennym przyrodniczo. Wcześniej znajdowało się tam gospodarstwo rybackie, po którym pozostały między innymi betonowe stawy oraz beczki z nieczystościami.
Jak podkreśla prawnik: nowy właściciel oczyścił teren, udostępnił go spacerowiczom, a żwir nawiózł, aby zrewitalizować zdegradowany przyrodniczo teren. Wskazał też, że Naczelny Sąd Administracyjny nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy z powodów proceduralnych. Zdaniem Sądu przy tego typu sprawie powinna odbyć się tak zwana rozprawa administracyjna, której Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska nie zorganizowała.