Miniona noc była kolejną bez przymrozku, ale i tak o jesiennym lecie najwyższy czas zapomnieć. Idą chłody. Tak wynika z obserwacji ptaków, które mieszkają w „Ptakolubie”, ośrodku rehabilitacji dzikich ptaków, mieszczącym się w Złotej koło Pińczowa. Miejsce to działa od lipca tego roku, a już dzięki niemu na łono natury po leczeniu wróciło między innymi 19 bocianów i trzy pustułki.
W „Ptakolubie” zwierzęta otrzymują szanse na powrót do życia w ich naturalnym środowisku. Z ulicy ośrodek wygląda niepozornie. Skrywa się za jednym z domów znajdujących się w Złotej, ale podchodząc do bramy, od razu rzuca się w oczy widok spacerujących po podwórku bocianów. Tu także bocian… pilnuje porządku. Dokładnie bocianica.
– Nie muszę mieć psa. Jak tylko pojawia się ktoś obcy, ona od razu o tym alarmuje – śmieje się Tadeusz Ptak, właściciel posesji, prowadzący ośrodek.
– Jest ze mną już od ponad 17 lat. Trafiła do mnie po tym, jak zaplątała się w sznurek, który był w gnieździe. Stare bociany ją wyrzuciły z tego gniazda i wisiała tak, aż w końcu zauważył ją jeden z gospodarzy i ją do mnie przyniósł. Tak już została. Nigdy nie odleciała, nie chciała, choć może latać. Teraz to chyba za duży z niej tłuścioch – mówi.
Dodaje, że mimo tylu lat wspólnie spędzonych, bocianica nie ma imienia.
– Nie ma księdza, co by ją chciał ochrzcić – żartuje.
„NAZWISKO ZOBOWIĄZUJE”
„Ptakolub” na mapie województwa świętokrzyskiego istnieje od niedawna, bo od lipca tego roku. Wcześniej „Azyl dla ptaków” mieścił się w Ostrowie, w gminie Chęciny. Prowadził go doktor Janusz Wróblewski, ale ze względów zdrowotnych musiał zrezygnować z tej działalności. Do jej przejęcia namówił Tadeusza Ptaka, wielkiego miłośnika latających zwierząt, który przez 12 lat piastował stanowisko prezesa Okręgu Kieleckiego Polskiego Związku Gołębi Pocztowych.
– Od Janusza, z którym znamy się wiele lat, usłyszałem, że jeśli ja go nie wezmę, to w Świętokrzyskiem nie będzie takiego ośrodka – wyjaśnia Tadeusz Ptak i żartuje, że inaczej nie mógł postąpić.
– Mówi się, że nazwisko zobowiązuje, a na dodatek nazwisko panieńskie mojej mamy było Wróbel – śmieje się.
Skrzydlate stworzenia kochał od czasów dzieciństwa.
– Z tego, co pamiętam z opowieści rodziców, to na przykład pozwalałem sobie obciąć włosy tylko wtedy, kiedy miałem w ręku gołąbka – wspomina.
Do tej pory zajmuje się hodowlą ptaków ozdobnych. Ma między innymi tak wyjątkowe okazy, jak ibisy – ptaki czczone w starożytnym Egipcie, żurawie koroniaste, żyjące na zachodzie Europy kuropatwy czerwone czy niezwykłe gęsi tybetańskie, które w naturalnych warunkach potrafią przelecieć nad Himalajami!
19 BOCIANÓW ODZYSKAŁO SPRAWNOŚĆ
Już kiedy zajmował się tylko hodowlą, trafiały do niego poszkodowane ptaki. Teraz, odkąd prowadzi „Ptakoluba”, pomaga im na dużo większą skalę. Podkreśla, że istnienie takiego ośrodka rehabilitacji jest niezwykle ważne.
– Bardzo dużo ptaków ulega kontuzjom, które da się wyleczyć. Jeśli byłyby pozostawione samym sobie, najprawdopodobniej by zginęły, ale z naszą pomocą wracają do sprawności i naturalnego środowiska – zaznaczył Tadeusz Ptak.
Te słowa potwierdzają liczby.
– W tym roku trafiło do nas 29 bocianów białych. Dwóch nie udało się uratować, ponieważ były porażone prądem, a dla takich osobników zazwyczaj nie ma ratunku. Natomiast 19 udało się wyleczyć i odleciały. Z tych, które pozostały, kilka kolejnych będzie w stanie odlecieć na wiosnę – dodaje.
To właśnie bociany dotychczas najczęściej potrzebowały pomocy. Były też cztery pustułki, z których trzy odzyskały sprawność i zostały wypuszczone na wolność.
KAŻDY PACJENT MA SWOJĄ HISTORIĘ
Dzięcioł czarny został w tym roku przywieziony z Kielc. Wpadł do mieszkania, uderzył w szybę i miał zaburzenia błędnika, ale udało się go zrehabilitować i odleciał.
Udało się pomóc też myszołowowi, który leżał na polu.
– Sam się dziwiłem, że doszedł do siebie. Kiedy został znaleziony, ruszał tylko głową. Najpierw wzmocniłem go glukozą, to było około godzony 12 w południe, natomiast o godzinie 19 zaczął już chodzić, a za trzy dni siedział już na żerdzi. Też jest już na wolności – wspomina Tadeusz Ptak.
CZAPLA ZŁOWIONA NA WĘDKĘ
Ale nie każdemu poszkodowanemu da się pomóc. Złamane skrzydło zazwyczaj wiąże się z tym, że ptak już nigdy nie odzyska sprawności. Taki los spotkał jedną z sów, która została potrącona przez samochód i została znaleziona przy drodze. Nie ma kawałka skrzydła. Podobny problem ma także myszołów, który do „Ptakoluba” trafił z „Ptasiego azylu”.
Nie polecą już także trzy czarne bociany, które ktoś podrzucił panu Tadeuszowi.
– To było w 2013 roku. Wstaję rano, a przed bramą mojego domu stoi wielkie pudło. Zaglądam, a tam są trzy czarne bociany, wszystkie z połamanymi skrzydłami – wyjaśnia.
– Czaplę przywiózł wędkarz. Łowił ryby i ta czapla połknęła haczyk z rybą, a potem jeszcze zaplątała się w żyłkę i uszkodziła ścięgna w skrzydłach. Teraz już trochę frunie, ale na wolności sobie nie poradzi – zauważa.
Leczeniem pacjentów zajmuje się sam Tadeusz Ptak. Umiejętność tę opanował w takim stopniu, że czasami nawet weterynarze odsyłają do niego ranne ptaki. Co ciekawe z wykształcenia jest matematykiem i fizykiem. Przyznaje, że w kwestiach medycznych jest samoukiem.
– Jeśli człowiek czymś się interesuje, to sporo szpera w literaturze. Czytam dużo książek weterynaryjnych – tłumaczy.
Dodaje, że w trudnych zabiegach zawsze może liczyć na pomoc kolegi, Jurka Woźniaka, który choć na brak zajęć w swoim gospodarstwie rolnym nie narzeka, to w razie nagłego przypadku zawsze jest. Oczywiście ośrodek znajduje się pod opieką weterynarza.
ZAJĘCIE ŚWIĄTEK, PIĄTEK, CZY NIEDZIELA
Tadeusz Ptak nie ma dni wolnych.
- Jak się coś lubi, to się koło tego chodzi. Nie ma przeproś i świątek, piątek czy niedziela trzeba być. Takie są uroki tej opieki i hodowli – podkreśla.
A teraz mieszkańcy ośrodka odczuwają większy głód. Jesień i ochłodzenie są już nieodwracalne.
– Po samych drapieżnikach dobrze to widać, bo w tej chwili bardzo dużo jedzą, żeby ich tkanka tłuszczowa była jak największa, bo wiadomo – ona ich grzeje. Podobnie jest u bocianów, które bardzo chętnie zjadają porcje rosołowe. Zresztą już tydzień temu oznaką tego, że idzie ochłodzenie było to, że w sadzawce, która tu stoi i służy do kąpieli, bociany bardzo chętnie czyściły swoje pióra, żeby były czyste i dzięki temu jak najlepiej przylegały do ciała – tłumaczy.
Na szczęście skrzydlaci mieszkańcy ośrodka nie muszą się martwić, jak przetrwają chłody, bo o to zadbał już ich opiekun.
„Ptakoluba” można zwiedzać, po wcześniejszym uzgodnieniu telefonicznym, pod numerem: 664-434-568. Wstęp jest wolny, ale dobrą formą „zapłaty” jest przywiezienie karmy, na którą jest nieustanne zapotrzebowanie.