Jutro w Brukseli odbędzie się debata, po której Komisja Europejska zdecyduje, czy uruchomić wobec Polski Artykuł 7. Traktatu o Unii Europejskiej. Umożliwia on nałożenie sankcji na kraj członkowski, w tym zawieszenie prawa głosu. Zdaniem unijnych urzędników, prowadzona w naszym kraju reforma sądownictwa może doprowadzić do tego, że Polska przestanie być praworządna. Komisja obawia się, że polskie sądy staną się zależne od rządzącej partii politycznej.
Róża Thun, europoseł Platformy Obywatelskiej uważa, że jest bardzo prawdopodobne, iż Artykuł 7 zostanie uruchomiony. Jak twierdzi, Komisja Europejska w zasadzie nie ma innego wyjścia, bowiem polski rząd nie chce rozmawiać z unijnymi instytucjami.
– Sam fakt, że Polska podlega tej procedurze, już daje wizerunek kraju, na którym trudno polegać, wizerunek kraju gdzie łamane jest w systematyczny sposób prawo – mówi Różna Thun.
Jak dodaje, samo wszczęcie procedury nie oznacza, że na Polskę zostaną nałożone jakiekolwiek sankcje.
Tam samo uważa Czesław Siekierski, europoseł Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jak mówi, na razie grozi nam jedynie strata wizerunkowa. Do tego, by rzeczywiście Polska w jakiś sposób została ukarana potrzebna jest między innymi zgoda Rady Unii Europejskiej oraz jednomyślna decyzja Rady Europejskiej. A to jest bardzo mało prawdopodobne.
Beta Gosiewska, europosłanka Prawa i Sprawiedliwości uważa, że za groźbą ze strony Komisji Europejskiej kryją się ekonomiczne i polityczne interesy państw Unii. Natomiast ewentualne wszczęcie procedury na podstawie Artykułu 7 byłoby kompromitacją Komisji.
– Teraz już jest jasne, że nie chodzi o praworządność w Polsce, tylko o interesy silnych państw Unii. O to, że nowy Polski rząd przestał wykonywać polecenia polityków europejskich. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze – twierdzi europosłanka PiS.
Beata Gosiewska podkreśla, że nie ma zagrożenia dla praworządności w Polsce, a nasz kraj może być wzorem dla innych członków Unii Europejskiej.