Poniedziałek Wielkanocny upłynął w Kielcach bardzo spokojnie. Na ulicach nie spotykało się grup, oblewających się wodą. Spotkane przez nas kielczanki podkreślały, że mimo ładnej pogody, na ulicach czuły się bezpiecznie. Żadna z nich nie została oblana.
Panie podkreślały, że to przyjemna tradycja, jeśli podtrzymuje się ją w sposób kulturalny i z umiarem. Niektóre dodawały, że jako nastolatki specjalnie wychodziły z domu, by dać się oblać wodą.
Tradycję śmigusa-dyngusa podtrzymywały dzieci, które umawiały się ze swoimi rówieśnikami. Jedną z takich grup spotkaliśmy przed Szkołą Podstawową nr 25 w Kielcach. Uczestnicy zabawy podkreślali, że nie oblewają nieznajomych. Słyszeli, że za niewłaściwe zachowanie i oblewanie kogoś wbrew jego woli może grozić mandat. Dlatego umówili się z większą grupą znajomych, by podzielić się na kilka drużyn i oblewać się wzajemnie.
Straż Miejska, która zapowiadała wzmożone patrole przed kościołami i na osiedlach nie otrzymała żadnych zgłoszeń o niewłaściwych zachowaniach związanych z tradycją Lanego Poniedziałku.
Również na sandomierskich ulicach, sporadycznie można było spotkać osoby podtrzymujące tradycję Lanego Poniedziałku. To głównie dzieci, które urządzały sobie ostre polewanie, rywalizując w ten sposób w grupach. Centrum tych wydarzeń był plac 3 Maja, gdzie 20-osobowa grupa dzieci, w wieku od 8 do 13 lat zaopatrzona w wiadra i plastikowe butelki oblewała się wodą tak obficie, że wszyscy przemoczeni byli do suchej nitki. Dzieciom bardzo podoba się ta tradycja. Umawiali się na wodne bitwy już kilka dni wcześniej, dzieląc się na rywalizujące grupy.
W pozostałych częściach miasta, polewanie zdarzało się rzadko. Mieszkańcy mówili, że śmigus- dyngus odchodzi w niepamięć, bo każdy narzeka, że woda za zimna, albo, że dyngusowicze oblewają za mocno. Większość tylko symbolicznie podtrzymuje tradycje w domach, wśród bliskich.