Świętokrzyscy politycy podzieleni w ocenach polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Eurodeputowany PSL, Czesław Siekierski stwierdził, że była ona merytoryczna i należy oceniać ją jako kontynuację prac legislacyjnych rady oraz ministrów poszczególnych sektorów wszystkich państw członkowskich.
Podkreślił kompetencje urzędników i dobre przygotowanie rządu. Czesław Siekierski zaznaczył, że był to dość trudny czas, zważywszy na kryzys w strefie euro. W związku z tym pierwsze skrzypce grały największe kraje tej strefy, czyli Francja i Niemcy.
Maria Zuba z PiS stwierdziła, że rząd Donalda Tuska podczas przewodnictwa nie zdołał wprowadzić żadnego działania narodowego, korzystnego dla Polski. Przypomniała przykład Węgier i Szwecji, które w trakcie swoich prezydencji przeforsowały projekty, pozwalające obu krajom rozwijać przemysł i transport. Posłanka zarzuciła rządowi, że nie chciał rozmawiać z opozycją na temat potrzeb Polski. PiS-owi zależało szczególnie na wzmocnieniu pozycji polskich rolników, jednak to nie spotkało się ze zrozumieniem Platformy Obywatelskiej.
Z tą opinią nie zgodziła się eurodeputowana SLD, Joanna Senyszyn, która przypomniała, że przewodnictwo w Unii Europejskiej oznacza reprezentowanie interesów całej wspólnoty, a nie tylko jednego państwa. Joanna Senyszyn odnosząc się do kryzysu w państwach Eurolandu, szczególnie Grecji, czy Hiszpanii stwierdziła, że nasz kraj nie miał na to żadnego wpływu. Jedyne, co można zarzucić Polsce, to brak własnej wizji walki z kryzysem – stwierdziła eurodeputowana Sojuszu.
Jacek Włosowicz przyznał, że nasz sposób administrowania w unii był bardzo sprawny. Ale – jak podkreślił – polska prezydencji była najdroższa, bo przeznaczyliśmy na ten cel 105 milionów euro. Deputowany zaznaczył, że Europa potrzebuje nowych wyzwań i nowych pomysłów, by Wspólnota mogła dobrze funkcjonować. Przyznał, że sukcesem była akcesja Chorwacji, być może podobnie zakończy się umowa stowarzyszeniowa z Ukrainą.
Ewa Golińska