Odwiedzając jakiś czas temu Święty Krzyż usłyszałem, że konserwatorzy zastanawiają się, co zrobić ze zdjętą w związku z remontem amboną. Jakaż była moja radość, gdy podczas kolejnej wizyty zobaczyłem, że ostatecznie znaleźli taką samą odpowiedź co ja: zawiesić tam, gdzie była!
Ambona wcześniej była tam, gdzie jest i teraz – po prawej, gdy patrzymy od strony wejścia do świątyni. Czy to z niej głoszone były po raz pierwszy Kazania świętokrzyskie? Z pewnością nie, wszak obecny kościół i jego wystrój pochodzą z późniejszego okresu niż czas powstania kazań.
Z najstarszych, romańskich murów świątyni zachował się jedynie fragment północnej ściany od strony krużganków. Kościół w dzisiejszym kształcie powstał na miejscu dawniejszego w latach 80. XVIII w. Wcześniejsza, bo XVII-wieczna, jest kaplica Oleśnickich, a także pamiętające czasy średniowiecza krużganki.
Ambona jest późnobarokowa, więc mało prawdopodobne, by w tamtym czasie ktoś sięgnął do klasztornej biblioteki po tekst któregoś z kazań i wygłosił je z tego wysokiego miejsca po prawej stronie kościoła. Jednak sam pamiętam moment, gdy tak się stało, już w naszych czasach. Było to podczas obchodów Świętokrzyskiego Milenium w 2006 roku. Wtedy w średniowiecznego mnicha wcielił się aktor Marcin Brykczyński, który z tej właśnie kazalnicy wygłosił starodawny tekst.
Jeżeli jednak Kazania świętokrzyskie nie były podawane z ambony, którą znamy, to czy da się w ogóle określić, z jakiego miejsca przemawiał ówczesny kaznodzieja? Uściślijmy, nie mamy żadnego dowodu na to, że były tu dawnymi czasy głoszone, bo fakt ich przynależności do ówczesnej biblioteki klasztornej nie jest jednoznaczny z tym, że autor głosił je właśnie na Świętym Krzyżu. Zdając sobie sprawę, że niektórych wątpliwości nie rozstrzygniemy, możemy zakładać z wielką dozą prawdopodobieństwa, że w XIII czy XIV wieku na kazalnicę świętokrzyskiego sanktuarium wielokrotnie wychodzili zakonnicy, którzy przygotowywali owe homilie i głosili je podczas nabożeństw. A może jeszcze później ktoś sięgnął po te teksty i skorzystał z zapisów anonimowego autora.
Czy jednak mówiono je z ambony? A jeżeli tak, to jak ona wyglądać?
Ambona w bazylice na Świętym Krzyżu / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Dwie, a nawet trzy
Słowo ambona, dziś będące w użyciu i zrozumiałe dla każdego Polaka, pewnie niektórym kojarzy się z łowiectwem, bo wykorzystywana jest przez myśliwych zasadzających się na zwierzynę. Taka ambona to rodzaj wieży – podestu, na który wchodzi się po drabinie albo schodach. Podwyższeniem jest też kazalnica wykorzystywana w kulcie chrześcijańskim. Zbieżność jest tu nieprzypadkowa – ambona jest wyrazem pochodzenia greckiego, oznaczającym szczyt lub podwyższenie.
W dzisiejszych czasach, choć tradycyjne kazalnice są w niemal wszystkich dawnych kościołach, stanowią tylko rodzaj pamiątki i nie są wykorzystywane w celach liturgicznych. Dzieje się tak z dwóch powodów. Jednym są ustalenia Soboru Watykańskiego II, który nakazał głoszenie kazań z możliwie najmniejszego podwyższenia i w obrębie prezbiterium. Wynikało to z chęci podkreślenia, że kaznodzieja jest jednym z wiernych, sługą Bożym, który z pokorą staje przed współbraćmi w wierze. Drugi powód związany był z techniką. Gdy wprowadzono nagłośnienie, już nie było potrzebne sytuowanie kaznodziei w takim punkcie kościoła i na takiej wysokości, by jego głos najlepiej się rozchodził i docierał do wszystkich zgromadzonych.
Zanim ukazało się watykańskie zalecenie, już co najmniej od początku XX wieku, widzimy postępujący umiar w formie budowanych kazalnic. Minął ich „wiek złoty”, którym była epoka baroku. Barokowy kaznodzieja, którego doskonałym symbolem jest w polskiej tradycji Piotr Skarga, gdy wychodził na ambonę – grzmiał z wysokości do wiernych. Wypominał ich grzeszne postępki, przedstawiał w obrazowy sposób niechybne konsekwencje złego działania, gdy nie nastąpi poprawa. Takiej barokowej poetyce kazania sprzyjała oprawa – robiąca wrażenie kazalnica. Przybierała ona nierzadko postać kielicha kwiatowego, arki Noego albo na przykład paszczy wieloryba, z której, niczym biblijny Jonasz, wyłaniał się kaznodzieja. Efekt był tym mocniejszy, że schody, którymi duchowny wchodził na miejsce kazania, bywały ukryte w murze kolumny albo ściany świątyni.
W barokowych kościołach budowano nierzadko dwie ambony – każdą o określonym przeznaczeniu w liturgii słowa. Dwie, a nawet trzy ambony, służyły też doskonale do prowadzonych w świątyni dysput.
Jednak ambona nie jest pomysłem barokowym i znana jest od początków chrześcijaństwa. Sięgnijmy do jego samych początków – czasów Jezusa Chrystusa. W księgach Nowego Testamentu łatwo natkniemy się na fragmenty, w których Jezus przemawiał do zgromadzonego tłumu. By jego słowo dotarło do wszystkich, stawał na łodzi – dzięki temu był widoczny i słyszalny, bo woda dobrze przenosiła głos. Innym rodzajem podwyższenia było wzniesienie, znane z Chrystusowego Kazania na Górze. Można zatem powiedzieć, że łodzie i góra były pierwszymi kazalnicami. Dlatego też jasne jest, że ambony uznawane były za symbol Chrystusa.
Ambona w baptysterium świętego Jana Chrzciciela w Pizie / źródło: wikipedia.pl
Bliżej i z góry
Średniowieczną formę ambony stanowił często rodzaj wolnostojącego balkonu, który postawiony był na czterech kolumnach. Znanym przykładem takiej kazalnicy jest XIII-wieczna gotycka ambona w baptysterium świętego Jana Chrzciciela w Pizie. Czy zbliżony kształt i usytuowanie – wśród wiernych – miała dawna ambona na Świętym Krzyżu?
Ponieważ tego do końca nie wiadomo, znane w następnych wiekach usytuowanie kazalnicy ukształtowało się w XVI wieku, możemy znowu tylko się domyślać. Bez względu jednak na to, jaką formę miała dawna świętokrzyska ambona, z pewnością ta, która wróciła niedawno do świątyni, jest jej spadkobierczynią. Patrząc zatem na opustoszałą przez osiem lat ścianę, przy której znowu jest kazalnica, widzę oczyma duszy średniowiecznego kaznodzieję, który pojawia się na podwyższeniu i głosi Słowo.
Z pewnością korzysta z zapisanego tekstu homilii – inaczej go nie tworzył. Będąc jednak blisko wiernych, a nawet widząc ich z góry, może dobrze odbierać każdą najdrobniejszą reakcję. Wprowadza dygresje – zwracając się wprost, może nawet po imieniu, do mniej uważnego wiernego albo wypominając komuś zbyt małą gorliwość w wypełnianiu obowiązków wobec Boga i wobec Kościoła. Ludzie, którzy stoją i siedzą poniżej, też mogą spojrzeć w oczy kaznodziei, choć nie wszystkim do tego spieszno – może lepiej za bardzo nie zwracać na siebie uwagi.
Krytyka takiego, zbyt uprzywilejowanego według niektórych miejsca kaznodziei, doprowadziła w końcu do wspomnianych zmian wniesionych w latach 60. XX wieku przez Sobór Watykański II. Doceniając symboliczny sens tych zmian, zastanawiam się nieraz, czy kasując ambonę w jej dawnej formie, zbliżając kaznodzieję do wiernych, idąc zatem z duchem czasu, Kościół czegoś nie stracił? Czy kaznodzieja, głosząc Słowo w imieniu Boga – nie swoim, nie ma prawa przemawiać z podwyższenia? Dlatego cieszę się, że na Świętym Krzyżu znowu jest ambona. Nawet, gdy już jest nieużywana, niech przypomina nam wszystkim, że świat nie jest płaski i nie każde słowo i zdanie ma tę samą wagę. Że jest góra i dół.