Mecz 2. kolejki PKO BP Ekstraklasy, który Korona Kielce przegrała na stadionie przy ulicy Kałuży z Cracovią 0:2, rozpoczął się z piętnastominutowym opóźnieniem ze względu na obfite opady gradu i deszczu w Krakowie.
Nawałnica skutecznie uniemożliwiła rozpoczęcie spotkania o planowanej porze. W wyniku złych warunków atmosferycznych murawa na stadionie Cracovii nie była w zbyt dobrym stanie, a w wielu miejscach na płycie boiska stała woda.
– W pierwszej połowie pod moją bramką była woda. Cała „szesnastka” była praktycznie zalana. Szkoda tej pierwszej bramki. Było dośrodkowanie i piłka „siadła” w kałuży, inaczej miałbym ją „na łapie”, bo byłem blisko (red. było to samobójcze trafienie Grzegorza Szymusika). Na pogodę jednak nie mamy wpływu. Mamy natomiast na naszą dyspozycję i zaangażowanie. W pierwszej połowie nie dało się grać w piłkę, bo stała woda OK, ale w drugiej powinniśmy być zdecydowanie lepsi i mądrzejsi – stwierdził bramkarz „żółto–czerwonych” Konrad Forenc.
Warunki atmosferyczne nie są żadnym usprawiedliwieniem dla tego, jak zaprezentowali się w sobotnim spotkaniu piłkarze trenera Leszka Ojrzyńskiego. Kielczanie nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę „Pasów”, mieli mnóstwo prostych strat i popełnili wiele szkolnych błędów. Korona była słabsza od Cracovii i przegrała w Krakowie zasłużenie.