Felieton Michała Karnowskiego, publicysty tygodnika Sieci i portalu wPolityce.pl.
Po wstukaniu w internetową wyszukiwarkę hasła „zmiana płci” wyświetlają nam się dziesiątki ofert. Towar, jak każdy inny? Pełna wolność, z możliwością stworzenia siebie na nowo? Łatwe i proste, bez skutków ubocznych? Taki obrazek próbuje się sprzedawać. Także w Polsce wiele mediów i grup aktywistów promuje farmakologiczne i chirurgiczne zabiegi mające dać ukojenie osobom odczuwającym niezgodność płci odczuwanej z pozostałymi cechami płci. Dysforia płciowa, bo tak się określa ten problem, istniała zawsze, ale obecnie presja mediów i platform społecznościowych tworzy wielki trend w tym obszarze. Zjawisko dociera do wielu rodzin i szkół. Można mówić o pewnej modzie i przesuwaniu w dół granicy wieku, w którym oferuje się młodym czy to blokery dojrzewania czy kompleksową przemianę.
Do takich spraw i osób zawsze trzeba podchodzić z szacunkiem, nikogo nie wolno wyszydzać, wyśmiewać. Mamy jednak obowiązek mówić także o tragicznych skutkach decyzji podejmowanych pospiesznie, pod wpływem chwilowych załamań, w trudnym okresie życia.
Warto skorzystać z doświadczenia innych społeczeństw, gdzie tego typu zjawiska pojawiły się dużo wcześniej i gdzie dziś widoczne są już ich efekty. Jest to wszystko na tyle niepokojące, że podejmują temat także zachodnie liberalne media.
„Carol urodziła się jako kobieta, potem została mężczyzną, a następnie doszła do wniosku, że nim nie jest. Jej historia to lekcja dla lekarzy w jaki sposób powinni traktować osoby zmieniające płeć” – opisywał niedawno „The Economist”. W wieku 34 lat dokonała usunięcia piersi, przeszła terapię hormonami, które podniosły jej nastrój i poziom życiowej energii. Po dwóch latach zaczęła jednak odczuwać okropne skutki uboczne. Zanik pochwy i macicy (co może powodować pękanie i krwawienie tkanki) było ekstremalnie bolesne. Poziom cholesterolu wzrósł i odczuwała kołatanie serca. Zaczęła być tak niespokojna, że odczuwała ataki paniki.
To skłoniło ją do sięgnięcia po antydepresanty, które pomogły. „To było olśnienie. Potrzebowałam antydepresantu, a nie zmiany płci” – stwierdza dziś Carol. Próbuje tamten proces odwrócić, ale czy to możliwe?
„Nigdy nie powinienem, nie powinnam tego zrobić. Stamtąd nie ma powrotu” – takim cytatem zaczyna się artykuł w brytyjskim dzienniku „Daily Mail”, w którym przytaczane są wypowiedzi pacjentów transgenderowych. Jako młodym ludziom wepchnięto im (sami używają takiego określenia, mówią o presji, naciskach, namowach) bolesne i skomplikowane operacje zmiany płci, nafaszerowano ich chemią.
Pośpiech był sugerowany, bo miało to rzekomo rozwiązać wszystkie ich problemy, dać spokój ducha. Dziś mierzą się z ogromnym cierpieniem psychicznym, utraconym bezpowrotnie zdrowiem, próbują zabiegów odwracających tamte operacje („detransition”) – choć jest to zwykle niemożliwe.
W tekście „Daily Mail” dwoje bohaterów, Ritchie i Amber, opowiada, że oboje żałują zabiegów, którym zostali poddani zbyt pospiesznie. Ritchie opisuje drastyczne operacje, które przeszedł, by pozbyć się męskich cech płciowych i mówi: „To jest nie odwracalne, to był eksperyment na mnie”.
Po 10 latach bycia „transkobietą” zdecydował się „wrócić” do naturalnej płci. To jednak nie takie proste. Właściwie niemożliwe.
Z kolei Amber, która przeszła zabieg usunięcia piersi i brała hormony by „przejść” z męskości w żeńskość, opowiada o bólu z tym związanym i straszliwych problemach zdrowotnych.
Oboje podkreślają, że kiedy wspomniani aktywiści w Wielkiej Brytanii i na całym świecie rozwijają coraz to nowe kampanie na rzecz tych, którzy rzekomo są pozbawieni prawa do operacji zmiany płci, a media to chętnie podejmują, przemilcza się wstrząsające świadectwa tych, którzy takich zabiegów żałują. I którzy – to tu najważniejsze – podkreślają, jak pochopnie takie decyzje są podejmowane przez pedagogów, lekarzy, cały system.
Ukrywa się przed młodymi pacjentami – oboje bohaterów przeszło przez zabiegi jako nastolatki – jak ekstremalnie brutalne są to zabiegi. Usunięcie jąder – to etap pierwszy w przypadku chłopców. Bardzo inwazyjne operacje, mocne leki, hormony. Po operacji bardzo długo odczuwa się niesamowitą słabość. Mimo usunięcia organów płciowych mózg je „pamięta” – co powoduje dodatkowe cierpienia.
W tych świadectwach powtarzają się też informacje o problemach z oddawaniem moczu. Po operacjach jest to często niezwykle bolesne, wdają się zakażenia, wiele osób musi stale używać cewników.
W przypadku kobiet po kilku latach pojawiają się potworne bóle wewnętrznych organów płciowych, ich choroby. Narasta dyskomfort związany z brakiem piersi.
Obiecywane ukojenie nie nadchodzi. Pojawia się myśl: może nie byłem trans? Może jedynym problemem były typowe kłopoty wieku dojrzewania?
Ritchie i Amber podkreślają, że wszystko to zdarzyło się zanim w pełni doświadczyli swojej męskości i kobiecości. W tym sensie nie mogli naprawdę ocenić swojej sytuacji, przyczyn złego samopoczucia. Osoby, które powinny im pomóc, w szkole i szpitalach, nie wypełniły swojego zadania, popychając w kierunku szybkiej zmiany płci.
Wciąż w Polsce możemy tych błędów uniknąć. Nie wszystko, co nazwano postępem, jest piękne i mądre, nie każda troska o kolejne mniejszości bierze pod uwagę ich prawdziwe dobro.
STAMTĄD NIE MA POWROTU – posłuchaj felietonu Michała Karnowskiego: