Jan Nowicki – wybitny aktor filmowy i teatralny, stworzył niemal 200 niezapomnianych ról. W ostatnim czasie z pasją oddawał się pisaniu. 5 listopada obchodził 83. urodziny. Zmarł w nocy 7 grudnia w swoim domu we wsi Krzewent w gminie Kowal (woj. kujawsko-pomorskie).
Znany jest m.in. z kreacji w filmach „Wielki Szu”. „Sanatorium pod klepsydrą” czy „Sztos”. Przez ponad 30 lat był także aktorem Starego Teatru w Krakowie. Do swoich ról miał dystans. Podczas spotkania w Chęcinach, z okazji jubileuszu 50-lecia premiery filmu „Pan Wołodyjowski”, z właściwym sobie dowcipem, wspominał, że nienawidził Ketlinga – przyjaciela Wołodyjowskiego, w którego się wcielał.
– Byłem wtedy studentem szkoły teatralnej. Wystraszony, do tego ten język, przez który nie potrafiłem się przedrzeć. Ten długi rapier, długie włosy, z konopi jakaś peruka, która cały czas mi wchodziła do ust i wąs, który się odlepiał. Nigdy nie lubiłem postaci historycznych, nie potrafiłem tego grać. A poza tym byłem młody, więc dla mnie to było uciążliwe zajęcie i nawet rodzona matka mnie w tej roli nie poznała – żartował.
Antypatia zaowocowała tym, że w serialu już nie zagrał. Tam zastąpił go Andrzej Łapicki.
„W takich rzeczach można zagrać nogę od krzesła”
Otwarcie przyznawał, że aktorstwo zapewniło mu dostatek i popularność. Występował nie tylko w kraju, ale i za granicą. Byli jednak twórcy, z którymi bardziej chciał pracować niż z innymi. Do grona tych pierwszych należał reżyser Tadeusz Konwicki, który w 1989 roku nakręcił film „Lawa”. Jak Nowicki zagrał tu Widmo i Belzebuba – role niewielkie, ale jak tłumaczył, choć w tym czasie kręcił sześć filmów rocznie, w „Lawie” musiał zagrać.
– To był jakiś przecinek, ale komuś takiemu jak Tadeusz Konwicki się nie odmawia. Zwłaszcza, że operatorem był mój przyjaciel, Piotrek Sobociński. No i wreszcie sam utwór. W takich rzeczach można zagrać nogę od krzesła. Takich rzeczy się nie odmawia i bycie w tego rodzaju filmu, u takiego reżysera jest naprawdę zaszczytem – wyjaśniał.
Z czasem Jan Nowicki coraz częściej zwracał się w kierunku literatury. Dlaczego zaczął pisać? Tak to tłumaczył podczas spotkania ze studentami Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach:
– Ze mną to jest tak, że jak coś umiem, to przestaję to robić, bo głównie interesują mnie te rzeczy, których jeszcze nie umiem, a których chciałbym się nauczyć. Pisanie pasjonuje mnie głównie z tego powodu, że jest dla mnie dziedziną nową i jest czymś, jak gdyby świeżo do pokonania. Tego rodzaju trud daje kopa, żeby żyć, i odmładza – powiedział.
Dlatego zmieniły się jego priorytety.
– Literaturę stawiam najwyżej, potem jest muzyka, malarstwo, teatr, a film jest na samym końcu – tak mówił podczas spotkania autorskiego w 2019 roku.
W tym samym roku wstąpił w szeregi Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
„Nowicki tyle bab miał, tyle ról zagrał, i jeszcze się pcha do literatury”
Ludzie pióra traktowali go jednak z nieufnością, co nie było dla niego tajemnicą, choć budziło niezrozumienie. Już wówczas był autorem wierszy, tekstów piosenek, a nawet kolęd. Przez 10 lat publikował felietony. Miał na koncie takie książki, jak m.in: „Między niebem a ziemią”, „Mężczyzna i one”, „Białe walce”, „Piosenki, czasem wiersze” czy „Moje psie myśli”.
– Najbardziej dziwią się ludzie ze środowiska literackiego. Przyglądali mi się nawet znani pisarze z niedowierzaniem i z niechęcią, bo Nowicki tyle bab miał, tyle ról zagrał, i jeszcze się pcha do literatury, a po co? I oni się dziwili, że ja się znalazłem w ich środowisku. Zwłaszcza boleśnie przeżywali spotkanie z widzami, gdzie w sposób naturalny, widownia przychodziła także ze względu na moje nazwisko aktorskie, a że pojawiłem się w pisaniu, to jest to naprawdę moja prywatna sprawa – stwierdził.
A spotkania z czytelnikami bardzo lubił.
– Bo każde spotkanie jest w pewnym sensie monodramem, to jest występ, to jest kreacja. To nie jest tak, że przywieziesz ze sobą jakieś książki, podpiszesz, zwłaszcza, jak masz nazwisko, a ja niby mam. Ale moje nazwisko coraz mniej znaczy. Jak widzę trochę starszych, to myślę sobie, że może mnie pamiętają, ale dla młodych to ja jestem właściwie zwłokami, więc ja muszę na bieżąco, cały czas ich czymś interesować. I to jest bardzo ciekawe – śmiał się.
„Taki ze mnie minimalista”
W kwietniu tego roku światło dzienne ujrzała ostatnia książka Jana Nowickiego, zatytułowana „Szczęśliwy bałagan”. Składa się z autentycznych listów, które pisał w 2018 roku, od 23 kwietnia do 28 grudnia.
– Jest to forma, którą bardzo lubię, lubię się komunikować w ten sposób z ludźmi. I tylko i wyłącznie piórem – tłumaczył.
Pracował nad kolejnym tomem „Szczęśliwego bałaganu”.
Od kilku lat jego miejsce było w Kielcach. Jak mówił, dobrze znał to miasto, często prowadziły go tu różne drogi.
– Przyjeżdżałem tu z moim kumplem – Rysiem Sarnatem, który tutaj zaczynał swoją karierę piłkarską, znałem Leszka Drogosza. Tutaj też, w jakimś sensie debiutowałem w teatrze. Zawsze lubiłem to miasto. Kiedy mnie po nim obwoziła moja Ania ukochana, w poszukiwaniu mieszkania, to jak wjechałem w dzielnicę Baranówek to od razu wiedziałem, że chcę tam zostać, bo tam jest klimat małego miasteczka. A ja do niego jestem przywiązany, ponieważ sam pochodzę z małej mieściny. W ogóle kocham wszystko, co małe. Taki ze mnie minimalista – żartował.
„Serce mnie tu przygnało”
Nie ukrywał, że do Kielc przywiodło go uczucie.
– Co tu dużo gadać? Serce mnie tu przygnało. Człowiek powinien mieszkać tam, gdzie kogoś kocha, albo jest przez kogoś kochany. Cóż mam chodzić po Krakowie, i będą mi mówić „Mistrzu” na Rynku, będę słuchał tych samych dowcipów, chodził po tych samych ulicach? Ja już się tam namieszkałem. I jak jestem w Krakowie, to nie pika mi serce mocniej, niż jak zbliżam się od strony lasów koneckich i widzę w dole Kielce. Wtedy czuję, że wracam do domu. Mój dom jest tutaj, dlatego, że tutaj jest moja Ania, która pochodzi z Kielc. A po za tym tu jest Korona, tu jest Vive. Także tu jest sport, ładne okolice – mówił w 2019 roku.
Ale choć mieszkał w różnych miejscach, w jego sercu zawsze był rodzinny Kowal – miejscowość w województwie kujawsko-pomorskim. W tej gminie też wybudował dom i tam ostatnio spędzał większość czasu.
– Jak mnie pytają o Kowal, to zawsze mi się przypomina to, co jakieś 20 lat temu powiedział o mnie Marek Konrad: „Ty stary, to tak na dobre, nigdy się z tego Kowala nie wyprowadziłeś”. W istocie, jeśli mówimy o tym serio, to najważniejszy w życiu człowieka jest moment startu i moment lądowania. To zupełnie jak z samolotem. To jest miejsce mojego urodzenia i miejsce, gdzie na cmentarzach są moi najbliżsi. To punkt odniesienia w tym, co w życiu jest ważne – tłumaczył.
Jan Nowicki zmarł niedaleko Kowala, w Krzewencie, w nocy 7 grudnia.
Urodził się 5 listopada 1939 roku w kujawskim miasteczku Kowal koło Włocławka. Studiował na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi (1958-60), a następnie przeniósł się do krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, którą ukończył w 1964 roku. Jako aktor teatralny zadebiutował w 1964 roku na deskach Starego Teatru w Krakowie podwójną rolą braci bliźniaków w „Zaproszeniu do zamku” Jeana Anouilha. Prawdziwy sukces przyniosła mu jednak rok później rola Artura w „Tangu” Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego. Był jednym z ulubionych aktorów teatralnych Andrzeja Wajdy – grał m.in. Wyganowskiego w „Popiołach”, Stawrogina w „Biesach”, Wielkiego Księcia w „Nocy Listopadowej”, Rogożyna w „Nastazji Filipownie”. – Aktor to tylko drobiazg, żart w sztuce, znajduje się w nieprawdopodobnie skromnej sytuacji – między ideą autora a oczekiwaniami widza; jest pośrodku i na dobrą sprawę bywa często jedną, wielką – dziś nikomu niepotrzebną – kokieterią – powiedział Nowicki. Na ekranie zadebiutował w „Pierwszym dniu wolności” Aleksandra Forda (1964). Pierwszą główną rolę – absolwenta studiów wyższych, który wyrusza w świat – zagrał w „Barierze” Jerzego Skolimowskiego. Wystąpił także m.in. w „Życiu rodzinnym” Krzysztofa Zanussiego, „Sanatorium pod Klepsydrą” Wojciecha Jerzego Hasa i „Zmorach” Wojciecha Marczewskiego. Wielką popularność przyniósł Nowickiemu tytułowy Wielki Szu, oszust karciany z filmu Sylwestra Chęcińskiego (1982). Rola Nowickiego została przez wielu okrzyknięta „kultową” i „jednym z najbardziej wyrazistych portretów filmowych ostatnich dwóch dziesięcioleci”. Sam aktor przyznawał, że nie lubi oglądać filmów ze swoim udziałem, głównie dlatego, że nic już w nich nie może zmienić. Nowickiemu przez lata towarzyszyła sława uwodziciela. Sam przyznaje, że w życiu bardzo ceni towarzystwo kobiet, zwłaszcza pięknych. Nowicki znany był także z zamiłowania do piłki nożnej. Jako zagorzały kibic piłkarski bywał na prawie wszystkich meczach klubu piłkarskiego Wisła Kraków. Pasjonował się także występami polskiej reprezentacji. – Jestem kibicem, a każdy kibic to idiota, który zawsze wierzy w sukces. Nie mamy w Polsce wielkiej zawodowej piłki, ale stać nas na wspaniałe zrywy – mówił aktor w jednym z wywiadów. W 2000 r. na polskim rynku wydawniczym ukazała się książka pt. „Między niebem a ziemią” złożona z felietonów-listów, które Jan Nowicki adresował do Piotra Skrzyneckiego. Felietony te, pisane od marca 1998 r. do lutego 2000 r., co tydzień można było przeczytać w „Przekroju”. – Jedyne, nad czym możemy zapanować, to właśnie pamięć. Ja te listy popełniałem, by pan Piotr jeszcze przez moment tutaj pobył. Wciąż chciałem go mieć przy sobie, blisko – tłumaczył aktor. Nowicki jest także autorem noweli „Grażyna”, dedykowanej aktorce Grażynie Szapołowskiej, pisał też felietony do wielu czasopism, m.in. „Sceny”, „Gońca Teatralnego”, „Poznaniaka”. W ostatnich latach Nowicki zagrał m.in. w filmie „Fundacja” w reż. Filipa Bajona (2006), serialach „Egazmin z życia” i „Magda M.” (2007). W 2008 roku wystąpił w filmie „Jeszcze nie wieczór” w reż. Jacka Bławuta. Zagrał tam „Wielkiego Szu” – siwego playboya, wycieńczonego życiem, kolejnymi imprezami i romansami, który trafia do Domu Aktora Weterana w Skolimowie. W ostatnich latach pojawił się w kilku popularnych produkcjach, takich jak: „Fenomen”, „Sztos 2” czy „Pokaż kotku, co masz w środku”. Grał też w serialach: „Egzamin z życia”, „Magda M.” oraz „Apetyt na miłość”. Nowicki jest laureatem wielu nagród – m.in. w 2008 roku, na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora za rolę w „Jeszcze nie wieczór”.