Piłkarz ręczny Łomży Industrii Kielce Arkadiusz Moryto dla reprezentacji Polski zdobył już ponad 400 bramek. W styczniu będzie miał okazję poprawić ten dorobek w mistrzostwach świata, których biało-czerwoni będą współgospodarzem. Rodowity krakowianin przez kilka lat próbował też sił w… judo.
„Ojcostwo to piękne uczucie. Nie spodziewałem się, że aż tak będę spełniony w tej roli. Synek miesiąc temu zaczął już chodzić. Muszę już przed nim chować miskę z karmą dla psa, bo chciałbym jej spróbować” – śmiejąc się obrazowo opisał podróże potomka po mieszkaniu.
Młodszy o 11 lat brat Jakub też uczęszczał na zajęcia na tatami, ale robił to bardzo niechętnie. Wyraźnie idzie śladami brata, gdyż uprawianie piłki ręcznej zaczyna od gry w SKS Kusy Kraków.
Arkadiusz Moryto pochodzi z bardzo usportowionej rodziny. Jego babcia Maria (mama taty, po mężu Kapłan) także grała w piłkę ręczną (w I połowie lat 60. z MKS Krakus zdobyła mistrzostwo Polski młodziczek, potem była zawodniczką Wandy), a jego dziadek Zygmunt (mąż Marii) uprawiał amatorsko siatkówkę. Ojciec Arkadiusza – Jacek – przez wiele lat był koszykarzem Hutnika, grał też w Wiśle, Cracovii i Baskecie. Wujek (brat taty) był bokserem Hutnika. Wszyscy wymienieni reprezentowali kluby krakowskie.
Żona Magdalena też grała w piłkę ręczną w Suzuki Koronie Kielce. W okresie narzeczeństwa stwierdziła, że przyszły mąż raczej już jej niczym nie zaskoczy.
„Wjechała mi na ambicję. Z pomocą jej siostry zorganizowałem podróż do Paryża. Pod wieżą Eiffla się oświadczyłem” – przytoczył osobiste przeżycie sprzed ponad trzech lat nad Sekwaną.
Moryto w wolnych chwilach wraca do rodzinnego Krakowa. „Lubię z żoną i synkiem pospacerować po Rynku czy nad Wisłą” – wspomniał.
Karierę w piłce ręcznej zaczynał na środku lub prawej połowie rozegrania. Z czasem trafił na prawe skrzydło. „Tak musiało się stać. Leworęcznych zawodników jest zdecydowanie mniej, a i wzrost nie pozwalał mi, aby dłużej grać na rozegraniu” – tłumaczył.
Jego wybór pozycji na boisku zgodnie zatwierdzili trenerzy gdańskiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego, choć krakowian nie jest typowanym mańkutem. Co prawda piłkę rzuca lewą ręką, pisze i je również, ale kopie piłkę już prawą.
Do niego przez pewien czas należał strzelecki rekord ekstraklasy, wynoszący 17 bramek zdobytych w jednym meczu. Osiągnięcie o jedno trafienie dwa lata temu poprawił reprezentacyjny kolega, Michał Daszek.
„Indywidualne rekordy mnie nie kręcą. To przecież sport zespołowy i liczy się głównie to, czy będziemy mistrzem Polski, czy zdobędziemy Puchar Polski i wygramy Ligę Mistrzów. Jeżeli jednak moje bramki będą pomagać reprezentacji i zbliżę się do osiągnięcia Jerzego Klempela (1170 goli), to będzie super” – wytłumaczył.
Moryto jest specjalistą od rzutów karnych.
„To niewdzięczna rola. Bo gdy wszystko się trafia, to nikt specjalnie nie zwraca na to uwagi. Ale tylko, gdy to się zmienia, to wszyscy wieszają koty na pechowym strzelcu. Analizuję swoje rzuty, a na pewno te, których nie trafiam. Nie przesadzam jednak z ćwiczeniem tego elementu. Zazwyczaj dzień przed meczem rzucam serię 10-20 karnych. To wystarcza” – przyznał.
Sportowe plany w klubie dotyczą obrony mistrzostwa Polski, awansu do Final4 Four Ligi Mistrzów i wygranie tego turnieju.
„W zeszłym roku było bardzo blisko, w finale przegraliśmy z Barceloną. Będziemy celować, aby być jak najwyżej w tych rozgrywkach. Z zespołu, który w roku 2016 wygrał Ligę Mistrzów, w klubie pozostał tylko Krzysztof Lijewski, który jest asystentem trenera” – dodał szczypiornista, który w tym roku w Warszawie rozpoczął studia magisterskie na kierunku zarządzenie w sporcie.
Zawirowania z głównym sponsorem klubu nie wpływają na poszukiwania przez niego nowego pracodawcy. Moryto ma zamiar wypełnić kontrakt, który wygasa z końcem następnego sezonu.
W klubie z Kielc występują zawodnicy z kilku krajów, m.in. z Francji, Hiszpanii i Niemiec. Futbolowy mundial był przyczynkiem – z uwagi na nieraz zaskakujące wyniki – do żartów w zespole.
Moryto zaraz po Nowym Roku sam będzie mógł doświadczyć atmosfery mistrzostw świata. Biało-czerwoni rywalizację rozpoczną od występów w Katowicach, gdzie kolejno zmierzą się z Francją, Słowenią i Arabią Saudyjską.
„Gra przed własną publicznością to zwieńczenie marzeń. To dodaje skrzydeł. Planujemy wyjść z grupy z jak największą liczbą punktów, a potem wygrywać kolejne mecze” – podkreślił i dodał, że święta Bożego Narodzenia są dla niego szczególnym czasem w gronie najbliższych, zwłaszcza że w tym roku po raz pierwszy spędzi je z potomkiem.