W 10. kolejce I ligi piłkarzy ręcznych KSSPR Końskie przegrał niespodziewanie we własnej hali z Viretem CMC Zawiercie w rzutach karnych 1:4 (27:27, 14:12). Gospodarze na niespełna dwie minuty przed końcową syreną prowadzili różnicą trzech bramek, a jednak dali sobie wydrzeć zwycięstwo.
– Nie wiem co się stało. Pomyśleliśmy chyba, że mecz skończył się w 58. minucie. Wkradło się rozluźnienie i zlekceważyliśmy trzy ostatnie ataki, nie wróciliśmy do obrony. Przeciwnikowi weszły, takie trochę szczęśliwe rzuty, a dodatkowo trudną zaporą do pokonani był bramkarz rywali. Udało im się doprowadzić w ostatniej sekundzie do karnych. Powiem tak, zwycięstwa cieszą, ale porażki uczą. Wiem, że z tej wyciągniemy wnioski – stwierdził rozgrywający Artur Rurarz.
– Cóż, taka jest piłka ręczna. Ciężko się podchodzi do rzutów karnych, kiedy tracisz bramkę w ostatniej sekundzie meczu. Morale zespołu opadło, ale starałem się chłopaków podnieść na duchu. Zawsze lepiej przecież zdobyć dwa, niż jeden punkt. Jednak to co się wydarzyło w końcówce drugiej połowy zostało w ich głowach – ocenił trener Michał Przybylski.
Najwięcej bramek dla koneckiego zespołu – po siedem – zdobyli Paweł Napierała i Rafał Biegaj. Najlepszym zawodnikiem drużyny gości uznany został bramkarz Filip Jarosz, który w podstawowym czasie meczu obronił m.in. trzy rzuty karne.
W ostatnim tegorocznym meczu, trzeci w tabeli KSSPR zmierzy się za tydzień na wyjeździe z liderem Olimpią MEDEX Piekary Śląski.