Wciąż bez porozumienia płacowego w starachowickim MAN-ie. Rozmowy, które powinny się odbyć do końca marca, wciąż nie przynoszą efektu. Punktem spornym jest wprowadzenie elastycznego czasu pracy. Związkowcy nie wykluczają strajku.
Zgodnie z zapisem Zakładowego Układu Zbiorowego rozmowy dotyczące podniesienia płacy powinny w zakładzie odbyć się w pierwszym kwartale, czyli do końca marca każdego roku.
W 2021 roku poza wymianą pism nie podjęto rozmów choć związkowcy kilkakrotnie o to prosili. W kwietniu rozpoczęła się więc akcja protestacyjna, która polegała na oflagowaniu budynku i używaniu klaksonów podczas wyjazdu z parkingu po pierwszej zmianie.
NSZZ Solidarność wysłała także list do zarządu głównego MAN-a w Monachium z wnioskiem o zmianę kierownictwa starachowickiego zakładu. W odpowiedzi związkowcy dowiedzieli się, że zarząd koncernu ma pełne zaufanie do osób kierujących starachowickim zakładem.
Wtedy jednak podjęte zostały rozmowy płacowe. Tu pojawiły się natomiast kolejne rozbieżności. Związkowcy postulują podniesienie płacy zasadniczej o 200 zł oraz o procent inflacji, chcą także włączenia do podstawy premii. Tymczasem zarząd spółki proponuje jedynie 3,5 proc. podwyżki, a tę uzależnia od zgody pracowników na wprowadzenie czasu elastycznego w 2022 roku.
Elastyczny czas pracy oznacza, że w okresie, kiedy nie ma zamówień pracownicy zostają w domu. Na takie rozwiązanie nie chcą się zgodzić związkowcy.
Najważniejsze pytanie w tym momencie to czy będzie strajk? Przewodniczący zakładowej Solidarności Jan Seweryn podkreśla, że nie jest to wykluczone, ale działania związkowców muszą być na tyle wyważone, aby nie doprowadzić do likwidacji zakładu w Starachowicach i przeniesienia produkcji do innego państwa, gdzie koszty pracy są niższe. Taki argument przytacza zarząd zakładu podczas rozmów.
Wysłaliśmy pytania do zarządu firmy w Starachowicach w sprawie aktualnej sytuacji w zakładzie, czekamy na odpowiedź.
MAN jest największym zakładem w regionie. Zatrudnia około 3,5 tysiąca osób.