Nieruchomości reklamowane jako „zielone” w rzeczywistości mają w okolicy mniej terenów zieleni, niż te inwestycje, które w ten sposób przedstawiane nie są. Tak wynika z badań przeprowadzonych przez Barbarę Maćkiewicz i Magdalenę Szczepańską z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
– Deweloperzy nadużywają „zielonego czynnika” w działaniach promocyjnych – podsumowuje Magdalena Szczepańska.
– Istnieją przesłanki, aby twierdzić, że deweloperzy świadomi korzystnego wpływu bliskości terenów zieleni na wartość nieruchomości, jak i prestiż takiej lokalizacji, właśnie poprzez stosowne zabiegi marketingowe pragną dodać czy przybliżyć zieleń do realizowanych przez siebie inwestycji – dodaje.
Badaczki przeanalizowały nazwy 33 inwestycji deweloperskich oraz ich dostęp do parków, zieleńców czy lasów komunalnych. Blisko połowa nazw nawiązywała do zieleni. Większość nieruchomości zlokalizowanych było na Grunwaldzie i Starym Mieście.
– Tkanka miejska jest tam intensywna i gęsta, a roślinność występuje rzadko – tłumaczy Magdalena Szczepańska.
Inwestycje nie odnoszące się do zieleni najczęściej znajdowały się głównie w Nowym Mieście.
Przytoczone w publikacji dane statystyczne pokazują także, że w Poznaniu na jednego mieszkańca mamy średnio 20 metrów kwadratowych parków, zieleńców i terenów zieleni osiedlowej.
Wynik prawie dwa razy wyższy mają Bydgoszcz i Katowice. Lepiej wypadają też między innymi Łódź, Wrocław czy Kraków.