Gdy wybuchła wojna, Szalom Mandel z żoną Chają i dziećmi mieszkali w Staszowie. Kiedy sytuacja Żydów zaczęła się znacznie pogarszać i pojawiły się informacje o likwidacji getta oraz planowanej wywózce, ojciec rodziny zaczął szukać pomocy. Przygotował dla siebie i swoich bliskich kryjówkę w lesie. Jednak ukrywanie się tam przez długi czas nie było możliwe. Postanowił więc wykorzystać przedwojenne znajomości z mieszkańcami Rytwian i zwrócił się o pomoc do Weroniki Rajczak.
To właśnie w jej domu rodzina przetrwała najtrudniejsze dla Żydów trzy miesiące 1942 roku. Po pewnym czasie pojawiły się jednak obawy, że ukrywani mogą zostać odnalezieni. Ponownie więc ukryli się w lesie, a Szalom Mandel zaczął szukać kolejnej kryjówki.
„Mój dziadek Szczepan Suchorowski pracował w lesie” – wspomina pani Henryka Przewoźnik. Tam spotkał Szaloma, z którym znał się jeszcze sprzed wojny. „Ten jego kolega zaczął go prosić: Szczepanek, weź nas, Szczepanek weź nas…bo to już szła zima…mówił: bo my tu w lochu przez zimę umarzniemy…” – opowiada Cecylia Suchorowska, synowa Szczepana Suchorowskiego. Po uzgodnieniu z żoną, Anielą, Szczepan Suchorowski sprowadził żydowską rodzinę do swojego domu, który znajdował się na uboczu w Rytwianach, ok 900 metrów od głównej drogi, przy której znajdowała się większość gospodarstw.
W pomoc ukrywanej rodzinie zaangażował się Jan Suchorowski, 12-letni syn Szczepana i Anieli. Był odpowiedzialny m.in. za pilnowanie, czy nie nadjeżdżają Niemcy. Na polecenie mamy robił też zakupy. „Tata miał szczęście, że ci, którzy donosili Niemcom, nigdy go nie zaczepiali” – opowiada Henryka Przewoźnik.
Mandel wraz z rodziną ukrywał się w domu Suchorowskich, mieszkając wspólnie z nimi do końca wojny. „Samo to, że nie było żadnej kontroli… bo w sytuacji zagrożenia ukrywali się na górze, uciekając po drabinie i chowając się w sianie…ale przecież Niemiec by ich tam znalazł…to tylko Bóg ochronił naszą rodzinę, bo ani nas, ani ich dziś by nie było ” – mówią po latach Henryka Przewoźnik i Cecylia Suchorowska.
16 lat temu Bronia, jedna z ukrywanych, zaczęła szukać rodzin, które pomogły jej podczas wojny i ponownie trafiła do Suchorowskich w Rytwianach. „To było 15 sierpnia, przyjechała z dziećmi i wnukami… Tata mówi do niej: no była tu taka Bronia, ale już podobnież nie żyje. A ona na to: ta Bronia to jestem ja…i to ty Jasiu? Jak się przytulili, to nie mogli się od siebie oderwać. Płakali jak małe dzieci, że po tylu latach udało im się szczęśliwie spotkać” – wspomina ze wzruszeniem Henryka Przewoźnik.
Aniela i Szczepan Suchorowscy zostali odznaczeni medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata w 2002 roku.