W 8-hektarowym gospodarstwie w Rytwianach mieszkała podczas II wojny światowej Genowefa Szeleś z dwójką dzieci: Ryszardem, urodzonym w 1935 roku i Zofią urodzoną w 1932 roku, a także z teściami: Janem i Rozalią Kalinami. Jej mąż zginął w polskiej wojnie obronnej w 1939 roku.
Pani Genowefa jesienią 1942 roku zgodziła się przyjąć grupę Żydów i ukryć ich w swoim gospodarstwie.
Mama przetrzymywała tych Żydów…a to były Żydy znajome, staszowskie. Jeszcze przed wojną przychodzili do nas po mleko, po jajka. No i przetrzymywała ich. Każdy chciał przeżyć – wspomina Zofia Czerwiec, córka Genowefy Szeleś.
Dokładnie nie wiadomo, ile osób przybyło do gospodarstwa Szelesiów i jak się oni nazywali. Pani Zofia wspomina, że były dwie grupy ukrywających się. Pierwsi ukryli się w stodole, tylko na pewien czas. Później w gospodarstwie, na strychu nad stajnią ukryła się druga grupa, złożona z 4 mężczyzn, kobiety i małego dziecka. Była taka Żydóweczka mała, młodsza ode mnie, to mama przynosiła ją co rano pod pierzynkę do mnie, żeby się zagrzała – uśmiecha się pani Zofia.
Nocami Żydzi prawdopodobnie opuszczali kryjówkę. Na strych wchodzili po drabinie, wciągając ją za sobą, żeby nie budzić podejrzeń.
Pani Zofia wspomina, że wiedziała o tym, że w gospodarstwie ukrywają się Żydzi, i że nikomu nie wolno o tym mówić. Pomagała mamie zdobyć dla nich jedzenie tak, żeby nie budziło to podejrzeń. W pomoc była zaangażowana ciotka Szelesiów, która mieszkała w Staszowie. Robiła ona zakupy. Na wsi kupowanie dodatkowych produktów od razu wzbudziłoby podejrzenia. Mogłam wtedy chodzić do trzeciej klasy. Ciotka w Staszowie kupowała chleb, to ja już nie szłam ze szkoły z koleżankami do domu, tylko szłam do tej ciotki i niosłam chleb dla tych Żydów. I mama im dawała jeść. Musiała sprzątać i gotować. Raz na dzień tę zupę trzeba było dać – wspomina pani Zofia.
Niespodziewanie, jesienią 1943 roku, do gospodarstwa Szelesiów wjechali Niemcy. Szukali mężczyzny, który zaczął przed nimi uciekać i skrył się w okolicznych zabudowaniach. Mógł to być jeden z ukrywających się Żydów, choć we wspomnieniach mieszkańców zachował się przekaz, że był to jeden z sąsiadów, Polak, który wzięty przez Niemców za Żyda zaczął uciekać i niechcący doprowadził ich do gospodarstwa Szelesiów. Przypadkowa wizyta doprowadziła do rewizji. Tego dnia u Szelesiów młócono zboże. Wśród pracowników była młoda dziewczyna, która prawdopodobnie niczego nie świadoma, powiedziała, że widziała jakiś ruch na strychu stodoły. Niemcy znaleźli Żydów, wywieźli ich i prawdopodobnie zabili.
Jeden z nich kazał Genowefie Szeleś zabrać dziecko (Ryszarda, bo Zofia była w tym czasie w szkole) i uciekać.
Gospodarstwo opuścili wszyscy, poza Janem Kaliną, dziadkiem Ryszarda i Zofii. Następnego dnia Niemcy wrócili, aby ukarać polską rodzinę za przechowywanie Żydów i zastrzelili go…
Gospodarstwo Szelesiów zostało splądrowane. Rodzina wróciła do niego dopiero w 1944 roku. Genowefa Szeleś z dwójką dzieci musiała dorabiać się wszystkiego od nowa.
Mama nie powiedziała „lekcje odrób”, tylko „do roboty. Tak było i trzeba się pogodzić – mówi dziś ze wzruszeniem pani Zofia.