Piłkarze ręczni PGE Vive Kielce po raz piętnasty w historii klubu zdobyli Puchar Polski. W finałowym spotkaniu pokonali w Arenie Kalisz Azoty Puławy 35:29 (18:20).
Pierwsza połowa przebiegała pod dyktando Azotów. Tylko dwukrotnie na tablicy wyników widniał remis. Puławianie po bramce Bartosza Jureckiego po raz pierwszy wyszli na prowadzenie różnicą trzech trafień (9:6).
Dobrze usposobieni rzutowo w ekipie z Puław byli wspomniany B. Jurecki oraz Panić. W dużej mierze dzięki tym zawodnikom Azoty utrzymywały przewagę, a w pewnym momencie prowadziły nawet czterema golami (15:11).
Końcówka tej części gry należała jednak do mistrzów Polski. Po bramce Aginagalde Vive przegrywało już tylko 17:18. Ostatecznie, do przerwy Azoty wygrywały 20:18, zdobywając dwudziestego gola niemal równo z końcową syreną. Wyrównana pierwsza połowa zwiastowała emocje w drugiej części.
Kto po pierwszej połowie przewidywał w tym pojedynku niespodziankę, srodze się przeliczył. Tylko na początku drugiej części gry, po golu Kuchczyńskiego Azoty utrzymywały przewagę z pierwszej części (24:21). Później sześć kolejnych bramek zdobyli kielczanie i wyszli na prowadzenie 27:24. Do dobrej gry swoich kolegów idealnie dostosował się Sławomir Szmal, który najpierw obronił rzut karny wykonywany przez B. Jureckiego, a po chwili przechwycił piłkę, gdy szybką kontrę usiłowali wyprowadzić puławianie.
Vive nie myliło się w ataku, w efekcie czego po golu Janca podopieczni Talanta Dujszebajewa wygrywali 31:26. W tym momencie w zasadzie było po meczu. Spotkanie zakończyło się pewnym zwycięstwem „żółto-biało-niebieskich” 35:29 i kielczanie mogli fetować swój 15 triumf w rozgrywkach Pucharu Polski.
Po kilku minutach na szyjach zawodników Vive zawisły złote medale, a kapitan kieleckiego zespołu Michał Jurecki odebrał Puchar Polski. Strzeliły korki od szampanów, a kielczanie jeszcze długo świętowali w hali w Kaliszu triumf ze swoimi kibicami.
Po meczu powiedzieli:
Talant Dujszebajew, trener PGE VIVE Kielce: To mój piąty puchar, pięć razy graliśmy i pięć razy wygraliśmy. Podziękowania dla chłopaków! Ja nie gram, to oni grają! Droga do każdego pucharu jest bardzo trudna, ciężko było nam się zebrać po tym, jak odpadliśmy z Ligi Mistrzów. Bolało, ale teraz jestem zadowolony, że chłopaki mogą cieszyć się z wygrania pucharu! Cieszę się z sześćdziesięciu minut gry, ale nie byłem zadowolony z koncentracji podczas pierwszej części gry. Popełniliśmy za dużo błędów w obronie. Jak to może być, że schodzimy do szatni przy stanie 18:20? Jeżeli rezultat wynosiłby 13:15, to miałbym mniej pretensji.
W tym sezonie byliśmy zachwyceni tym, co robią kibice z Kalisza, ale jak zwykle nasi kibice udowodnili, że to oni są najlepsi. Co roku są z nami w najtrudniejszych momentach i co roku sukcesy świętujemy razem. Z takimi kibicami można iść na wojnę! Za trzy dni mamy już mecz ligowy w Puławach, a potem rewanż w domu. Dziewięć bramek straconych w drugiej połowie to super wynik. Trzeba jednak podkreślić, że Puławy zagrały świetny mecz w ataku, wychodziło im wszystko. Panić zdobył ze dwie, trzy bramki naprawdę najwyższej klasy. My zawsze musimy wygrywać, jestem dumny z chłopaków, że wytrzymali tę presję. Nie ma czasu na imprezowanie, w autokarze wypijemy ze dwa piwka, jutro mamy trening, we wtorek kolejny, a w środę mamy bardzo ważny mecz. Żeby myśleć spokojnie o Lidze Mistrzów w przyszłym roku, teraz musimy być mistrzami Polski.
Sławomir Szmal, bramkarz PGE VIVE Kielce: Było widać, że to spotkanie nie układało się po naszej myśli. Pierwsza połowa w naszym wykonaniu i w obronie, i w ataku była słaba, straciliśmy aż dwadzieścia bramek. Trzeba przyznać, że zawodnicy Azotów grali bardzo dobrze, dochodzili do świetnych sytuacji rzutowych. Mają potencjał w ofensywie i zawodników, którzy potrafią rzucić z drugiej linii i to w tym meczu pokazali. W drugiej połowie zmieniliśmy poruszanie się na boisku o sto osiemdziesiąt stopni. Zaczęliśmy przede wszystkim walczyć w obronie, zderzać się z nimi. Dzięki temu mnie było łatwiej grać w bramce.
Rywale w pierwszej połowie pokazali, że są naprawdę dobrze przygotowani. Teraz w lidze, oczywiście, to będą inne mecze. O tyle będzie lżejsza głowa, że zwycięsko będzie trzeba wyjść z dwumeczu, a finał Pucharu Polski to tylko jedno spotkanie. Przy słabej dyspozycji, można to starcie przegrać. W półfinale oczywiście będziemy chcieli wygrać oba pojedynki i postawić wysoko poprzeczkę. Odnośnie końca mojej kariery, pojawiły się ostatnio w mediach jakieś spekulacje, ale to są chyba tylko pobożne życzenia dziennikarzy. Podtrzymuję to, co powiedziałam w grudniu. Moje kolana są tak zmęczone, że naprawdę potrzebują odpoczynku.
Daniel Waszkiewicz, trener Azotów Puławy: Nasza postawa nawet mnie troszkę zaskoczyła, szczególnie pierwsza połowa była bardzo fajna. Cieszę się, że dostarczyliśmy kibicom w sumie fajne widowisko przez całe zawody. Pokazaliśmy chyba kawałek naprawdę dobrej piłki ręcznej. Mieliśmy jednak chwile słabości, które rywale bezwzględnie wykorzystali. Klasa zespołu wychodzi dopiero pod koniec meczu, wtedy nadchodzą godziny prawdy. Kielce grały swoim rytmem przez cały mecz, nam nie udało się go zachować. Puchar ma to do siebie, że drugie miejsce się nie liczy, ale w wykonaniu mojego zespołu to był kawałek piłki ręcznej, który trzeba zapamiętać i iść dalej w tym kierunku. Z takim zespołem jak PGE VIVE, trzeba na szalę rzucić cechy wolicjonalne, walkę, zawziętość. W nadchodzących spotkania w lidze te cechy będą bardzo ważnie.
Bartosz Jurecki, obrotowy Azotów Puławy: Jesteśmy trochę zawiedzeni, bo daliśmy dzisiaj z siebie wszystko, chcieliśmy dzisiaj z pucharem wrócić do Puław. Ale tak to już jest, że jedna drużyna musi płakać, by druga mogła się cieszyć. Naszą taktyką miała być dzisiaj konsekwencja i spokój. Przez długi okres tak właśnie było. W pierwszej połowie graliśmy bardzo długo w ataku pozycyjnym, kilka razy już był czas, ale nie podpalaliśmy się i graliśmy swoje. Po czterdziestu minutach tego nam zabrakło. Oddawaliśmy rzuty z nieprzygotowanych pozycji, „Kasa” kilka piłek wybronił, z tego poszły kontry i widzimy, jaki jest wynik. Czekają nas jeszcze bardzo ciężkie mecze z Kielcami w lidze. Jeśli zagramy u siebie w domu cały mecz, tak jak dzisiaj czterdzieści minut, to myślę, że jesteśmy w stanie go wygrać. To chcielibyśmy zrobić dla swoich kibiców. Zdajemy sobie sprawę, że nie gramy najpiękniejszego handballu, ale do tego momentu był skuteczny, więc chyba lepiej grać brzydko i wygrywać, niż tak, jak dzisiaj, do czterdziestej minuty ładnie, ale potem przegrać.
PGE VIVE Kielce – Azoty Puławy 35:29 (18:20)
PGE VIVE: Szmal, Ivic – Jurecki 4, Dujshebaev 7, Kus, Aguinagalde 2, Bielecki 4, Jachlewski 5, Strlek 4, Janc 4, Jurkiewicz 1, Zorman 1, Mamic, Bombac 3, Darko Djukic.
Azoty: Bogdanow, Koszowy – Kuchczyński 1, Podsiadło 3, Łyżwa 3, Panic 9, Grzelak 1, Masłowski 2, Titow, Kowalczyk, Jurecki 7, Ostrouszko 1 Prce 2, Gumiński, Seroka Skrabania.