Serbia, Estonia i Finlandia – to rywale biało-czerwonych w grupie A mistrzostw Europy siatkarzy, które od czwartku odbywać się będą w Polsce. Celem zespołu gospodarzy prowadzonego przez Ferdinando De Giorgiego jest walka o medale i odbudowywanie pewności siebie.
Polacy mieli sporo czasu – i na odpoczynek, i na ciężką pracę. Po tym jak nie awansowali do Final Six Ligi Światowej, dostali niemal trzy tygodnie wolnego. Każdy odpoczął, nabrał sił i… przyjechał do Spały. To właśnie tam wykuwana była forma na mistrzostwa Europy.
Mają się one zakończyć sukcesem. Przynajmniej tego oczekują kibice. Po dwóch nieudanych latach siatkarze także potrzebują odbudować pewność siebie.
De Giorgi, który objął kadrę przed tym sezonem, postanowił zrobić kilka roszad. Zrezygnował przede wszystkim z doświadczonych środkowych. Nie ma w składzie ani Marcina Możdżonka, ani Piotra Nowakowskiego, ani też Karola Kłosa. Ostatni z nich sam zrezygnował z gry – jak podkreślił, ze względów osobistych.
Najbardziej doświadczeni są kapitan Michał Kubiak, atakujący Dawid Konarski, libero Paweł Zatorski oraz rozgrywający Fabian Drzyzga i Grzegorz Łomacz. Jest jednak też wiele nowych twarzy, jak chociażby Jan Kochanowski czy Bartłomiej Lemański.
Zmieniły się także obowiązujące na zgrupowaniach zasady. Włoski szkoleniowiec wprowadził duży rygor. Nikt z reprezentantów jednak nie narzeka.
– W kadrze grają ci, co chcą. Nikt nie trzyma tutaj nikogo z przymusu. Przyświeca nam jeden cel i jestem przekonany, że taki kształt reprezentacji może przetrwać do igrzysk w Tokio – mówił Konarski, który De Giorgiego zna bardzo dobrze, bo właśnie pod jego okiem jeszcze niedawno trenował w Zaksie Kędzierzyn-Koźle.
Mimo że wszyscy otwarcie mówią o oczekiwaniach medalowych, emocje próbują studzić eksperci. – Brązowy medal brałbym w ciemno – przyznał były selekcjoner Stanisław Gościniak.
Początek ME będzie podobny do imprezy sprzed trzech lat. Wówczas w Polsce rozgrywane były mistrzostwa świata. Mecz otwarcia odbył się – tak jak będzie to w czwartek – na PGE Narodowym w Warszawie. Rywalem byli także Serbowie.
– Teraz bałkańska ekipa wydaje się silniejsza niż te trzy lata temu. Jako zespół bardzo się rozwinęli. Jest niewiele nowych twarzy, scementowała się szóstka i jest znakomity trener Nikola Grbic – dodał Gościniak.
W 2014 biało-czerwoni wygrali gładko 3:0, a dwa tygodnie później stanęli na najwyższym stopniu podium. Na taki scenariusz wszyscy teraz także mają nadzieję.
– Ale jak przegramy spotkanie otwarcia, nic się nie stanie. Będzie trzeba po prostu się szybko z tego otrząsnąć i walczyć dalej – podkreślił Gościniak.
Stawka jest od pierwszych spotkań bardzo duża, bo tylko zwycięzcy czterech grup zapewnią sobie bezpośredni awans do ćwierćfinałów. Zespoły z drugich i trzecich lokat zmierzą się w barażach.
– Wydaje się jednak, że pozostali grupowi rywale – Estonia i Finlandia – nie są bardzo wymagający i powinniśmy sobie poradzić, ale nie wolno nikogo lekceważyć. Oczywiście o medal nie będzie łatwo, nigdy nie jest w mistrzostwach Europy – ocenił mistrz świata z 1974 roku.
Polacy w kolejnym etapie trafią na rywali z grupy C, w której występują Bułgarzy, Rosjanie, Słoweńcy i Hiszpanie.
Trudno wskazać jednoznacznie faworyta imprezy, ale najbliżej tej roli są Francuzi. To oni bronią też tytułu, a ich skład w porównaniu z tym sprzed dwóch lat niewiele się zmienił. Wielki głód zwycięstw w wielkich imprezach mają Serbowie. Zawsze groźni są Włosi i Rosjanie. Świetnie ostatnio grali Belgowie i wielu wskazuje właśnie ich jako możliwego tzw. czarnego konia turnieju.
Mistrzostwa rozpoczną się 24 sierpnia. Mecze rozegrane zostaną w pięciu miastach – Szczecinie, Krakowie, Gdańsku, Katowicach i Warszawie, gdzie na PGE Narodowym odbędzie się tylko mecz otwarcia. Polacy po krótkiej wizycie w Warszawie pojadą do Gdańska na spotkania z Estonią i Finlandią. A później, o ile awansują, przeniosą się do Krakowa, gdzie odbędą się także bezpośrednie starcia o medale.
Finał został zaplanowany na 3 września.