Opatowski Sanepid nie potwierdza informacji o wyrzucaniu przez tamtejszą lecznicę niebezpiecznych odpadów do sąsiadującej ze szpitalem studzienki ściekowej. Jak wynika z przeprowadzonej kontroli, nie było nieprawidłowości dotyczących zostawiania przez personel igieł, strzykawek i ręczników w pobliżu tej placówki.
Sprawdzali to także urzędnicy ze starostwa. Informację o tym, że do ścieków trafiają niebezpieczne odpady podała „Gazeta Wyborcza”, a przekazali ją pracownicy opatowskiej firmy komunalnej, zajmującej się oczyszczaniem kolektorów. Po ujawnieniu tych doniesień, zarządzono natychmiastową kontrolę.
Teresa Krawczyk, p.o. Inspektora Sanitarnego w Opatowie wyjaśniła, że nie było wątpliwości dotyczących obchodzenia się ze zużytym sprzętem medycznym. Jan Gniadek, prezes opatowskiego szpitala stanowczo odpiera zarzuty pracowników firmy komunalnej. Wyjaśnia także, że odpadami medycznymi zajmują się wyspecjalizowane służby, a jego pracownicy ściśle przestrzegają procedur dotyczących ich utylizowania.
Dodatkową kontrolę zarządził także starosta opatowski Bogusław Włodarczyk. Urzędnicy uznali za niemożliwe wrzucanie takiego sprzętu do sieci kanalizacyjnej znajdującej się w szpitalu. Starosta Bogusław Włodarczyk stwierdził, że ta informacja miała zdyskredytować lecznicę.
Według nieoficjalnych informacji, wielkość igieł i strzykawek znajdowanych w sieci kanalizacyjnej nie pasowała do tych, których używa się w szpitalu. Nikt z zarządu spółki zajmującej się konserwacją sieci kanalizacyjnej Opatowie, nie chciał ustosunkować się do ustaleń kontroli Sanepidu i urzędników ze starostwa.
Teresa Czajkowska