W kieleckim zespole w porównaniu do półfinałowego meczu z Telekomem Veszprem zaszła jedna zmiana. W meczowej szesnastce zamiast Haukura Thrastarsona znalazł się Michał Olejniczak. Trener rywali Carlos Ortega desygnował do gry tych samych zawodników co dzień wcześniej.
W pierwszej akcji spotkania bramkarz Vive Andreas Wolff zatrzymał rzut Luki Cindrica. Po chwili kielczanie objęli prowadzenie po bramce Nicolasa Tournata. Rywale odpowiedzieli trafieniami Aleixa Gomeza i Angela Fernandeza Pereza (Perez i Cindric to byli zawodnicy Vive). Hiszpański skrzydłowy w szóstej minucie trafił po raz kolejny i było już 4:2 dla Barcy. Minutę później zespół z Kielc przegrywał już trzema bramkami (Gomez z karnego).
Podopieczni Tałanta Dujszebajewa tracili piłkę w ataku, a przeciwnik wykorzystywał to bezlitośnie. Polska drużyna powoli uspokoiła grę, w 13. min przy wyniku 5:7 mogła złapać kontakt z rywalem, ale ze skrzydła pomylił się Arkadiusz Moryto. W kieleckiej ekipie wynik trzymał Branko Vujovic, który po kwadransie miał na koncie trzy trafienia.
Sygnał do odrabiania strat dał udaną interwencją Wolff. Gonzalo Pereza de Vargasa pokonał Alex Dujshebaev i Barca prowadziła już tylko 10:9 (21. min). W 25. min był już remis 12:12 (Arciom Karalek dobił rzut Szymona Sićki). Po chwili Timothey N’Guessan przegrał pojedynek z Wolffem, ale zawodnicy Vive zgubili piłkę w ataku, marnując okazję na wyjście na prowadzenie. Na przerwę Barca schodziła z jednobramkową przewagą (14:13), po tym jak niemieckiego bramkarza Vive już po raz szósty pokonał Gomez. Wolff po 30 minutach miał sześć udanych interwencji, podobnie jak i bramkarz rywali.
Tuż po przerwie do remisu doprowadził Władysław Kulesz. Na parkiecie trwała zażarta walka o każdą piłkę, o każdy centymetr parkietu. W 35. min. Wolff Zatrzymał rzut Aitora Arino, a dwie minuty później Vive wyszło na prowadzenie (17:16, bramka Daniela Dujshebaeva). Przez następne minuty wynik cały czas oscylował wokół remisu. W 45. min kielczanie mogli prowadzić dwiema bramkami, ale Moryto nie wykorzystał karnego.
Mijały kolejne minuty, ale żadna z drużyn nie mogła odskoczyć od rywala na więcej niż jedną bramkę. Na 10 minut przed końcem Wolff obronił rzut Ludovica Fabregasa, ale zawodnicy Vive przy prowadzeniu 24:23 zgubili piłkę w ataku. Nie udało się to także dwie minuty później. Fabregas przy rzucie przekroczył linię siedmiu metrów, a polska drużyna znów odnotowała stratę.
W 54. min na prowadzenie mogła wyjść Barca, ale Wolff w kapitalnym stylu obronił rzut Gomeza. Mecz do końca trzymał w ogromnym napięciu, a kibice w hali oglądali go na stojąco. Trzy minuty później w odstępie kilkunastu sekund Barca zdobyła dwie bramki i to Hiszpanie wygrywali 27:26. Błyskawicznie do remisu doprowadził Karalek. W kolejnej akcji rywali karę dwóch minut otrzymał Tomasz Gębala.
Na dwie minuty przed końcem z karnego trafił Gomez, a kielczanie po chwili stracili piłkę w ataku. W kolejnej akcji spudłował Dika Mem i na 56 sekund przed końcową syreną trener Vive poprosił o czas. Kielczanie perfekcyjnie rozegrali akcję i w ostatnich sekundach wyrównał Karalek, doprowadzając do dogrywki.
Dodatkowy czas gry rozpoczął się od niecelnego rzutu Mema, po chwili bramkarz Barcy zatrzymał Kulesza. Obie drużyny zdobyły po jednej bramce (Nahi i Timothey N’Guessan). Ale kolejne minuty to show Wolffa, który obronił rzuty Fabregasa i Melvyna Richardsona. Koledzy Niemca z pola nie potrafili tego wykorzystać i po pierwszej części dogrywki to mistrz Hiszpanii prowadził 30:29.
Ostatnie pięć minut rozpoczęło się od mocnego uderzenia Vive. Po bramkach Daniela i z karnego Moryty to polska drużyna wyrywała 31:30. Do wyrównania doprowadził Arino. Na półtorej minuty przed końcem z karnego trafił Moryto, ale minutę później odpowiedział Mem. Kielczanie mieli szansę na wygraną, ale rzut Alexa Dujshebaeva tuż przed końcem był niecelny.
O wszystkim zadecydowały karne. Gracze Barcy byli w nich bezbłędni. Z polskiej drużyny pomylił się Alex Dujshebaev i to mistrz Hiszpanii cieszył się ze zwycięstwa.
Do 1993 roku najważniejszym trofeum w klubowej piłce ręcznej mężczyzn był Puchar Europy Mistrzów Krajowych. Od kolejnego sezonu rozgrywki przybrały nową formę – Ligi Mistrzów EHF.
Od sezonu 2009/10 roku rozgrywki LM kończą się turniejem Final Four, który rozgrywany jest w Kolonii.
– Najpierw płakałem jak małe dziecko. Ale to jest normalne. Przez pierwsze 10 minut był smutek, bo byliśmy tak blisko. Ale po kolejnych 10 minutach podniosłem głowę i muszę powiedzieć, że jestem mega dumny z naszej drużyny. Rozumiem ich ból, bo rozegrali świetny mecz i w dogrywce byli bardzo blisko rozstrzygnięcia tego spotkania. Ale to jest sport. Spotkały się dwie równorzędne drużyny i remis byłby tutaj najsprawiedliwszym wynikiem. Mamy taką świetną drużynę, taki klub, niesamowitych kibiców. To była świetna promocja dla miasta, dla całej Polski. Ruszyliśmy serca kibiców w całym kraju. Jeszcze raz powtórzę, jestem bardzo dumny z tego zespołu. Awansować do Final Four Ligi Mistrzów nie jest tak łatwo. Ale wrócimy tutaj i postaramy się wygrać za rok – powiedział prezes Vive Bertus Servaas.
– Szkoda, że przegraliśmy ten mecz. Porażka w rzutach karnych jest tym bardziej bolesna. Uważam, że nie byliśmy gorszym zespołem od Barcelony. Dziękuję wspaniałym kibicom i wszystkim, którzy stworzyli ten wspaniały spektakl. Teraz musimy trochę odpocząć i przed nami kolejny sezon – powiedział trener kielczan Talant Dujszebajew.
– Jest mi po prostu smutno. Mecz był emocjonujący i wyrównany, ale jutro nikt o tym nie będzie pamiętał. Zwycięzca jest tylko jeden, niestety nie jesteśmy nim my. Ktoś powie, że za nami wspaniały sezon, ale w najważniejszym meczu nie daliśmy rady – powiedział ze łzami w oczach rozgrywający Tomasz Gębala.
– Niewiele nam zabrakło, bo karne to loteria. Tyle pracy wykonaliśmy w tym sezonie, a kończymy z niczym. Bo srebro nikogo nie zadawala. Liczą się tylko zwycięzcy i puchar Ligi Mistrzów” – podkreślił Arkadiusz Moryto, prawoskrzydłowy polskiego zespołu.
– Mieliśmy swoje szanse, w dogrywce mogliśmy wyjść na dwie bramki przewagi, ale niestety doszło do karnych. Zabrakło nam szczęścia. Andy (Wolff – PAP) miał dwie piłki na rękach. Ale nie mam do niego pretensji. Pomógł nam bardzo, trzymał nas w grze. Tak niewiele nam zabrakło – dodał Moryto.
Uśmiechu po meczu nie było także na twarzy Daniela Dujshebaeva.
– Niestety szczęście dzisiaj nie było po naszej stronie. Zagraliśmy dobry mecz z jednym z najlepszych zespołów na świecie. Mogliśmy wyjść w dogrywce na dwie bramki przewagi, ale tego nie zrobiliśmy – powiedział młodszy syn trenera Vive Tałanta Dujszebajewa. – Drugie miejsce to może i sukces. Nie wiem. Ale jestem pewny, że za rok wrócimy tutaj znowu i będziemy walczyć – dodał 24-letni zawodnik.
– Ta porażka bardzo boli. Byliśmy dzisiaj bardzo blisko powtórzenia sukcesu sprzed sześciu lat. Niestety, los wyrównał rachunki. To, co zabraliśmy wtedy Veszprem, dzisiaj Barcelona odebrała. Mecz był bardzo wyrównany, nawet jeśli któraś drużyna osiągała jakąś lekką przewagę, to przeciwnik za każdym razem dochodził i wyrównywał stan meczu. Poziom tego meczu był tak wyrównany, że detale zadecydowały o zwycięstwie, bądź przegranej. Dziś mieliśmy mniej szczęścia w tej loterii rzutów karnych. Gratulujemy Barcelonie, bo zagrała wspaniały sezon, mają świetnych zawodników, kulturę gry, ale wydaje mi się, że to nie jest koniec. Jesteśmy bardzo młodą drużyną, głodną sukcesów, trener Talant Dujszebajew robi wspaniałą pracę i wydaje, że w nowym sezonie będziemy jeszcze bardziej zdeterminowani niż teraz – powiedział drugi trener Krzysztof Lijewski.
– Karne to loteria, fajnie jest je wygrać, ale nie zawsze się udaje. Teraz u nas w obozie jest niesamowity smutek, pewnie to minie i dojdzie do wszystkich, że jest się drugą drużyną klubową Europy. Niełatwo powstrzymać emocje, było tak blisko i karne, w których pomylił się Alex. To jest świetna drużyna, walczmy o nią i bądźmy z niej dumni – stwierdził ze łzami dyrektor marketingu Łomży Vive Kielce Paweł Papaj.
FC Barcelona Handbol – Łomża Vive Kielce 37-35 po rzutach karnych (14-13, 28-28, 30-29)
FC Barcelona: Perez de Vargas – Gómez 9, Mem 5, N’Guessan 5, Arino 3, Fernandez 3, Richardson 2, Janc 1, Thiagus Petrus 1, Maguc 1, Langaro 1, Fabregas 1, Cindrić, Ben Ali, Zeinelabedin.
Łomża Vive: Wolff, Kornecki – Vujović 4, Kulesz 4, Alex Dujszebajew 4, Moryto 4, Daniel Dujszebajew 4, Karaliok 4, Sićko 3, Tournat 2, Nahi 2, Karacić 1, Sanchez-Migallon, Gębala.