Zmarł Mirosław Hermaszewski – pierwszy i jedyny polski astronauta. Urodzony w 1941 r. na Wołyniu, w czerwcu 1978 odbył lot w kosmos na pokładzie radzieckiego statku Sojuz.
Lot, który przyniósł Hermaszewskiemu sławę, rozpoczął się 27 czerwca 1978 r. o godz. 17.27 naszego czasu. Wówczas z kosmodromu Bajkonur wystartował radziecki statek Sojuz 30, którego załogę stanowili: Mirosław Hermaszewski i dowódca, radziecki pułkownik Piotr Klimuk.
– Ziemia nadaje muzykę. Rodowicz śpiewa Kolorowe jarmarki. Anna German śpiewa ulubioną przez geologów, ale przede wszystkim kosmonautów Nadzieję. (…) Na tle melodii słyszymy końcowe komendy odliczania – wspominał Hermaszewski moment startu po latach, w książce „Ciężar nieważkości. Opowieść pilota-kosmonauty”.
– Podczas czwartego okrążenia przelatywać będziemy nad Polską. Myśląc o tym, czuję dziwne podekscytowanie, mimo że jestem jeszcze bardzo daleko. (…) Europa Środkowa spowita jest chmurami, ale część naszego wybrzeża odcina się od szarych wód Bałtyku. W Polsce zapada noc. Przyklejony do iluminatora chłonę widok Zatoki Gdańskiej, rozpoznaję światła Bydgoszczy. Wisła na całej swojej długości fosforyzuje resztką blasku dnia. Południe Polski jest okryte szczelną zasłoną chmur. Przelatujemy nieco poniżej Warszawy i zanurzamy się w kolejną, czwartą kosmiczną noc – opisywał swoje wrażenia z kosmosu Hermaszewski.
Po dwóch dniach załoga statku Sojuz 30 połączyła się ze stacją orbitalną Salut 6, gdzie przebywali już wcześniej kosmonauci Władimir Kowalenok i Aleksander Iwanczenkow.
Polak uczestniczył w eksperymentach naukowych obejmujących różne aspekty zachowania się organizmu człowieka w warunkach nieważkości. Prowadził obserwacje zórz polarnych oraz prace z zakresu teledetekcji. W jednym z doświadczeń o nazwie „Czajka”, miał określić sprawność naczyń krwionośnych nóg i zdolność kompensacji układu krążenia. Podczas doświadczenia, wskutek wytworzonej różnicy ciśnień, krew spływała z górnych partii ciała do nóg.
– Eksperyment śledzili w Centrum Kierowania naukowcy z Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej. Każdy z nich czuł się w obowiązku sprawdzić swoje hipotezy lub choćby zadać pytanie. Na ich życzenie zwiększam podciśnienie i mdleję kilka razy. Jest mi niedobrze, a tymczasem oni są zachwyceni i cieszą się jak dzieci – wspomniał kosmonauta.
W sumie podczas lotu kosmonauci 126 razy okrążyli Ziemię, a przy okazji ustanowili kilka rekordów Polski zatwierdzonych przez Międzynarodową Federację Lotniczą.
– W czasie jednego okrążenia widziałem na północy zachód, noc, na południu wschód Słońca i dzień. W 90 minut przeżyłem całą dobę, widziałem także lato oraz zimę na południu, czyli wszystkie pory roku. Jak to możliwe? W 90 minut przeżyłem cały rok – opisywał Hermaszewski.
Lądowanie nastąpiło 5 lipca na stepach Kazachstanu.
– Od domu dzieliło nas jeszcze tylko 1500 kilometrów – i właśnie wtedy pojawiły się pierwsze, nieśmiałe płomienie (…). Poczułem ciężkość własnego ciała. Niewidzialna siła zaczęła ugniatać mi klatkę piersiową i poczułem jakby moja krtań miała się zapaść. Oddychanie było coraz trudniejsze i wymagało wysiłku, a mówienie stawało się prawie niemożliwe. Płomienie były już bardzo wyraźne, buszowały tuż obok mojej twarzy za ogniotrwałą szybą iluminatora. Mimo to kilkakrotnie wzdrygnąłem się, bo ten miły kolor to przecież rozpalona do piętnastu milionów stopni Celsjusza plazma – opisywał ten moment polski kosmonauta. W kosmosie spędził w sumie 7 dni, 22 godziny, 2 minuty i 59 sekund.
Na pokład Sojuza 30 Hermaszewski zabrał ze sobą m.in. flagę i godło państwowe PRL, fotografie Edwarda Gierka i Leonida Breżniewa, ziemię z pól Lenino i Warszawy, miniaturowe wydania „Manifestu Komunistycznego”. W kosmos z Hermaszewskim poleciało także faksimile pierwszej księgi „O obrotach ciał niebieskich” oraz rysunku systemu słonecznego Mikołaja Kopernika. Jako wyposażenie osobiste zabrał zaś m.in. miniaturowe wydanie „Pana Tadeusza”, które po latach podarował papieżowi Janowi Pawłowi II.
Lotnictwem Hermaszewski interesował się od małego. Znaczący wpływ na jego zainteresowania miał starszy brat Władysław – pilot samolotów odrzutowych.
– Słyszałem o nim w radio i wyobrażałem sobie szum jego samolotu na defiladach, pisano w gazetach o przodującym oficerze pilocie Władysławie Hermaszewskim. Pojawiła się też czytanka w podręczniku do języka polskiego dla czwartych klas: Jak mały Władzio został lotnikiem – wspominał Mirosław Hermaszewski.
Urodzony w 1941 r. w Lipnikach na Wołyniu, jako dwuletnie dziecko niemal cudem przeżył atak oddziału Ukraińskiej Powstańczej Armii na zamieszkujących tam Polaków w nocy z 25 na 26 marca 1943 roku. Tej nocy zginęło 182 mieszkańców Lipnik, w tym dziadek Hermaszewskiego – Sylwester. Następnego ranka małego Mirka odnalazł ojciec, który wyruszył na poszukiwania ocalałych mieszkańców wsi i resztek dobytku.
– Nieopodal opłotków na zamarzniętym polu ojciec niespodziewanie dostrzegł charakterystyczny koc w kratkę, a w nim nieruchomego syna – Mirka, a wokół śniegu dużo krwi. Tata był pewny, że jestem martwy, byłem blady, ale kiedy potrząsnął mną, otworzyłem oczy i powiedziałem: tata, si – co oznaczało ogień, i buch – czyli to, czego było dużo, a tłumaczyć nie trzeba – opisywał tamte wydarzenia w swojej książce.
Po wojnie w 1945 roku wraz z rodziną trafił do Wołowa niedaleko Wrocławia. Tu skończył szkołę podstawową i liceum.
– Wielu młodym ludziom już na starcie wydaje się, że nie będą w stanie wiele osiągnąć. Mówią: jestem z biednej rodziny, co ja tam mogę. Nie wytyczają sobie żadnego życiowego celu i marnują życie. A to nie jest tak, że gdy ktoś osiągnął coś w życiu – np. został kosmonautą – to miał to zaplanowane od początku i już tak to szło – tłumaczył w jednej z rozmów z PAP kosmonauta.
W 1960 roku zaczął latać na szybowcach w Aeroklubie Wrocławskim, a później na samolotach na lotnisku w Grudziądzu. W roku 1961 wstąpił do Wyższej Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie. Po szkole, którą ukończył jako prymus, został przydzielony do pułku obrony powietrznej w Poznaniu. Z wyróżnieniem ukończył Akademię Sztabu Generalnego w Warszawie. Służył w wojskach obrony powietrznej kraju, jako dowódca eskadry w Słupsku, zastępca dowódcy pułku w Gdyni oraz dowódca 11. pułku myśliwców we Wrocławiu.
W 1976 roku trafił do grupy kandydatów na kosmonautów w ramach międzynarodowego programu Interkosmos, utworzonego przez ZSRR i rozpoczął szkolenie w Gwiezdnym Miasteczku pod Moskwą.
– Od pierwszego dnia pobytu w Gwiezdnym przygotowywano nas także pod kątem psychologicznym do działania w warunkach nieważkości, stresu i deficytu czasu. Była to też miła odskocznia od zajęć klasowych, bo nam pilotom brakowało przestrzeni. Na razie musieliśmy zadowolić się ćwiczeniami fizycznymi i najbardziej chyba nielubianymi przez pilotów mękami na loopingach, kołach reńskich, żyroskopach, batutach i innych iście cyrkowych przyrządach – opisywał w swojej książce.
W latach 1981-1983 Hermaszewski był członkiem Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Jak tłumaczył po latach na antenie jednej ze stacji telewizyjnych, o swoim udziale we WRON dowiedział się z telewizji. Kiedy się ona po raz pierwszy zebrała był w Moskwie, gdzie wówczas studiował w tamtejszej Wojskowej Akademii Sztabu Generalnego.
W latach 1987-1990 był komendantem Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych, gdzie w 1988 roku otrzymał nominację generalską. Następnie pełnił funkcję zastępcy dowódcy Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej (WLiOP) i szefa bezpieczeństwa lotów WLiOP.
W 2001 wystartował bez powodzenia w wyborach parlamentarnych do Senatu z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej – Unii Pracy. W wyborach samorządowych w 2002 był również z ramienia SLD–UP kandydatem do sejmiku mazowieckiego i uzyskał mandat. W wyborach parlamentarnych w 2005 kandydował do Sejmu z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej nie zdobywając jednak mandatu.
W 2018 roku rząd Mateusza Morawieckiego przygotował ustawę, która degradowała osoby, które w latach 1943-90 sprzeniewierzyły się polskiej racji stanu, w tym wszystkich członków WRON. Ustawa została przegłosowana przez parlament, ale zawetował ją prezydent Andrzej Duda, który powoływał się na przykład gen. Hermaszewskiego, jako osoby, która nie powinna być pozbawiona stopnia wojskowego na podstawie ustawy.
Swój ostatni lot na samolocie bojowym, Migu-29, Hermaszewski odbył 5 października 2005 roku, gdy ówczesny minister obrony narodowej Jerzy Szmajdziński dowiedział się, że jedyny polski kosmonauta nie wykonał do tej pory lotu pożegnalnego.
Do niedawna Hermaszewski był zapraszany na spotkania w całej Polsce, by opowiadać o swojej wyprawie i popularyzować kosmonautykę. W kwietniu 2011 roku znalazł się w gronie astronautów, nagrodzonych medalem „Za zasługi w podboju kosmosu” przez prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa z okazji 50. rocznicy lotu Jurija Gagarina.