Ryś Horaj z Roztocza powrócił w swoje rodzinne strony. Zwierzę blisko pół roku spędziło w Ośrodku Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Mysikrólik” w Bielsku-Białej, po tym jak w ubiegłym roku jego matka zginęła pod kołami samochodu na drodze krajowej nr 17 przed przejściem granicznym w Hrebennem.
– Młody ryś, wystraszony całym zdarzeniem, schował się w pobliskim lesie. Słychać było, że tam jest, ponieważ bardzo mocno „wokalizował”. Natomiast wyszukanie go w gęstych zaroślach było prawie niemożliwe – okoliczności znalezienia i ratowania młodego drapieżnika wspomina dr hab. Robert Mysłajek z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Uniwersytetu Warszawskiego. – Na szczęście prowadzimy na Roztoczu, wraz z Roztoczańskim Parkiem Narodowym, projekt badań nad rysiami. W związku z tym, mogliśmy zainstalować w miejscu, gdzie przebywał młody ryś, bezpieczną drewnianą odłownię. Zostawiliśmy w niej jedzenie. Na szczęście udało się go zwabić do tej odłowni.
– W ten sposób ryś Horaj trafił do naszego ośrodka. Zwierzę było w dobrym stanie, ponieważ matka troskliwie nim się opiekowała. Osierocony ryś jednak nie przetrwałby samotnie zimy – wyjaśnia Sławomir Łyczko z Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Mysikrólik”. – Zwierzę zostało umieszczone w specjalnej wolierze z „wystrojem” lasu i z możliwością znalezienia kryjówek. Było to kluczowe, żeby czuł się bezpiecznie i nie miał kontaktu z człowiekiem. Bowiem oswojenie spowodowałoby brak możliwości jego powrotu do środowiska naturalnego. Horaj rósł bardzo szybko. Przysporzył nam nieco nerwów, ponieważ zaczął bardzo głośno nawoływać, często bardzo późno w nocy. Ten głos niósł się po okolicy. Ale wszystko było pod kontrolą – opowiada Sławomir Łyczko.
– Kiedy odłowiony trafił do klatki, ważył 10 kilogramów. Natomiast kiedy przed kilkoma dniami został wypuszczony na Roztoczu ważył już 16 kilogramów – mówi Andrzej Tittenbrun, dyrektor Roztoczańskiego Parku Narodowego. – To młody samiec, który powinien już dać sobie radę sam w życiu.
– Bardzo szybko, bez szczególnego ociągania wyszedł ze skrzynki, w której go przywieźliśmy, no i po prostu zniknął w lesie – opisuje powrót Horaja na Roztocze dr hab. Sabina Nowak, prezes Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”. – Moment pożegnania był dla nas za krótki, bo przez wiele miesięcy się nim opiekowaliśmy i w pewien sposób się do Horaja przywiązaliśmy. Na szczęście obroża telemetryczna daje nam możliwość nadzoru nad tym, co się z nim dzieje. Obroża codziennie przesyła informacje, gdzie się przemieszcza i co robi. Mamy nadzieję, że, kiedy lepiej pozna okolicę, zacznie sam polować i nie będzie mu już potrzebna nasza pomoc.
– Wierzę, że mu się to uda. Wcześniej opiekowaliśmy się rysicą Marysią i już w kilka tygodni po wypuszczeniu, fotopułapki zarejestrowały, że udało jej się upolować zdobycz – stwierdza Sławomir Łyczko. – Naszych domowych kotów też nikt nie uczy polować, natomiast doskonale to robią. Wierzymy, że ten kot też sobie poradzi.
– Rysie są dosyć ruchliwe. To zwierzęta, które pokonują spore odległości. Ich zasięg terytorialny jest większy niż watahy wilków. Stąd trzeba mieć świadomość, że w danej chwili może ich tu wcale nie być, a równie dobrze mogą być jednocześnie trzy – opowiada Andrzej Tittenbrun. – „Młodzieniec”, który teraz trafił do nas, najprawdopodobniej nie jest spokrewniony z żadnym rysiem, które teraz w Roztoczańskim Parku Narodowym się pokazują, oznacza to więc powiększenie puli genetycznej.
– Nie wiemy dokładnie, gdzie Horaj się osiedli. Mamy nadzieję, że zostanie w Roztoczańskim Parku Narodowym, ale może powędruje w inne części Roztocza. Bardzo nie chcielibyśmy, żeby ruszał gdzieś dalej – dodaje dr hab. Sabina Nowak.
Ponieważ Horaj, podobnie jak wiele dzikich zwierząt, codziennie przechodzi przez drogi na terenie Roztocza, członkowie Stowarzyszenia dla Natury „Wilk” apelują do kierowców o ostrożną jazdę na tym obszarze.