Marianna i Stanisław Matuszczykowie mieszkali w Bronowie, w gminie Działoszyce. Wraz z nimi mieszkała ich jedyna córka Honorata ze swoim mężem, Wojciechem. Byli ubogą, ale bardzo pracowitą rodziną, utrzymującą się z rolnictwa.
Jeszcze przed wojną mieli znajomego kupca zbożowego, Żyda, o nazwisku Federman z pobliskich Dziewięczyc. Kiedy 3 września 1942 roku rozpoczęła się deportacja ludności żydowskiej do obozu zagłady w Bełżcu, Federmanowi wraz z żoną i trzema synami udało się uciec.
Błąkali się po okolicznych polach i lasach, ale dłuższe ukrywanie się w takich warunkach nie było możliwe dla rodziców. Zdecydowali, że udadzą się do krakowskiego getta i tam spróbują przetrwać. Ich synowie: Hyman, Pinchas i Jozef postanowili poprosić o pomoc miejscową ludność. Zapukali do Matuszczyków.
„Oni tu przyszli, prosili, żeby ich wziąć na tydzień, na dwa tygodnie. Wszędzie chodzili, nie mogli znaleźć miejsca… Dziadek się zlitował… Bo to miało być niedługo. A tu się okazało, że nie tak szybko” – opowiada Wiesława Kłębek, córka Honoraty i Wojciecha Muchów.
Niewielką kryjówkę, w której można było siedzieć lub leżeć przygotowano w stodole. Wejście przykryto słomą. Dwa razy dziennie ktoś zanosił ukrywanym jedzenie w wiaderku i stukając w deskę dawał sygnał. Nocami Żydzi wychodzili z ukrycia. W ciągu dnia Stanisław Matuszczyk pracując w stodole rozmawiał z nimi o aktualnej sytuacji i o tym, jak długo może jeszcze potrwać wojna.
Najtrudniejsze było ukrycie gotowania, którym zajmowała się Honorata. „Dawniej to ludzie chodzili do siebie, nie tak jak dzisiaj. Sąsiedzi przychodzili i pytali: a na cóż wam Matuszczykowo tyle jedzenia? Ludzie coś tam przeczuwali…” – mówi Wiesława Kłębek.
Ukrywanie stawało się ryzykowne, strach narastał. Pewnego dnia Stanisław Matuszczyk poprosił braci Federmanów o opuszczenie kryjówki. Wrócili po niespełna miesiącu. Gospodarz milcząco przystał na ich dalsze ukrywanie.
Jednak plotki o tym, że u Matuszczyków przechowywani są Żydzi zaczęły krążyć po okolicy i dotarły do Niemców. Przeprowadzona przez nich kontrola niemal zakończyła się tragedią…
„Wyszedł mój tata z 2-letnim synkiem. Niemcy kazali mu odłożyć dziecko i przerzucać słomę. Jak dziadek Matuszczyk zobaczył, że kryjówka jest już blisko, to stanął przed Niemcami i powiedział: jak u nas znajdziecie Żydów, to pierwsza kula dla mnie. A została jeszcze tylko jedna warstwa słomy. I Niemcy zwątpili. Zrezygnowali i odjechali” – opowiada pani Wiesława.
Ukrywani byli pewni, że po zetknięciu się twarzą w twarz ze śmiercią, gospodarze na pewno ich wyrzucą. Ale tak się nie stało. Doczekali u Matuszczyków i Muchów końca wojny. Wyjechali do Krakowa, a następnie do Stanów Zjednoczonych.
Początkowo utrzymywali kontakt, ale potem zerwali go na 50 lat. „Mama miała o to żal.” – wspomina pani Wiesława. Jednak pewnego dnia przed dom Matuszczyków i Muchów w Bronowie podjechał samochód. Kierowca wysiadł i zapytał: „Czy przechowywaliście podczas wojny Żydów?” Okazało się, że w aucie są: córka, zięć i wnuki jednego z ukrywanych. Z inicjatywą przyjazdu i odnalezienia polskiej rodziny wyszedł zięć Hymana Federmana, Menachem Daum, który nakręcił o tej historii film pt. „Hiding and Seeking. Faith and Tolerance After Holocaust”.
Małżeństwa Matuszczyków i Muchów zostały w 2003 roku uhonorowane tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.