Jadwiga i Stanisław Włodkowie z synami Krystynem i Januszem mieszkali podczas wojny w Węgleszynie, w powiecie jędrzejowskim. Stanisław był kierownikiem szkoły, a Jadwiga nauczycielką. Oboje byli zaangażowani w konspirację. Poprzez znajomych Żydów Esterę i Abe Oblęgorskich dowiedzieli się, że młode małżeństwo poszukuje kryjówki dla swojego synka, który miał wtedy niewiele ponad 2 lata. Włodkowie mimo obaw zdecydowali, że przygarną chłopca i będą go przedstawiać jako syna swojej kuzynki.
Pewnego wiosennego wieczoru 1942 roku chłopiec pojawił się u Włodków z elegancko ubranym małżeństwem. Tak opisał tamto spotkanie Krystyn Włodek:
Na ich twarzach malował się wielki smutek i zdenerwowanie. Chłopczyk miał na imię Jurek i już od swoich rodziców wiedział, że przyjechał do cioci, wujka i swoich kuzynów: Janusza i Krystyna.
Krystyn i Janusz mieli zaledwie 10 i 12 lat, ale rodzice zdecydowali, że powiedzą im o całej sytuacji i nie będą niczego przed nimi ukrywać. Chłopcy dowiedzieli się więc, że Jurek jest Żydem. Otrzymali też wskazówki, aby nigdy nie zostawiać go samego i co należy mówić ludziom na jego temat. Jurek był bardzo aktywnym i pogodnym dzieckiem. Chętnie bawił się z chłopcami i chodził z nimi na wycieczki do lasu. Nauczony przez swoich rodziców, wszystkim od razu przedstawiał się swoim fałszywym nazwiskiem: „Ja jestem Jurek Staszewski”.
W 1943 roku rodzinę Włodków dotknęła tragedia. Jadwiga Włodek została aresztowana przez Niemców wraz z inną nauczycielką, panią Siekańską. U Siekańskich Niemcy odkryli nielegalne radio, a następnie ukrywającą się rodzinę żydowską, małżeństwo z małym synkiem. Zostali oni rozstrzelani. Ponieważ Niemcom nie udało się zatrzymać mężczyzn: Stanisława Włodka i pana Siekańskiego, do obozu w Oświęcimiu zostały wywiezione ich żony. Pani Jadwiga zmarła po kilku miesiącach. Stanisław Włodek od aresztowania żony ukrywał się przed Niemcami, którzy ciągle go szukali. Jego synowie zostali więc sami, mając pod opieką małego Jurka, żydowskiego chłopca.
Pierwszej nocy po aresztowaniu matki, Niemcy przyjechali ponownie do domu i zabrali z niego wszystkie kosztowności. Nie zwracali uwagi na przerażone dzieci – wspomina Krystyn Włodek: Weszli do pokoju i zobaczyli pod ojca biurkiem zapłakanego Jurka, który chyba ze strachu i nerwów powiedział do gestapowca „ja pana zascele”. Ten zażądał przetłumaczenia tych słów. Nie wiemy czy przetłumaczył mu dosłownie, bo gestapowiec się roześmiał.
Chłopcy pracowali u różnych gospodarzy za jedzenie, jednak z obawy przed Niemcami nie wszyscy chcieli im pomóc. W pomoc zaangażował się sąsiad, pan Łysek, także związany z AK.
Pewnego dnia po wsi zaczęła krążyć plotka, że Jurek jest Żydem. Dalsza opieka nad nim stała się bardzo ryzykowna. Dlatego pewnego dnia chłopiec zniknął z wioski. Stanisław Włodek potajemnie przewiózł go do swojej siostry w miejscowości Przyłęk, gdzie Jurek szczęśliwie przetrwał do końca wojny.